Nasz rok w Oriencie, Victoria Twead
Nasz rok w Oriencie, Victoria Twead
Oryginał: Two Old Fools on a camel
Wydawnictwo: Pascal
Rok wydania: 2013
Stron: 384
Gatunek: pamiętnik, podróżnicza
Kiedy myślę orient, w wyobraźni odmalowuję pełne barw obrazy, czuję niezwykłe aromaty, słyszę śpiew i muzykę. Okładka najnowszej powieści Victorii Twead zdawała się moją wizję potwierdzać. Tymczasem jej orient okazał się nieco suchy, bezbarwny i przygnębiający, jak bahrańskie pustynie.
Jeżeli chodzi o sam sposób opowiadania czy skłonność do przywoływania najróżniejszych zabawnych anegdot z życia otoczenia, nic się u autorki nie zmieniło. Nasz rok w Oriencie czyta się równie szybko i miło, jak poprzednią książkę – Andaluzja, Olé! Jednak otoczenie, w jakim znaleźli się Victoria i Joe nie jest już tak przyjemne i intrygujące. Spokojną hiszpańską wioskę zamienili oni na tętniący życiem, szokująco egzotyczny (przynajmniej dla Europejczyków) kraj ulokowany w Zatoce Perskiej. Do tego z ich opowieści zniknęły radosne uliczki, piękne ogrody i zachody słońca witane winem na tarasie. W ich miejsce pojawiły się: przygnębiająca szkoła, niebezpieczne ulice, irytujący ludzie i cała gama rozczarowań bohaterów.
Dużo zaśmiewałam się przy poprzedniej powieści Victorii Twead. W przypadku Naszego roku w Oriencie rodzą się momenty, w których czytelnik zaśmieje się pod nosem, bo a to uczniowie Victorii coś wywiną, a to ich rodzice zachowają się komicznie irracjonalnie, a to dziwny współpracownik padnie obiektem żartu, ale generalnie wymowa tej opowieści wcale do najbardziej radosnych nie należy. Pominę już powielanie niektórych żartów, które okazuje się nieco uciążliwe – przez tę opowieść po prostu niemal na każdym kroku przelewa się mnóstwo goryczy.
Czy to źle? I tak, i nie. Jeżeli ktoś czytał poprzednie książki angielskiej pisarki, spodziewa się mnóstwa radości i ciepła przelanych na papier. Stąd małe rozczarowanie. Z drugiej jednak strony – Victoria porusza naprawdę ważne dla krajów arabskich kwestie, opowiadając o kulturowych nieporozumieniach, konserwatywnych normach prawnych, korupcji i tajemniczych układach w szkołach czy sytuacji politycznej kraju. Tej ostatniej nie da się uniknąć, jeżeli rok, jaki państwo Twead spędzają w Bahrajnie, obejmuje czas tzw. Arabskiej wiosny – fali antyrządowych protestów, która doprowadziła do śmierci kilkudziesięciu osób, ranienia przynajmniej tysiąca innych, zniszczenia części miasta i ograniczenia swobód obywateli. Z obcokrajowcami, takimi jak Victoria i Joe, włącznie.
Choć autorka ze wszystkich sił stara się zaczarować rzeczywistość i w nawet najbardziej przygnębiające historie wpleść odrobinę humoru i ciepła, najpiękniejszymi i najbardziej kojącymi fragmentami książki są jej ostatnie strony, kiedy bohaterowie z ulgą żegnają ponury Bahrajn, zastępując go cudownym rozgardiaszem i urokiem maleńkiego El Hoyo. I choć Bahrajn mnie do siebie nie przekonał i nieco się przy tej opowieści nudziłam, wciąż wielką sympatią darzę Victorię Twead, mając nadzieję, że jej kolejna podróż – być może na antypody? – okaże się nieco bardziej optymistyczna, kolorowa i warta przypominania.
PS. Jak zwykle nie wplotłam tego w tekst, ale warto byście wiedzieli, że kolejny raz autorka pokusiła się o wzbogacenie historii mnóóóstwem smakowitych przepisów kulinarnych prosto z krajów arabskich. Kilka z nich mam już na oku! 🙂
Moja ocena: 7/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Pascal.
Z podróżniczymi książkami to ja mam zawsze problem. Lubię takie, w których odnajduję człowieka i jego emocje. Drażnią mnie zwykłe "opisy". Niech nawet się ta podróż kłóci z moimi wyobrażeniami o danym miejscu, ale niech żyje. 🙂
Ps. Pomarańcze w śniegu czytałaś? (Peter Kerr)
Tak w nawiązaniu do Hiszpanii 🙂
Oj uwielbiam książki podróżnicze 🙂 Są świetną alternatywą jeżeli nie mamy czasu na prawdziwą podróż 🙂 Tego typu książki mają nawet osobne miejsce w mojej biblioteczce 🙂 Zainteresowałaś mnie tą pozycją 🙂 Bardzo chętnie bym się z nią zapoznała 🙂
Z panią Twead jeszcze do czynienia nie miałam, ale jeśli chodzi o Bahrajn to faktycznie, pierwsze skojkarzenie to Formuła 1 🙂
Co miłe – podobnie myśli mąż autorki, który jako jedyny rajcował się wycieczką na tor 🙂
Lubię książki podróżnicze, a z tą autorką nie miałam jeszcze do czynienia 🙂
Mnie zawiodła "Andaluzja" więc do tej sceptycznie podchodzę. Ale Twoja recenzja jest drugą, która kusiiiii
Myślę, że mi się spodoba, ponieważ bardzo lubię literaturę, która opisuje inne miejsca. Z autorką nie miałam przyjemności się zapoznania, ale myślę, że to fajna lektura na jesienny wieczór, by przywrócić sobie barwy lata 🙂 Pozdrawiam 🙂
Po tej recenzji raczej chętniej sięgnę po książkę autorki o Hiszpanii. 😉 Ale poza tym, z moich literackich doświadczeń wyniosłam raczej nieciekawy obraz szeroko pojętego orientu. Nieciekawy politycznie, kulturowo itp., ale właśnie kolorowy, pachnący, intrygujący. Trochę więc dziwi mnie brak tych aspektów w takiej książce…
Pozdrawiam! 🙂