Nie jestem kobietą, nie jestem kibicem ani blogerem. Jestem MATKĄ!
W dniu, w którym wydałam na świat Zofię, przestałam być tym, kim byłam. Nie jestem blogerem, nie jestem absolwentką polonistyki, nie jestem częstochowianką, ani nawet kobietą. Jestem matką. Tylko. Wyłącznie. Nikim więcej – matką.
Kiedy kobieta przyjmuje na siebie rolę rodzicielki, momentalnie traci wszelkie inne statusy społeczne. Nie definiuje jej już kolor włosów (co za ulga dla blondynek), nieważne jest jej wykształcenie czy pochodzenie, nie liczą się zainteresowania. Teraz grupowana jest w jedną całość z innymi matkami.
A matki bywają przecież różne. Ja po porodzie nie zaczęłam marchewki nazywać marcheweczką, masła masełkiem a smoczka – o, zgrozo! – dydusiem czy innym nynusiem. Na pytanie, co u mnie, nie odpowiadam, że „Zofii wyszedł czwarty ząb” albo że „Zofia zaczęła stawiać pierwsze kroki”. Nie robię ułomnej z siebie, ze swoich rozmówców, ani dziecka. Nie sprowadzam sensu swej egzystencji wyłącznie do potomstwa i dalej żyję swoim życiem. Czasu dla siebie mam mniej, ale nie przykułam się na zawsze do paczki pieluch i butelki z mlekiem.
Co z tego, skoro w oczach społeczeństwa moją jedyną rolą życiową jest macierzyństwo, a wszelką osobowość, jaką kiedykolwiek posiadałam, wyciągnęli ze mnie wraz z łożyskiem?
Nie lubię i nie zamierzam identyfikować się z matkami. Mamy podobne problemy i zmartwienia, ale nie jesteśmy takie same, dlatego do szału doprowadza mnie generalizowanie, że „wszystkie matki są takie i srakie”. Bardzo cenię sobie np. działalność profilu „Beka z mamuś na forach”, ale jednocześnie irytuje mnie, że w komentarzach traktuje się wszystkie matki świata jako jedną całość. Babka, która wrzuca publicznie zdjęcie swojego potomka umazanego kupą jest nie tylko matką, ale też absolwentką jakiejś szkoły, reprezentantką jakiegoś środowiska, posiadaczką konkretnych cech. Jednak na jej widok nikt nie rzuci uwagi, że „wszystkie blondynki są tępe”, „wszystkie dziewczyny z dzielnicy X mają coś z głowami”, ale już uwaga, że „wszystkie matki są nienormalne i wysrały mózgi w pakiecie z łożyskiem” jest już jak najbardziej powszechna, akceptowana przez otoczenie i normalna.
Generalizowanie jest ogólnie głupie i słabe. Ale już generalizowanie tego rodzaju stanowi dla mnie szczyt idiotyzmu. To, że bywają osoby, które żyją wyłącznie życiem swoich dzieci, nie mają innych tematów i zainteresowań, a po porodzie zaczynają cofać się w rozwoju, co widać w ich mowie i zachowaniu, nie znaczy, że teraz każdą dzieciatą powinniśmy traktować jako odłam społeczeństwa z etykietą „matka”. Kobiety, nawet po porodzie, wciąż pozostają kobietami, siostry siostrami, a blogerki blogerkami.
Owszem, są też mamami, ale nie tylko do tego sprowadzają się ich osobowości.
Przeczytaj również:
Amen! podpisuję się obiema rękami 🙂
Bardzo mnie to cieszy 😉
Brawo 🙂 bardzo mądrze to napisałaś 🙂
Dziękuję 🙂
Oj to prawda! Niektóre osoby traktują mamy – jakby to była ich jedyna rola w życiu. Pisałam o tym w poście 7 twarzy mamy, gdzie na placu zabaw słyszę tylko: "O! zobacz kochanie, idzie mama Aniki" w społeczeństwie przestałam funkcjonować jako Marta – jestem mamą swojego dziecka… jednak to, że społeczeństwo generalizuje nie jest dla mnie tak wkurzające, jak krytyka matek względem siebie. Zobacz! Co za matka! Pozwala dziecku bawić się w piachu! Myślę, że świat już tak jest skonstruowany, że nie zmienimy tego w najbliższym czasie. Jednak cieszę się, że są wśród nas matki-blogerki, matki-z wyższym wykształceniem czy matki-posiadające pasje. W walce o to, by nie zatracić siebie- wierzę, że są cudownymi matkami. W końcu muszą pogodzić tak wiele życiowych ról. 🙂
Oj tak, "matka matce wilkiem" to w ogóle temat na jeszcze jedną dyskusję. Każda mądra, wszystkie wszystko wiedzą i jeszcze wyrażają szczere zainteresowanie wychowywaniem cudzych dzieci 😉
Jezusie Maryjo, już myślałam, że będę czytać post pt.: "Jestem mamusią i tylko nią i tylko to jest teraz dla mnie ważne". Ale żeś mnie przestraszyła 😛 Post bardzo trafny <3
Haha, a bo to takie trochę przewrotne było 😉
Nie mam dzieci, więc z doświadczenia nie wiem jak to jest, ale wydaje mi się, że masz rację. W końcu wszędzie najlepszy jest zdrowy rozsądek 🙂
Otóż to!
Jaka mądra mama! I tak trzymaj! Pozdrawiam z Irlandii Edyta, mama czwórki dzieci ?
Pozdrawiam również 🙂
Jaka mądra mama! I tak trzymaj! Pozdrawiam z Irlandii Edyta, mama czwórki dzieci ?
Ależ mi się podoba to, co przeczytałam 🙂 Pozdrawiam więc nie tylko mamę, ale przede wszystkim blogerkę i kibica – człowieka z pasją – oraz jej piękną córeczkę. Wyglądacie świetnie na tym zdjęciu 🙂
Dziękujemy 🙂
Prawda! Dobrze napisane 🙂
Dzięki! O prawdzie pisze się najlepiej 🙂
Szczerze to nie znam matki, która żyje wyłącznie swoim dzieckiem i traci własne ja. Znasz taką? Może sprawiać takie pozory, ale czy w ogóle można się tak zatracić? I nie mówię o mamach z forum internetowego, ale wśród znajomych j przyjaciół.
Jeżeli chodzi o moje otoczenie, to większość jest 'normalna' – nie zapomniały o swoich pasjach i potrzebach. Mam też jednak takie, które nagle mają jeden temat do rozmowy, jeden cel w życiu, jeden obiekt zainteresowania. Tracą na tym nie tylko przyjaźnie, ale też związki z facetami, niestety.
Ja mam kilka przykładów w swoim (nieinternetowym) otoczeniu. Tragedia.
Strach w ciążę zachodzić 😉
Oj tam, wcale nie 🙂
Nie wybrałam tej roli dla siebie – wiem wydam się niektórym dziwna, ale tak mi dobrze. Nie czuję do tego pociągu – owszem mam rodzinę męża i psa. I tak mi dobrze. I kocham!!! jak mi współczują, że nie mam dzieci – patrzę z politowaniem, bo każdy ma prawo do swego życia i swoich wyborów. Gratuluję świetnej notki – gratuluję sposobu myślenia – brawo Klaudyna – oby więcej kobiet tak myślało.
To naprawdę przykre, że ludzie nie potrafią uszanować cudzych wyborów. Przecież rodzicielstwo nie jest obowiązkiem – powinno się to rozumieć i szanować. Znam kilka par starszych sporo ode mnie, które nie decydowały się na dzieci i nie żałują. Mimo że wiem już jak to jest być mamą i cieszę się każdą chwilą spędzoną z Zońką, nikogo nie namawiałabym na podążanie tą samą ścieżką. Niech każdy dokonuje swoich wyborów – po to mamy życie, by żyć po swojemu. Każdy ma swoją szansę i niech ją wykorzystuje 😉
U mnie wiele mamuś zachowuje się jak te z Beki, ale poblokowałam je na mojej tablicy, bo nie dość, że nie jara mnie oglądanie 10-zdjęciowego albumu jakiejś Zuzi jak się bawi na placu zabaw, gdzie jedno zdjęcie od drugiego różni się może minimalnie ułożeniem ręki czy nóżki, to po jakimś czasie zaczyna ostro irytować. I nie, nie jestem zazdrosna. Tak, na serio potrafię cieszyć się czyimś szczęściem, pod warunkiem, że nie wpycha mi się tego szczęścia jak paszę gęsi.
Wczoraj byliśmy z Michałem świadkiem pięknej sytuacji. Akcja działa się w naszym Auchan, dział z warzywami, dziewczyna na oko w Twoim wieku, może lekko starsza, w wózku na zakupy usadzone jedno dziecko, drugie (ok 3 lata) idzie obok za rękę i się drze. Nie płacze – drze, jak stare prześcieradło. Na co dziewczyna, podejrzewam, że matka owego delikwenta, podnosi je w górę za rękę i spokojnie mówi "Nie ma bezstresowego wychowania" po czym kontynuowała zakupy podczas gdy on wisiał w powietrzu 😀 Dlatego jest jeszcze nadzieja, nie wszystkie mamuśki fiksują 😀
Haha, chciałabym to zobaczyć 🙂 Muszę opracować podobne metody – Zońka też wygląda mi na taką, co się rozdzierać będzie jak dzika.
Co do zdjęć na fejsie – znam ten problem. Mam na dysku tysiące zdjęć swojej małej, ale nie widzę sensu atakować nimi znajomych każdego dnia. Ani to dobre dla dziecka, ani dla otoczenia.
Cholera, właśnie dzisiaj miałam opublikować tekst o macierzyństwie, ale w takim razie zrobię to jutro, żeby nie było. 😛 A tak w ogóle, to przez długi czas zastanawiałam się, czym jest wspomniany "dyduś" – kiedy w końcu udało mi się to rozszyfrować, oniemiałam po prostu. Podpisuję się pod każdym z Twoich słów – mam nadzieję, że po porodzie mój mózg zostanie na tym miejscu, w którym znajduje się teraz. 😉
Wrzucaj śmiało, o macierzyństwie dobrze poczytać 😉
PS. Już ja dopilnuję, żeby został tam, gdzie jest!
Dobrze znać takich ludzi jak Ty – jakby mi odwalało, to jednym słowem przywrócisz do pionu! 😀 Dzięki Ci za to! A post będzie na pewno, chociaż w innej odsłonie. Mam nadzieję, że jutro, bo w końcu przydałoby się zmotywować do czegokolwiek. 😉 Buziaki dla Zosi!
Mi się wydaje, że to jest trochę tak, że wiele kobiet, zwłaszcza tych które zostały młodo matkami nie osiągnęło w życiu nic ciekawego (bo niby kiedy?). Pojawiło się dziecko i nagle miały wymówkę, maleństwo je zdefiniowało, pozwoliło się czymś chwalić i "wywyższyć". Mamusie mające swoje życie to wciąż w Polsce nowość. Nie martw się na pewno stereotyp "matki Polki" niedługo zniknie. Widzę w okół siebie coraz więcej kobiet które nie "zwariowały" od porodu;)
A wiesz, u mnie w otoczeniu jest na odwrót – widzę, że najbardziej ogarnęły się ze swoim życiem dziewczyny, które zaszły w ciążę w czasach szkolnych i mają teraz już dzieciaki w szkołach. Zasadniczo jak ktoś przed ciążą, niezależnie od wieku, nie miał pomysłu na swoje życie, po porodzie mu zostało… 😉
Podpisuje się pod każdym Twoim słowem w 100%.
Super!
Ty zawsze wiesz jak pisać żeby zaciekawić.. PS.Wysłałam e- maila.
Spokojnie, regularnie sprawdzam skrzynkę 🙂
Myślę, że to jaką ktoś będzie mamą zależy od tego, kim była ta osoba już wcześniej. Macierzyństwo może zmieniać, ale nie warto rezygnować z siebie – choć po części trzeba się zmienić dla tej nowej osoby w życiu. Takich doświadczeń sama jeszcze nie mam, ale podczas nauki na prawo jazdy … czasem mam wrażenie, że by być dobrym uczestnikiem ruchu trzeba wykształcić sobie co najmniej nową osobowość – bardziej pewną siebie i zdecydowaną. Nadal jestem sobą, więc zdarzają mi się błędy – dla mnie nad wszystkimi zasadami jest bezpieczeństwo. Mam wrażenie, że przy nowej roli jakiej podejmuje się kobieta (macierzyństwo), też trzeba tak troszkę "przestawić" swój świat. Nie widzę jednak opcji, aby przy tym całkowicie zrezygnować z siebie.
Ha, przed chwilą podobną myślą podzieliłam się w komentarzu wyżej – zgadzam się, że jak ktoś nie miał życia przed ciążą, to i po urodzeniu dziecka mieć go nie będzie.
Niestety, znam takie przypadki, że światopogląd zmienia się dziewczynom całkowicie i stają się zupełnie innymi osobami. Stąd później pokutuje przekonanie, że baby po urodzeniu dzieci głupieją 😉
Cenny komentarz. Mnie niestety odpada ostatnio wiele koleżanek, bo… zachodzą w ciążę. I zaczynają się własnie te wymienione przez Ciebie dydusie, nunusie, dzieciaczki. Starałam się jak mogłam, ale przykro mi, nie jestem zainteresowana czwartym zębem czyjegoś dziecka. Fajnie popatrzeć na czyjąś radość, pogadać o niej 15 – 30 minut, bo to przecież moje koleżanki, ale powinno się uszanować, że mnie to nie interesuje. Ja nikogo nie zmuszam do gadania o pozycji społecznej kobiety w zborach ariańskich na ziemiach polskich, bo mam świadomość, że kogoś to nie interesuje, choć dla mnie jest to wybitnie fascynujące.
Strasznie fajnie, że poruszyłaś ten temat. Najgorzej jak wrzucą do jednego worka, przyczepią etykietę i koniec.
Wielka szkoda, że znajomości kończą się w ten sposób. Ja nie byłam pierwszą w towarzystwie, która urodziła i mam wyłącznie dobre wspomnienia – koleżanki rodziły, nie ekscytowały się zanadto dziećmi i nie czyniły z siebie wyłącznie matek. Dopiero później poznałam takie, które żyją wyłącznie dla macierzyństwa i telenowel 😉
Dla mnie bycie matką to tylko jedna z ról, którą może wypełniać kobieta w swoim życiu, dlatego doskonale rozumiem Twoje oburzenie. Z drugiej jednak strony spotykam się z sytuacjami, kiedy takie mamy same się proszą, żeby przypisywano im tylko i wyłącznie tę jedną rolę … Smutne trochę.
To jest właśnie to – są dziewczyny, które same dały się wtłoczyć w szablon 'matki i tylko matki', na czym tracą i one i otoczenie. I właściwie każda z nas, z tą etykietką, o której wspominałam 😉
Będąc mamą nie wolno zapominać o sobie,przecież chyba ważne aby w oczach własnego dziecka być też kimś a nie tylko kimś kto sprząta,gotuje i chodzi w rozciągniętym swetrze. A znowu jak kobieta stara się pogodzić macierzynstwo z swoimi własnymi celami to wysłuchuje od ludzi że jak tak można,że matce tego nie wolno,że jedyne co powinno wtedy się robić to siedzieć w domu na dupie 😛
Ludźmi nie ma się co przejmować. Nie pracujesz – źle, bo jesteś utrzymanką. Pracujesz – źle, bo nie spędzasz czasu z dzieckiem. Nie da się dogodzić każdemu, najważniejsze, to działać po swojemu i cieszyć się nie tylko macierzyństwem, ale też samą sobą.
Dokładnie. Robić po swojemu. Moja mama nie realizowała się na wielu polach, bardzo ważny był dla niej dom, my, ale nie znaczy to, że była nudną osobą. Tak po prostu lubiła, to był jej priorytet, nie chciała już kursów czy hobby większego, wolała być z nami. Nie przytłaczało to nas, bo rozumiała też nasze potrzeby. Ludzie mają różne potrzeby i moja mama po prostu tak miała. Nie ma w tym nic złego. Nie każdy musi mieć hobby jak nie chce, ona wolała obejrzeć tv, a mimo tego nie była głupia, była rozmowna, życzliwa, zawsze miła 🙂 🙂 Niestety zmarła niecałe 2 miesiące temu, miała zaawansowanego raka. Mam 24 lata, ale jest mi bardzo ciężko, mama kocha bezgranicznie i jej strata zawsze będzie bolesna, zwłaszcza, że miała 47 lat, taka dobra osoba, a tak cierpiała z choroby od 2010 roku jak zachorowała z roczną remisją. Nigdy człowiek nie pogodzi się ze stratą mamy tak samo jak ze stratą dziecka się nie pogodzi, bo to właśnie ktoś kogo kochasz bezgranicznie i kto tak samo kocha Ciebie, żadna inna relacja taka nie jest. Dlatego tak bardzo boli. Na razie jeszcze mam stan, że dużo płaczę, jak coś robię to automatycznie, ale jak minie więcej czasu, to postaram się po prostu żyć tak, by mama była ze mnie dumna. No, ale teraz jest to świeże i nie jest to takie łatwe, musi minąć trochę czasu. Tak bardzo tęsknię za mamą.
A i nie dodałam, moja mama póki nie zachorowała, to pracowała, dopiero potem nie. Po prostu pracowała, a po pracy była w domu, obejrzała tv czy coś, nie miała wielkich hobby, ale nie była przez to gorsza. Tak po prostu wolała i była wspaniała, tak bardzo nas kochała, a my ją. Ech to takie niesprawiedliwe. No niestety. Trzeba się nauczyć z tym żyć, ale to nie zmienia faktu, że to niesprawiedliwe, że umarła. Tak wiele oczywiście wspaniałych osób umiera, tak wcześnie i to niesprawiedliwe. No, ale tu każdy chyba ze mną się zgodzi. Sensu w tym nie ma. Trzeba iść dalej, ale ta pustka będzie, no niestety.
Ogromnie Ci współczuję. Strata mamy zawsze jest koszmarna, ale w tak młodym wieku szczególnie. Życzę dużo siły :*
Dziękuję. :*
Prawda, wszystko, prawda, ale… 😉
U mnie po porodzie rola mamy wyszła zdecydowanie na prowadzenie i chociaż od tego momentu minęło już ponad 16 miesięcy, to ciągle jest to dla mnie najważniejsze zadanie w życiu. Daleko mi do mam Brajnów z Beki, jednak lubię opowiadać znajomym co tam u mojej córki słychać (pytają pewnie z uprzejmości) i tak naprawdę niewiele rzeczy interesuje mnie teraz bardziej niż moje dziecko.
Nie narzekam, lubię ten stan, to poczucie misji, celu, wartości; może dlatego, że wcześniej, mimo bycia wielokrotną absolwentką i kilku innych jeszcze ważnych ról życiowych – nie czułam tego wszystkiego.
Myślę, że dla każdej mamy macierzyństwo już na zawsze zostanie podstawową rolą życiową, ale to nie znaczy, że ma być jedną i przesłaniającą cały świat 🙂
każdy jest inny. jedne będą głupieć a inni będą normalni.
Pociągnęłabym to dalej. Myślę, że podobnie jest ze związkami. Jeśli wchodząc w jakąś relację porzucasz wszystko i wszystkich innych, to też nie jest ok. Wiadomo, że ma się mniej czasu, ale choć raz na jakiś czas warto znaleźć czas dla kogoś innego niż druga połówka. Zwłaszcza, jeśli się takie osoby w życiu miało. Myślę, że to jest nawet zdrowe! Uwielbiam też mówienie o sobie w liczbie mnogiej – my zrobiliśmy, my lubimy, my byliśmy 🙂 Urocze kiedy się coś opowiada, ale serio, kiedy np. koleżanka ugotuje obiad dla siebie i męża, a potem opowiada mi "zrobiliśmy na obiad to i to" mam ochotę pacnąć się ręką w czoło 😉
Takie problemy mam już dawno za sobą, ale faktycznie ze szczenięcych lat pamiętam, że tak było. Nawet przyjaźnie się kończyły, "bo facet". Smutne.
Święta prawda! Całkowicie się z tym zgadzam. Tak się dzieje nie tylko z matkami, ale (chyba jeszcze częściej) z "gimbusami". Bo przecież wszyscy gimnazjaliści są tacy sami, identyczni. Stereotypy, niepotrzebne generalizowanie jest irytujące. Czasem aż odechciewa się sprawdzania jakiejkolwiek stronki w sieci, bo wiadomo że będzie tam o gimbusach/matkach/gejach/imigrantach i tak bez końca. Ostatnimi czasy środowisko hejterów działa naprawdę z ogromną siłą i zasięgiem, a hejterów zdaje się tylko przybywać…
O tak, stereotyp na temat młodzieży rzeczywiście istnieje. 'Za moich czasów' tak nie było, nikt mnie jako gimnazjalisty nie definiował. Szkoda, że to wszystko zmienia się na niekorzyść.
Na szczęście mam powody do zdziwienia Twoim tekstem. Bo zarówno moja żona, jak i wszystkie inne matki jakie znam, pozostały sobą, dodając sobie po prostu jeszcze jedną rolę. Bardzo ważną, to oczywiste. Ale przecież nie stała się ona jedyną rolą, jaką mają do spełnienia.
Powiem nawet więcej! Mojej żonie wróciła po porodzie wena i kreatywność!
PS U mnie, dzięki bogu, póki co tylko teściowa wyraża się w sposób: "To siom ksiońśki. Będziemy citać raźem ksiońśki"?
Do szału mnie to doprowadza!
Nienawidzę, jak ktoś stosuje taką ułomną gadkę w stosunku do mojego dziecka. Od razu mówię wtedy, że w rozmowie z małym człowiekiem nie trzeba się uwsteczniać i robić z siebie idioty 😉
Fantastycznie, że masz wokół siebie pozytywne przykłady. Godne pozazdroszczenia 🙂
To ciekawe, bo dopiero wczoraj o tym myślałam, a Ty dziś przypomniałaś ten tekst (wcześniej go nie znałam) jakby nawiązując do moich przemyśleń 🙂 Nie mam dziecka (jeszcze), choć według społeczeństwa zapewne powinnam, bo zegar biologiczny, bo kobieta bez dziecka jest "niepełna"… Boję się macierzyństwa w znacznej mierze dlatego, że przestanę być sobą – ale nie z wyboru tylko z braku czasu lub w oczach innych. Moja pasja i moje potrzeby będą musiały zejść na dalszy plan, bo ząbki, kupki, pieluszki…
Ludzie lubią generalizować, ale jest to bardzo krzywdzące. Może niejedna mama nie ma czasu dla siebie i zagadana co u niej, boi się przyznać, że ona sama gdzieś po drodze zniknęła przytłoczona okołodzieciowymi sprawami? A może zniknęła, bo teraz już nie jest postrzegana jak Anka świetnie fotografująca czy Kaśka, która pięknie szyje, tylko właśnie jako matka? Przedmiotowo jak wytwórca małego cudu (czytałaś "Syna" Lois Lowry? Bohaterka tej części dystopii została wybrana na Rodzicielkę, ma rodzić dzieci, jak surogatka, jest po prostu producentem)? Pamiętam jak bliska mi osoba urodziła, dziecko płakało, ona podchodzi, a ktoś z rodziny rzuca do bobasa: "mleczko już idzie". Mama na szczęście nie straciła rezonu i powiedziała, że nie jest krową czy mleczarnią – nie pamiętam; najważniejsze w tej historii jest to, że czasem my sami jakimś głupim komentarzem umniejszamy czyjąś wartość i znaczenie. A myślę, że po porodzie – gdy wszyscy skaczą koło dziecka i się nim zachwycają – mamy tym bardziej potrzebują wsparcia i poczucia, że są nadal kobietami. Ja dzieciate kobietki zawsze staram się wypytać o to, co u nich, bo sama nie chciałabym być postrzegana tylko przez pryzmat dziecka (zrobiła co swoje i już się nie liczy).
O rety, te teksty znam z życia. Ja karmiłam krótko, więc nie zdążyłam tego odczuć, ale często słyszałam jak o szwagra dziewczynie mówiono w tym kontekście: "bufetowa/mleczarnia/dojarka" itd. – żenujące i wstrętne. Dziwię się, że się czasem nie odgryzła, bo ileż można być sprowadzaną do takiej roli?
Niekiedy kobiety same czynią z siebie 'tylko matki', niekiedy robi to za nie otoczenie. Jedyne, co możemy w takiej sytuacji robić, to właśnie traktować je normalnie i tak jak piszesz – wypytywać o to, co u nich, i tylko u nich, bez ciągłego koncentrowania się na dziecku.