KKD#20: O książkach wyłącznie dla dorosłych, czyli czy kontrolujemy, co czytają dzieci?
#20: O książkach wyłącznie dla dorosłych, czyli czy kontrolujemy, co czytają dzieci?
Doskonale zdaję sobie sprawę, że większość z Was jeszcze dzieci nie ma, bo blogosfera książkowa młodzieżą głównie stoi, ale dzisiejszy temat do dyskusji wydaje mi się na tyle uniwersalny, że każdy, niezależnie od wieku, będzie mógł bez przeszkód wyrazić swoją opinię. Inspirację zaczerpnęłam z życia, a sam pomysł na dyskusję zrodził się po tym, co w dniu wczorajszym wydarzyło się na fejsbukowym profilu Moondrive…
W czym rzecz? Chodzi o zdjęcie dziecka z książką. Niby nic, ale… Dziewczątko na oko dziesięcioletnie przesłało do administracji profilu swoje zdjęcie, które potem radośnie zawisło na tablicy i które błyskawicznie zostało przez kilka osób skomentowane. Ponieważ powieść Hopeless, zarezerwowaną zdecydowanie dla czytelników dorosłych, poznało już sporo osób, komentarze były albo ironiczne i ciut złośliwe, albo pełne troski. Nie oceniam tego, czy administracja profilu powinna wrzucać wszystkie zdjęcia, jakie dostaje – ich polityka, ich sprawa. Nie oceniam też rodziców dziewczynki, bo naprawdę nie wyobrażam sobie ciągłej kontroli nad tym, co dziecko robi w sieci. Cieszą mnie dwie rzeczy – że w komentarzach nie pojawiło się zbyt wiele jadu (niestety, ale ludzie potrafią być złośliwi i wyrządzić krzywdę samym słowem, co szczególnie dla młodej dziewczynki może być bolesne) i że zdjęcia już tam nie ma.
Źródło: Christos Tsoumplekas |
Ale. Tu dochodzimy do momentu opowieści, w którym muszę przyznać się, że zachowuję się jak nawiedzona wariatka i to prawdopodobnie za sprawą mojej interwencji zdjęcie zniknęło. Akurat kończyłam lekturę tej książki – książki, w której pojawiają się puszczalskie nastolatki, pierwsze kontakty intymne, liczne przekleństwa i tematyka przestępstw seksualnych dokonanych na dzieciach. Nie chcę demonizować, ale sami przyznacie, że rację mieli ci, którzy w komentarzach pod zdjęciem wykrzykiwali, że to nie jest literatura dla dzieci i że dziewczątko jest zdecydowanie na temat za młode, a do tego nie bez przyczyny sama lektura zarezerwowana jest dla czytelników dorosłych. Ponieważ w sieci, a już na fejsbuku szczególnie, można znaleźć właściwie wszystko, w minutę dotarłam do osoby z bliskiej rodziny dziewczynki (choć nie do rodziców, bo tych się trochę obawiam) i po prostu wyłożyłam problem (a raczej problemy – czytanie nieodpowiedniej literatury i posyłanie swoich zdjęć w świat). Okej, może to ciąża rzuca mi się na mózg, ale zrobiłam to i cieszę się, że w zamian otrzymałam słowa podziękowania, a nie wywody, że się mieszam w nie swoje sprawy. Zdjęcia nie ma, rodzice prawdopodobnie wiedzą, że coś jest nie tak, a i dziecko na pewno w związku z tym parę spraw sobie przemyśli.
Bo wiecie, cieszymy się, kiedy dzieciaki czytają, prawda? Rodzice kupują książki, prowadzają do biblioteki i radują się, kiedy pociecha zamiast spędzać godziny przed telewizorem czy komputerem woli sobie poczytać. Tutaj właśnie może pojawić się pułapka. Kiedy w telewizji pojawia się film dla dorosłych, czerwony znaczek w rogu jasno daje do zrozumienia, że małoletnie potomstwo ma zmienić kanał albo pójść pobawić się pluszakami. Książki jednak żadnych oznaczeń nie mają (a może powinny?). Opisy nie zawsze są jasne, okładki nie zawsze sugerują, co kryje się w środku. Część rodziców najpewniej nie zadaje sobie nawet trudu, by sprawdzić po jaką literaturę sięgają dzieciaki, a potem efekty są różne. Jednej dziesięciolatki nie ruszy tematyka seksualna, druga pomyśli, że promowane w książce zachowania można uznać za wzorzec. Rozumiem, że teraz szybciej się dojrzewa, ale są pewne granice, które nie powinny być przekroczone. Tym bardziej, że dla uczniów szkół podstawowych wcale nie wydaje się wyłącznie bajek, ale również wartościową literaturę na poziomie, a na dorosłe opowieści naprawdę kiedyś przyjdzie pora…
Źródło: MistoAcrilico |
Nie przypominam sobie, by moi rodzice kiedykolwiek kontrolowali, po jakie książki sięgam. Nie musieli, to fakt, bo dzieciakiem byłam raczej mądrym i na mądrą literaturę stawiałam, a i „w tamtych czasach” po prostu rzeczywistość była inna. Ale dzisiejsi rodzice powinni na takie kwestie zwracać uwagę. Skoro wydawcy nie mają obowiązku informować, że odbiorcami ich książek powinny być wyłącznie osoby w określonym wieku (w przypadku Hopeless wcale nie musi to być minimum osiemnaście, bo myślę, że i szesnastolatkowie normalnie podejdą do tematu), to na rodzicach spoczywa obowiązek, by kontrolować, co wybierają ich dzieci. Bo jakimś cudem naturalnie przyszłoby im wyproszenie dziesięciolatki z pokoju, gdy telewizja serwuje Dziewięć i pół tygodnia, ale już gdy ta oddaje się lekturze jakiejś młodzieżowej wersji Pięćdziesięciu twarzy Greya problem się nie pojawia. To po prostu niewiedza lub ignorancja, które trzeba w sobie zwalczyć.
Ale może znów… To tylko ja widzę problem?
Na filmach są informacje o wieku, na grach to samo i myślę, że taka sytuacja jak ta, którą opisujesz, tylko dowidzi, że i na książkach powinny się znaleźć. Oczywiste jest, że dzieci czy młodzież i tak znajdą sposób by sięgnąć po zakazane, taka ich natura, ale to nie znaczy, że należy na podobne rzeczy przymykać oczy. Rodzice często nie mają czasu na sprawdzanie lektur dzieci, cieszą się, że w ogóle czytają, a nie siedzą na komputerze. Okładka Hopeless niczego złego nie sugeruje, wręcz odwrotnie. Co taki rodzic może pomyśleć? Kolejna cukierkowa opowieść o miłości. Jakiś konkretny znak na okładce w tym przypadku na pewno by się przydał.
O właśnie, na grach też są oznaczenia. Zastanawiające więc, czemu na książkach się ich nie wymaga. Widziałam jedynie teksty o śmiałych scenach erotycznych na książkach J.A. Redmerski, wydanych przez Filię…
Też chciałam dotrzeć do rodziców tej dziewczynki i poruszyć sprawę, ale nie mogłam ich znaleźć. Gratuluję, że Tobie się udało i że podjęłaś interwencję, bo tak młode dziecko nie powinno czytać książki o molestowaniu nieletnich. Książka w końcu należy do gatunku New Adult, który często opiera się na problemie gwałtu, molestowania, pobicia etc. Rzeczywiście szkoda, że nie ma przed tym ostrzeżeń na okładkach.
Czyli nie jest ze mną aż tak źle w kwestii tej interwencji, ktoś mnie rozumie 🙂 Czasem po prostu lepiej dać znać i zareagować niż siedzieć bezczynnie i dołączać do dyskusji 'przecież ona wygląda jak dziecko'. Potem pojawiłby się jeszcze jakiś oszołom, dorzucił typowy hejterski komentarz jakich wiele, a tak przynajmniej stanęło na paru ironiach.
Ja powiem tylko tyle, że jeśli dziecko zechce sięgnąć po jakąś książkę, to zrobi to i tak. Mówię to, bo mając lat trzynaście lub czternaście, wyszukiwałam pikantne fragmenty w Harlequinach babci. Nie, nie stałam się przez to wypaczona w żaden sposób 😛
Wprawdzie jest różnica między dziesięcio-, a czternastolatką, ale to już chyba niestety znak naszych czasów, że na nieodpowiednie treści dzieci trafiają wcześniej, niż jeszcze dziesięć, czy piętnaście lat temu.
Pewnie że tak – jak rodzice jej nie kupią, bo się uprą, to ściągnie z chomika. Taka niestety kolej rzeczy, że to co zakazane, kusi nas najbardziej.
Jednak tak jak piszesz – w takim wieku nawet dwa czy trzy lata mogą zrobić różnicę i to co ciebie w ogóle w żaden sposób nie ruszyło, na taką uczennicę czwartej czy piątej klasy może mieć kiepski wpływ. Szczególnie, że akurat książka, o której mowa nie ma miałkich pikantnych harlequinowych wstawek, tylko coś więcej – dużo uwagi poświęca przemocy seksualnej i różnym wypaczeniom na tym tle. Mną to wstrząsało, a co dopiero takim dzieckiem…
Z jednej strony masz rację – nie każda lektura jest dla wszystkich, ale obawiam się, że strącając kamień poruszyłaś całą lawinę. Bo rodzice mogą zareagować zbyt ostro, albo bardzo wnikliwie zacząć kontrolować swoje dziecko na różnych płaszczyznach. Moja mama lubiła przeszukiwać mi rzeczy bez mojej wiedzy, a nawet ze dwa lata temu zrobiła mi awanturę za książki "Magia wiedźm" i "Magia ochronna w praktyce". Bo ona uważa, że to jest dla mnie nieodpowiednie, ona nie życzy sobie tego typu książek w swoim domu… i dalej w tym tonie. Problem w tym, że ja takie rzeczy traktuję raczej jak wymysł niż prawdę i nigdy nie zamierzałam (ani nie zamierzam) korzystać z tego typu spraw. A moja rodzicielka nie chciała mi w to uwierzyć. Spokój zapanował dopiero wtedy, gdy się ich pozbyłam, bo za każdym razem, gdy mama widziała mnie z którąś z tych książek to rzucała mi mordercze spojrzenia. A czytać czytałam je w szkole, gdzie nikt problemów nie robił.
No cóż – jak to mówią: "nadgorliwość gorsza od faszyzmu".
Myślę, że taki rodzic zna swoje dziecko i powinien wiedzieć, na co mu pozwolić, a czego zabronić, ale problem pojawia się wtedy, kiedy wiecznie traktuje je jako młodsze i mniej dojrzałe, niż faktycznie jest. Dobrym sposobem byłoby samodzielne porozmawianie z tymże dzieckiem i zobaczenie, jak to dziecko tę lekturę odbiera. Bo wiem, że nawet, kiedy mu się tego zabroni – i tak zrobi wbrew swoim rodzicom. Zakazany owoc najlepiej smakuje.
Dlatego napisałam nie do rodziców, a do osoby młodszej, ale również z najbliższej rodziny. Taka osoba ma odpowiedni dystans, a jednak jest na tyle blisko, że może interweniować – albo u dziecka, z którym ma – jak wynika z fejsbuka – dobry kontakt, albo bezpośrednio z rodzicem. Ja np. wiem jakiego mam brata i pewnie wolałabym taką sprawę załatwić z dzieciakiem bezpośrednio niż z nim 😉 Poza tym, książka to jedno – przeczyta, może nią wstrząśnie, a może nie – ale problemem jest też posyłanie swoich zdjęć gdzie popadnie, skąd każdy może je pobrać i gdzie każdy może je skomentować. Podejrzewam, że dziewczynce sprawiły dużą przykrość ironiczne, niefajne komentarze i pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy, co może z tego wyniknąć. Oczywiście, różni są ludzie i różne mogą być reakcje rodziny, ale i tak uważam, że gra jest warta świeczki, jeśli dziecko na przyszłość uniknie przykrości i skrzywień wszelkiego rodzaju.
A z zakazanym owocem to niestety, prawda stara jak świat i rozmowa, jak zawsze, jest kluczem do wszystkiego 🙂
Przesada i tyle. Sama czytałam jeszcze "gorsze" książki w młodości i jakoś żyję. Nie przeszkodziło mi to również w sięganiu po literaturę ambitną i docenianie jej. Nie wyobrażam sobie, że miałabym pisać do kogoś w sprawie lektur jego dziecka. Gdyby ktoś "życzliwy" zechciał kontrolować to, co czyta mój dużo młodszy brat (i nie, nie czyta erotyki), to wyśmiałabym taką osobę.
Poza tym, informacja o wieku na grach/filmach nic nie daje. Wielokrotnie zdarzało mi się widzieć w kinie oburzonych rodziców, którzy mieli pretensje do pracowników, że pokazywane przez nich filmy są zbyt brutalne dla ich pociech. A film był od 16 lat… Uważam, że odpowiednie materiały powinno się dostarczać w odpowiednim wieku i tyle. Bo takie "palenie na stosie" literatury zakazanej (cenzura?) spowoduje tylko efekt odwrotny. W końcu w czasach Internetu znalezienie czegokolwiek nie jest problemem.
Co do samej tematyki książki – relacje intymne są częścią naszego życia. Oczywiście, wszystko zależy od tego, jak są one opisane i co mają przekazywać. Szukanie w książkach sposobu na wyrażanie swoich uczuć nie powinno być piętnowane.
I jeszcze jedno, tak na marginesie, dlaczego dziewczyny muszą być zaraz puszczalskie? Nic bardziej mnie nie wkurza, jak ten stereotyp – facet to gieroj, dziewczyna się puszcza. Ale odbiegam od tematu…
Ja absolutnie nie zamierzam kontrolować, co czyjeś dziecko czyta – napisałam tam nawet, że to nie jest moja sprawa. Ale ktoś z otoczenia powinien zdawać sobie sprawę, że nie dość, że dziecko czyta literaturę dla dorosłych, to jeszcze robi sobie z takimi książkami zdjęcia i posyła je w świat. Nie zdziwiłabym się, gdybym w odpowiedzi dostała obelgi, ale zaryzykować i tak było warto.
Tak naprawdę nie wiem czy znasz tę książkę i czy rzeczywiście mając 10 lat sięgałaś po literaturę tak mocną w przekazie, ale tak jak pisałam – na jednym dziecku nie zrobi to wrażenia, drugie zareaguje zupełnie nieprzewidywalnie. A dodane pod zdjęciem komentarze w stylu 'dziecko będzie spaczone po tej książce' tylko potwierdzają moją opinię.
Co do kina – nawet pisałam tu kiedyś wspomnienia z pracy w takim miejscu – masz całkowitą rację. Ludziom się mówi, że zabierają dziecko na film dla dorosłych, a oni nic. A potem płacz, chowanie się za fotelami i błyskawiczne wyjście z seansu, bo brutalność, bo seks, bo zło na ekranie 😉
A jeżeli chodzi o kwestię puszczalskości – to nie jest moja ocena bohaterki, to jej słowa wyciągnięte z lektury. To ona wraz z przyjaciółką wpuszczają do siebie oknami facetów – jedna na seks, druga na 'nieco mniej' i głośno mówią o swojej puszczalskiej reputacji. Z kolei słowo 'dziw*a' pada w książce przynajmniej kilkanaście razy, również z ust samej bohaterki. Stąd to wszystko. Ale oczywiście wiem o co Ci chodzi i doskonale zdaję sobie sprawę, że kobietę się krytykuje, a faceta za identyczne zachowania chwali 😉
10 lat to jednak trochę co innego. Zawsze zastanawia mnie, ile tak naprawdę tak młode dzieci potrafią wyciągnąć z lektury takich książek, ale tego chyba się nie dowiem, bo mój 11-letni brat nadal jest na etapie "dziewczyny mają zarazki i zostanę księdzem, żeby nie brać ślubu", więc książek o tematyce związków, raczej nie będzie czytał :). A dziecko zdjęcia posyłać będzie, bo skoro robią to jego rodzice (te wszystkie intymne zdjęcia na FB), to samo nie widzi w tym nic złego. Myślę, że tak naprawdę potrzebujemy porządnej szkoły, uczącej odpowiedzialności, dla rodziców.
Książki nie znam, ale jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, dyskusja zaintrygowała mnie na tyle, że mam zamiar po nią sięgnąć i sama się przekonać, na ile szkodliwa jest ta pozycja.
Przepraszam, też jeśli poczułaś się urażona, ale te podwójne standardy działają na mnie jak czerwona płachta na byka. Jednak czym innym jest, jeśli bohaterki same tak się nazywają (ciekawe, jaki stosunek do tych podwójnych standardów ma sama autorka), a czym innym wyciąganie opinii z opisów i przyklejanie łatki.
Nadal jednak uważam, że samo naklejanie ostrzeżeń nic nie da. Rodzica można podejść na wiele sposobów (sama przekonałam mamę, żeby zamówiła mi książkę od 18 lat . Sprzedawcy nie patrzą się na dowód (ach ten cały alkohol, choćby i w Biedronce), a bibliotekarz nie może nie wypożyczyć książki (jeśli np. nastolatek zapisany jest w oddziale dla dorosłych).
Poza tym, dlaczego to zawsze seks jest największym tabu? A co z przemocą, używkami i innymi tego typu rzeczami? Czytałam kiedyś artykuł o nadawaniu ograniczeń wiekowych filmom. Pocałunki poniżej szyi są "be", ale to, że wnętrzności latają po całym ekranie problemem już nie jest. Naprawdę, żyjemy w świecie podwójnych standardów (albo hipokrytów).
Właśnie rzecz w tym, że tutaj problemem nie jest sam seks [pisałam wyżej pod komentarzem Agnieszki, że jakieś harlequinowe pikantne wywody to tak naprawdę pikuś], ale również seksualne wypaczenia i seksualna przemoc – a to już trochę więcej niż zwykłe bablanie o zbliżeniach intymnych w wykonaniu nastolatków. Bałabym się dać taką książkę dziecku, bo trzeba dojrzeć, by ją zrozumieć i nie wynieść z niej złych wzorców…
Co do bibliotek – jakoś w podstawówce miałam wypożyczyć jakąś poważną książkę dla taty i pani mi odmówiła. 'Tylko dla dorosłych, panienko, koniec tematu' – tak to było. Może teraz już takich bibliotekarzy nie ma, może teraz już nikt nie zwraca uwagi na takie sprawy, ale ja zablokowana raz zostałam, a to już coś 😉 Oczywiście nawet jasne dawanie znać na okładce, że nie jest to literatura dla dzieci niewiele da, jeśli obecnie dzieciaki i tak chadzają samopas, dostają kasę do ręki i mogą robić z nią co chcą.
Po pierwsze gratulacje, że odważyłaś się na interwencję – ja spodziewałabym się ze strony rodziców raczej bluzgów, niż podziękowania. Taki teraz świat.
Mnie się wydaje, na czystą logikę (ale ta logika może zawodzić), że dziecko nie sięgnie po książkę dla dorosłych, bo po prostu jej nie będzie rozumieć. Po co dzieci miałyby sięgać po literaturę dla dorosłych? Żeby przeczytać książkę, trzeba trochę bardziej się wysilić, niż kiedy się ogląda film – dlatego moim zdaniem nie ma tu aż takiego niebezpieczeństwa, żeby dzieci trzeba było kontrolować. I raczej rzeczywiście to może iść w drugą stronę – taką, jak opisuje moja poprzedniczka, że rodzice, mający takie, a nie inne poglądy, będą zabraniać np. czytania Harry Pottera. Inna sprawa, że żeby rodzic mógł kontrolować, musi wiedzieć o czym ta książka jest, a jeśli sam nie czyta, to… wiadomo. Poza tym jest tysiące różnych pozycji, dla nastolatków, bądź nie – wszystkiego znać nie sposób.
A propos właśnie czytałam o tym, że w Stanach rodzice protestują przeciw umieszczaniu na liście lektur książek Johna Greena'a – ze względu na zbyt dużą ilość "erotyki". Nie czytałam, więc nie wiem, jak to jest, ale jak zwykle nikt się nie rzuca o książki, w których jest przemoc, nie seks…
W nawiązaniu do tego ostatniego – rodzice chyba tak do końca nie wiedzą, z czym zmagają się nastolatkowie. Pamiętam, że w gimnazjum nie pozwolono mojej klasie jechać na dwudniową wycieczkę, bo rodzice obawiali się, że dojdzie tam do jakichś orgii. Wszyscy byliśmy mocno poruszeni i rozbawieni, bo jednak w tamtym momencie w ogóle się o tym nie myślało, a głównym problemem, jakim powinni się rodzice martwić, był alkohol, który po prostu, cóż, towarzyszył nam stanowczo zbyt często w zbyt dużych ilościach 😉
A co do samego tematu:
nie wiem po co dziecko sięga po literaturę tego typu – może też nawet nie zdaje sobie sprawy, co kryje się za ładną okładką i chodliwym tytułem? Wątpię jednak, że odłożyłoby taką książkę na półkę, mimo że już pierwsze strony wskazują, jak bardzo nieodpowiednia będzie to lektura… To że rodzice sami nie czytają to także spory problem, ale też nie wymagałabym od nich, by zapoznawali się ze wszystkimi dostępnymi pozycjami dla młodzieży. Jednak przed kupieniem dziecku książki warto by było przeczytać chociaż opis, rzucić okiem na kilka wybranych stron i zorientować się, co w trawie piszczy. Młodzież jest obecnie taka jaka jest m.in. dlatego, że czerpie wzorce z głupawych filmów, seriali i książek. Dobrze by było mieć choć mały wpływ na to, jakich w tym temacie dokonują młodzi wyboru.
No tak, jeśli rodzice sami kupują swoim dzieciom nieodpowiednie książki, czy też chodzą z nimi na nieodpowiednie filmy – to już jest inna para kaloszy
Zgadzam się z Tobą całkowicie. Mnie zastanawia, gdy widzę co blogerki czytają – młode dziewczątka i zastanawiam się, gdzie są rodzice. Też nie miałam kontroli, jakiejś restrykcyjnej, ale tak jak Ty byłam grzeczna. Raz moja Rodzona Matka poleciła mi książkę, która była dla mnie nieodpowiednia(historyczna) i dwa miesiące usypiałam przy świetle :/
Przy czym wiesz, blogerki jednak z reguły podstawówkę mają już za sobą, więc już takie bardzo młode nie są, choć oczywiście nie każdej z nich pozwoliłabym na wszystkie te modne ostatnio książki. Tutaj jednak chodziło o dziecko, trochę cięższy kaliber.
Ej, co to była za książka? 😀
Monografia o morderstwie Romanowów :/
Miałam podobne wątpliwości w związku z Hopeless i Siostrzenicą, ale młoda ma 16 lat, nie ma co być zbyt naiwną, że ona ciągle jeszcze wierzy w bociana 😛
Rety, mama ma ciekawe pomysły, nie powiem! :))
Tak jak pisałam we wpisie, ja bym 'Hopeless' spokojnie szesnastoletniej osobie dała do przeczytania. Niby mówią, że to książka 18+, ale dzisiejsze szesnastki to tak naprawdę dawne osiemnastki, więc wszystko jest na właściwym miejscu 😉
Nie wiem co Jej odbiło wtedy 😛
Też Młodej bym dała do poczytania, ale pech chce, że dalej nie lubi czytać ;/
Zgadzam się w 100% z Tobą… Sama raz byłam świadkiem, jak na plaży, młoda, na oko 10 letnia dziewczynka, czytała książkę (nie przypomnę sobie teraz tytułu), ale to na pewno nie była pozycja dla niej, bo była pełna przemocy.. Gdzie byli jej rodzice, tego nie wiem. Zastanawiam się, czy nie dali jej po prostu jakiejś tylko dlatego żeby mieli spokój. Moi rodzice, gdy byłam młodsza, nie kontrolowali mnie w wyborze lektury, ale zanim za coś się zabrałam sprawdzałam czy to lektura odpowiednia dla mnie. Czasami na okładkach pojawiają się znaczki dla jakiego wieku są książki przeznaczone, ale powinno być tak na wszystkich, a nie tylko na pojedynczych…
To jest właśnie sposób na zapewnienie sobie spokoju, a przy okazji dowartościowanie, że ma się oczytane dziecko – wcisnąć mu cokolwiek i odwrócić się plecami. Częsty problem, z którym chyba nic nie zrobimy…
Ha, tak właśnie myślałam, że pójdzie o to zdjęcie 😀
I tak się zastanawiam – rodzice nie mają wpływu na to, co dziecko czyta? Okej, ja np. mając 15 lat czy tam 16 czytałam serię o sukkubie i inne PR 18+, ale moja mama o tym doskonale wiedziała i nie widziałam w tym nic złego, bo i tak zawsze byłam dużo dojrzalsza od rówieśników.
Jednak w życiu nie dałabym NA czy PR 18+ dzieciom z podstawówki czy gimnazjum. A potem się dzieje co się dzieje… dorastanie na siłę.
Fajnie, że dzieciaki czytają, ale są dla nich bardziej odpowiednie książki i rodzice powinni to brać pod uwagę 🙂
Podejrzewam, że rodzice często nawet nie zdają sobie sprawy, że ich dziecko mogą interesować takie książki, dlatego nie zwracają szczególnej uwagi na to, co kupują i co wypożyczają z bibliotek. Książki są w końcu takie 'niegroźne', a pociechy takie 'niewinne' 😉
Nas rodzice nigdy nie kontrolowali, bo my nie rozwijaliśmy się tak szybko jak dzieci dzisiaj. Dzieciaki zawsze były ciekawe, a dzisiaj, przy dostępnej technologii, na ciekawości się nie kończy. Sama, sprawdzając historię przeglądania na tablecie mojej jedenastoletniej siostry, nie raz łapałam się za głowę, widząc, jakie strony przegląda. Z dziećmi trzeba rozmawiać, tłumaczyć, co jest okej, a co nie, ale one i tak zrobią swoje. Czasy mamy takie, że seks jest wszędzie i nie sposób ustrzec przed tym najmłodszych. Często potem dochodzi do tragedii, bo dziewczynki koniecznie chcą być dorosłe, a jakiś zwyrol to z chęcią wykorzysta. Dziwne mamy czasy. Z jednej strony chcesz, żeby dziecko było niezależne, a z drugiej tak się o nie boisz, że chcąc, nie chcąc robisz z niego życiowego kalekę. Tak źle i tak niedobrze i wypada zastanowić się, które zło lepsze i które wybrać. Miało być o książkach, a myśli mi poleciały i o, wyszło, co wyszło 😛
Niestety, czasy rzeczywiście mocno się zmieniły, a świat razem z nim. To, co dla mnie było 15 lat temu nie do pomyślenia, teraz dla jedenastolatek jest normą. Aż boję się myśleć, jaka rzeczywistość czeka pokolenie naszych dzieci 😉
Ok, chyba zgodzę się z Masquerade – mnie nie przychodziło do głowy sięgać po coś nieodpowiedniego, bo czasy były inne, nie było takich możliwości, reklamy w TV i necie nie atakowały, ect. Teraz jest inaczej. Ale śmiać mi się chce jak jakaś nastolatka twierdzi "ja sięgam po książki 18+, ale jestem przecież dojrzalsza, niż inne nastolatki". Haha, akurat. Mnie się też tak wydawało, jak miałam naście lat, a byłam po prostu głupia i zahukana.
Na profilu Moondrive dość często pojawiają się zdjęcia właśnie tak małych osób czytajac podobne pozycje. Mnie również to przeraża, gdyż ja będąc wieku tej dziewczynki, nawet nie zastanawiałabym się nad czytaniem podobnych pozycji, wtedy głowę zajmowała mi Ania z Zielonego Wzgórza, czy inne książki dostosowane do wieku.
Najbardziej jednak dziwi mnie, gdy napotykam w bibliotece dla dzieci(wciąż często odwiedzam) na półkach książki z wątkiem erotycznym, niektóre książki o wampirach w ogóle nie powinny się znaleźć na takiej półce, ale się znajdują, a potem dzieci czytają.
Pozdrawiam.