O tym, jak Was oszukałam…
Rozliczam się ostatnio ze swoim życiem, robię rachunek zysków i strat, zastanawiam się w czym jeszcze kryje się choć trochę nadziei i sensu. Przyjrzałam się też temu miejscu – tym wszystkim głupotom, jakie tu nawypisywałam, tym wszystkim pseudomądrościom. Sama się sobie dziwię, że mogłam być tak naiwna, że wierzyłam w cokolwiek, co zostało tutaj napisane. Wam też się dziwię, ale możecie sobie wybaczyć, po prostu zostaliście oszukani. Zastanawiam się, co jest gorsze – to, że oszukiwałam Was czy że oszukiwałam samą siebie. Wierzcie mi, życie jest bardzo kijowe, kiedy człowiek sam sobie wciska kit i myśli, że jest kolorowo. Rzeczywistość jest szara – na nic te moje dyrdymały, że trzeba się cieszyć cudzym szczęściem, że wraca do nas dobro, które okazujemy, że nie warto przejmować się tym, na co nie mamy wpływu. Nie wiem, jak mogłam być tak naiwna, że w to wierzyłam i jeszcze Was próbowałam w to wciągnąć. Nie da się nie przejmować całym tym gównem, które paruje wokół. Takie są fakty. Myślałam, że etap dramatyzowania mam już za sobą. Że zwisa mi, co o mnie mówią i że krzywo patrzą. Ale znów czuję się jak siedemnastoletnia ofiara losu obśmiewana na środku szkolnego korytarza i zachęcana do tego, żeby sobie pójść do kibla żyły podciąć. Ludzie są czystym, bezmózgim złem i nie warto jest wierzyć, że gdziekolwiek istnieje dobro. Ja wierzyłam. Chciałam być jak najlepszym człowiekiem, jak najlepszą żoną, matką. Radowałam się każdym dniem, wierzyłam w szczęście, miłość, przyjaźń, dobre życie. Ale tego nie ma, nie ma nic. Ostatecznie zostajemy ze wszystkim sami, a ci, którzy powinni dawać nam wsparcie, stają się niemą publicznością, kiedy ktoś inny robi sobie z nas bokserski worek. Tak sobie myślę, że naprawdę nie warto cieszyć się cudzym szczęściem, nie warto życzyć innym dobrze. Powinniśmy być życiowymi egoistami i pomagać tylko sobie. Albo zwierzętom, bo one same sobie pomóc nie mogą. A te bzdury, że nie warto niczym się przejmować możecie już włożyć między bajki. Kiedy usłyszycie sto razy, że jesteście brzydcy – uwierzycie w to. Że jesteście bezwartościowi – weźmiecie to za pewnik. Że jesteście złymi wnukami, braćmi, żonami czy rodzicami – w końcu się z tym zgodzicie. Kiedyś reagowałam wewnętrznym gniewem i tłumiłam wszystko w sobie. Obecnie nie mam już siły nawet na to. Skoro to źle, że pracuję, że uczę się języków, że męża po pracy witam ciepłym obiadem, że dbam o zdrową dietę swojego dziecka i tak w ogóle to źle, że żyję, myślę, że coś musi w tym być. Tak mówią, nikt nie zaprzecza, więc łykam to, bo cóż innego pozostało? Koniec z życzliwością i uśmiechem, koniec z życiem dla innych. Koniec z oszukiwaniem się, że rzeczywistość jest fajna i że sami dobieramy barwy naszego świata. Ostatecznie od zawsze wygrywali ci, którzy wierzyli w moc podłości i zniszczenia, którzy malowali rzeczywistość na czarno. Tacy ludzie zabili we mnie optymizm. Dziękuję, przynajmniej uświadomiłam sobie, że byłam naiwna. I że oszukiwałam. Cześć.
Klaudyno tak to niestety jest, że w pewnym momencie już nie da się oszukiwać i udawać że jest ok. Nie da się wiecznie uśmiechać.
Wiesz, rzecz w tym, że ja naprawdę myślałam, że jest okej. Tzn. było okej póki się nie przejmowałam i póki robiłam swoje. Jednak nie da się nie przejmować, w końcu granice zostają przekroczone. Kijowo, tak bez różowych okularów…
Kochana, ja już nie raz uświadomiłam sobie, że życie nie jest bajką, ale czy to znaczy, że za każdym razem kiedy ktoś nas zawiedzie albo upadniemy trzeba wpadać w "otchłań rozpaczy". Kto jak kto, ale ty akurat masz w sobie zdrowy egoizm i dystans to siebie. Nie wiem, co tak Cię wkurzyło, ale pamiętaj zemsta najlepiej smakuje na zimo, nadstawianie drugiego policzka jest przereklamowane, a zdrowie i dzieci najważniejsze.
Ha, gdybym poddawała się za każdym razem, kiedy upadnę albo kiedy ktoś mnie zawiedzie, to pewnie już dawno by mnie tu nie było 😉 Trzy lata wytrzymywałam, ale teraz się poddaję, mówi się trudno.
Miałam piękny komentarz i poszedł spać. Spróbuję odtworzyć.
Jak zwykle się z Tobą zgadzam. Rodzice wychowali mnie by się uśmiechać, wyciągać rękę, pomagać, ustępować. Ale to pokazuje nas jako słabeuszy, jako ludzi po których można jeździć jak po łysej kobyle. Tak, zwierzęta mogą nadal liczyć na moją bezgraniczną życzliwość, bo one nie wbijają noża, gdy tylko zobaczą Twoje plecy.
A im ktoś bardziej zakompleksiony, tym większą żądzą pała by Ci dokopać. Oj znam to, nawet z tej naszej uroczej blogosfery.
Ale jeśli ktoś ma problem z MOIM życiem? No cóż, to nie mój cyrk, nie mój problem i na pewno nie moja małpa 😛
Trzymaj się!
O tak, nasz zakątek blogosfery jest dość dołujący, ale na szczęście i mnie, i pewnie Tobie też, udało się tutaj trafić również na fajne, życzliwe, przywracające wiarę w człowieka osoby 🙂
No i masz całkowitą rację – zakompleksieni ludzie kąsają najbardziej. Taka reakcja obronna, nawet mnie to nie dziwi.
Na szczęście tak. Wiesz, ja się cieszę, że trafiłam do blogosfery zanim stała się pogonią ze fejmem. Ja jestem chyba zbyt nieśmiała, nie uważam, że moim powołaniem jest fejm. Chcę sobie obrabiać moje poletko, mój zakątek…
Poznałam chociażby Ciebie, Oleńkę, no i za to dziękuję!!
Chyba nigdy nie byłam tak zakompleksiona i stłamszona, aby tak kąsać. Właśnie ostatnio o tym myślałam, bo nawet gdy nie należałam do "najpopularniejszych osób w szkole" to zawsze miałam swój świat, lub ludzi którzy mnie akceptowali i czułam się nieźle, chociaż nie zawsze tak jakbym chciała. Oczywiście, że ktoś mnie wyśmiał, co pamięta się przez lata, miałam bardzo specyficzną szkołę podstawową i gimnazjum, tam raczej leciał hejt, gdy poszłam do LO i koleżanka powiedziała mi komplement – zgłupiałam, nie wiedziałam, ze tak można… że tak się robi. I tak nadal sie przejmuję opinią innych ostatnio usłyszałam od znajomego błahą niby uwage, która siedzi teraz we mnie jak drzazga…
Ale to moje życie i ja wybieram drogę, chociaż jeszcze nie do końca wiem gdzie chcę dojść…
Ale może kiedyś się dowiem 😉
Oj, tak, dobrze, że mamy wokół siebie ludzi. Ja też zawsze miałam poczucie, że nawet jeśli wokół krążą sami debile, gdzieś przy sobie mam fajnych, wartościowych i wspierających ludzi. Szkoda, że coraz mniej ich. Ale ważne, że są i utrzymują nas na powierzchni.
Mam nadzieję, że dojdziesz do takiego miejsca, którego Ci wszyscy zazdrościć będą 🙂
Oj oby nie. Nie lubię tego. Strasznie nie lubię gdy ktoś mi czegoś zazdrości. Sama tego uczucia nie lubię i nie odczuwam, bo uważam, że jest wynikiem powierzchowności. Brrrr
Jeden dobry człowiek utrzyma nas na powierzchni i nie pozwoli, żeby stado baranów pociągnęło nas na dno. Magia przyjaźni :))
A wiesz, ja myślę, że jest też pozytywny rodzaj zazdrości – taka życzliwa i mobilizująca, nie mająca nic wspólnego z zawiścią. Ale może to znów naiwność?
Kochana, co ty mówisz, Ty zła? Ty źle? Kobieto, jesteś moją inspiracją na wielu polach. Życie nie jest zero-jedynkowe – dobre albo złe. Ma tysiące odcieni – ale Ty o tym wiesz. Wiem, jak to jest, kiedy przepełnia się szala goryczy, smutku, gniewu. Mam swoje kryzysy życiowe średnio raz w tygodniu. Wszystko się zmienia, coraz mniej pewników, coraz mniej ludzi, na których kiedyś myślałam, że mogę liczyć. Coraz mniej nadziei, na spełnianie moich marzeń. Ale przychodzi inne, nowe, nieznane – wchodzę w ten wir i jestem! Podnoszę się albo podnosi mnie mój mąż. I wiesz co? Nie uwierzę Ci ani trochę, w to, że inni mogą mieć na nasze życie tak destrukcyjny wpływ, że życie nie jest piękne, a już na pewno w to, że sami nie malujemy swoich światów.
Napisałaś ten post w nieodpowiednim momencie. Sama nie będziesz wkrótce w niego wierzyć.
Trzymaj się ;*
Mam nadzieję, że nie będę w niego wierzyć, o tak. Póki co już po napisaniu go uświadomiłam sobie, że z etapu doła znów weszłam na etap gniewu, a to dobrze, bo mnie złość bardzo mobilizuje. W przeciwieństwie do smutku, który po prostu przygniata. Nie doszłabym do tego lepszego momentu, gdybym tego wszystkiego z siebie nie wyrzuciła 😉
W każdym razie kryzysy są i będą, gorzej, jak już nie ma kto nas z nich podnosić, a i sami motywacji nie znajdujemy.
Bo pisanie jest właśnie po to – porządkuje 😉
Żyj sobie, jak chcesz Klaudyna. Innym nic do tego. Jesteś mega pozytywna osobą i trzymam kciuki żeby słabszy okres w twoim życiu minął szybko. przesyłam moc serdeczności
Dziękuję :*
Od tylu juz lat, jeszcze z Wi***u, imponujesz mi asertywnoscia. To nie klamstwo. To Ty! Nie mozesz nagle byc "nie soba", bo innym to nie odpowiada. Ba! Nie mozesz, bo my sie na to nie zgadzamy! Nawet nie probuj wiec! To dla Ciebie tu zagladamy, to CIEBIE czytamy.
Pozdrawiam!
Kasza
:))) to bardzo mobilizujące!
Nie pieprz głupot. To nie jest tak, że nie ma sensu się cieszyć cudzym szczęściem etc. Jasne, życie kolorowe nie jest, na wiele rzeczy nie mamy wpływu (wbrew temu co gadają wszyscy life kołcze ;p). I właśnie dlatego czasem po prosu trzeba pokazać zęby i pazury i nie udawać, że nic nas nie rusza. I nie ma w tym nic złego. Nie czyni to z Ciebie egoisty etc. 😉
Gorzej, jeśli pokazywanie pazurów kończy się tragicznie. To już lepiej cierpieć w milczeniu 😉
Teraz to dopiero napisałaś "pseudomądrości". Życie jest piękne. 🙂
Haha, może kiedyś znów w to uwierzę 🙂
Większej bzdury dawno nie czytałem. Chrzanić opinie innych, oni za Ciebie życia nie przeżyją. Cóż, jak każda kobieta jesteś bardzo uczuciowa i do wszystkiego podchodzisz cholernie emocjonalnie, a to w dzisiejszym życiu nie ułatwia, wręcz przeciwnie – niejednokrotnie komplikuje.
Głowa do góry, karma wróci! Dobra karma 🙂
Oby, dziękuję 🙂
Jedyne co mnie w takich sytuacjach pociesza to fakt, że ktoś im kiedyś odpłaci ci to życie, czy inny człowiek. Tak sobie naiwnie myślę.
Rodzice wychowali mnie na taką super dobrą osobę. Lepiej przemilczeć jeśli mam kogoś skrzywdzić, nie rozpychać się łokciami w życiu i oni robią tak samo.
Tak sobie żyłam, byli jacyś faceci ale przez nich płakałam no bo faceci nie zastanawiałam się, że może powinnam być suką.
Wszystko do czasu gdy spotkałam mojego narzeczonego. I poznałam jego rodzinę. Ludzi dwulicowych i zakłamanych. Podobno są najpiękniejsi w całym mieście, najlepiej się ubierają. A mi tylko przyglądają się i mówią, że strasznie zmęczona jestem, pryszcz mi wyskoczył. No mogę być zmęczona, nie siedzę całego dnia w domu i nie odpoczywam po odpoczynku. Teraz jestem w ciąży to jeszcze nikt nie zainteresował się jak się czuję tylko tym, że to pewnie będzie dziewczynka. Bo tak zbrzydłam. Pewnie mi całą urodę zabrała.
Żałuję, że nie potrafię tak jak oni. Żyć w przekonaniu, że jestem najwspanialsza. Sama tak o sobie mówić chociaż ludzie dookoła mnie mają mnie za debila
O matko, co za ludzie. Współczuję. Wiem, jak to jest słyszeć w ciąży żałosne, dołujące teksty. Nie przejmuj się tym, zdrowie Twoje i dziecka najważniejsze!
Kochana ściskam mocno i serdecznie :* nie daj się! Wazne a bys Ty byla fair rośnie Ci cudowna mała iskierka dla ktorej jesteś całym światem
Dzięki :* Ona też jest dla mnie całym światem, coś wspaniałego 🙂
Kurczę! Mam nadzieję, że jednak wróci Twój optymizm i zarażanie ludzi pozytywną energią. Bo Ty przecież jesteś pozytywna i dobra do szpiku kości, dowodzi tego wzmianka o zwierzętach, nawet w najczarniejszych momentach myślisz o innych, choć przecież ten wpis miał być zupełnie nie o tym. Ściskam Cię mocno! Nie cały świat jest zły! A najważniejsze to czuć się dobrze samemu z sobą. I z Zońką! Buziaki!!
Dzięki, Madziu. Masz rację, nasze dzieciaki są teraz najważniejsze i na tym warto się skupić 🙂
Oh doszłyśmy do takich samych wniosków, mnie też się odechciało być dobrą dziewczynką. 🙂
Ha 🙂 No to piątka!
Z czasem większości ludzi (myślących) przychodzą takie refleksje. Nie wiem, czy to dobrze czy źle, ale wiem, że też zbyt duża ilość ciemności za dnia skłania do tego. Ale cóż, trzeba robić swoje i byle do wiosny.
O tak, zgadzam się, byle do wiosny 🙂
Też mam takie okresy, że wydaje mi się, że wszystko jest nie tak jak być powinno. Ale potem na szczęscie przychodzą di, gdy jest dobrze. Życzę ci tego, byś to "dobro" na nowo odnalazła.
Na pewno tak będzie 🙂
Jak to śpiewał Młynarski:
"Róbmy swoje,
Niejedną jeszcze paranoję
Przetrzymać przyjdzie robiąc swoje!"
Uszy do góry – niedługo wiosna 🙂
I oby do wiosny 🙂
Przykro mi, że jest tak źle, i że żadne słowa nie są w stanie Ci pomóc.
Ja wierzę, że może być dobrze. Moja rzeczywistość taka jest i tego się trzymam.
Być może umniejszam wartość tego co złe i wyolbrzymiam to co dobre, ale dzięki temu cały czas czuję się szczęśliwa.
Też tak miałam, dłuuugi długi czas. Wierzę, że to powróci 🙂
Każdy ma gorsze dni, i często czuję się tak jak Ty teraz, jakby cały świat zwracał się przeciwko mnie, a przecież zawsze chciałąm dla innych dobrze, to dlaczego nie dostaję tego samego? Zwłaszcza w pracy to widzę, bo męczę się z trudnymi klientami. I nic w zamian. Ale jednak optymizm warto mieć w sobie, gdzieś tam w środku, nawet odrobinę. Nie ma co się poddawać 🙂
Zgadzam się, po każdym dołku trzeba zacząć wspinać się pod górę na nowo 🙂
Czytam, czytam, czytam i czekam na odbicie. Czekam, aż zaskoczysz i zakończysz czymś takim, że szczęki opadną. I opadły, ale nie w taki sposób, w jaki liczyłam, że opadną.
Od dłuższego czasu jesteś moją inspiracją. Byłaś jedną z osób, dzięki którym kontynuowałam blogowanie i które czytam od samego początku. Nie podoba mi się to, że się dołujesz w tej chwili, chociaż sama różne jazdy miałam w zeszłym roku – zresztą pisałam też o tym na blogu.
Rzeczywiście nie zawsze jest kolorowo, rzeczywiście ludzie są okropni, zawistni i beznadziejni – ale musisz znaleźć sobie punkt zaczepienia. Musisz pozbyć się tych ludzi i otaczać się tylko tymi, którzy Cię kochają. Masz cudownego męża, masz swoje dzieciątko, jestem pewna, że masz bliskich Ci członków rodziny, bo sprawiasz wrażenie osoby niesamowicie rodzinnej. Jak nie masz bliskich, zaufanych, wspierających przyjaciół, to albo się tacy kiedyś znajdą, albo skup się na bliskich. Szkoda czasu i energii dla energetycznych wampirów.
Sama już do tego doszłam i intensywnie uskuteczniam odchodzenie od tych, którzy ciągną w dół – fizycznie i psychicznie. Życie jest zbyt krótkie, by się przejmować, martwić, płakać przez idiotów, kiedy naprawdę masa pięknych rzeczy na nas czeka – trzeba je tylko wypatrzeć w tej codziennej rzeczywistości! A ja wiem, że akurat Ty to potrafisz kochana!
Trzymam kciuki i czekam na tekst, w którym piszesz, że jesteś już piękną, pozytywną, uśmiechniętą sobą!
Buziaki! :*
Dzięki za tyle dobrych słów. Już jest lepiej, wygrzebuję się z tego, po prostu musiałam chyba to gdzieś z siebie wyrzucić, bo w otoczeniu zwierzać się nie ma komu 😉
Podziwiam, że udało Ci się odciąć od tych, którzy ciągną w dół. Oby tak dalej!
No kochana, widzę, że Cię dopadło. Też mnie kiedyś spotkało takie ogromne rozczarowanie. Trwało prawie 2 lata, wywołało depresję, pożegnałam swoją wiarę w ludzi i moją rodzinę. Nie wiedziałam jak się pozbierać. To twoje życie. Olej innych, staraj się żyć zgodnie ze sobą. Pozbierasz się, ale potrzeba czasu…
Mi pomogła moja córka. To najlepsze lekarstwo.
Masz rację, Zośka daje mi najwięcej szczęścia, a jej obecność napędza do działania i mobilizuje 🙂
Ale mnie wkurzyłaś! Niech tylko włączę komputer.
Kaludyna, weź nie pieprz dyrdymałów. Po prostu nie wierzę, że zgadzasz się i godzisz na to, co dyktują inni. Nie chodzi o to, aby robić z siebie bokserski worek, włazić w tyłek i się do tego uśmiechać, ale ludzka życzliwość wraca. Wierzę w to całą sobą. Optymizm to stan bez którego bym sobie nie poradziła w pewnym momentach życia. Dla mnie słońce nie świeci 24 godziny na dobę, ale świeci codziennie.
Przepiękna postawa 🙂 Też tak miałam, ale mi minęło. Wierzę jednak, że to niebawem wróci, bo życie optymisty jest dużo bardziej kolorowe.
Jak ja cię dobrze rozumiem… Niby mocno wierzę w karmę i to, że dobre myśli i działania przyciągną do nas dobro w zamian, tyle że często przychodzi taka refleksja ,,kiedy to dobro spotka mnie? Jak długo jeszcze, zanim się polepszy?"; trudno się nie zdołować, gdy pomimo naszych starań spotykamy się w większości ze złem i ogólną beznadzieją. Dajemy od siebie wiele, a w zamian nie spotyka nas nic dobrego – można się załamać. I może chwile takiego doła też są potrzebne, żeby odbudować energię do walki ze światem, żeby go zmieniać, zaczynając od siebie. Jestem świadoma tego mentalnego bagna, na które często można natrafić i nie powiem, zdarzają się bezsenne noce, gdy ktoś znów obrzuca mnie błotem. To piekielnie boli, ale uparłam się, że się nie dam. Jestem zawzięta bestyja, bo co innego mi pozostaje? Nie ukrywajmy, ludzie bywają paskudni – najważniejsze, żeby im się nie dać, żeby nie zainfekować się beznadziejnością. Tak, jak oni potrafią przyczynić się do cudzego cierpienia, tak ktoś inny może przyczynić się do szczęścia – i tego się trzymam. Wolę być przyczyną radości i pozytywnych myśli, bo na pewno nie chcę być kolejnym ośrodkiem paskudności i złośliwości.
Ale z drugiej strony – czasem ostatecznie trzeba pokazać pazurki, bo świat może wejść na głowę, jeśli się tego nie zrobi. Może i nie nadstawiam drugiego policzka, ale i nie przyczyniam się do tego, żeby być pierwszą, która policzkuje. I jakoś się żyje 🙂 Róbmy złośliwym na złość 🙂
Masz rację z tą karmą, też często nachodzą mnie takie myśli. Ale staram się doceniać to, co mam i cieszyć obecnością bliskich – męża, córki, rodziców. Są ludzie, którzy utrzymują mnie na powierzchni i będę się ich trzymać, choćby mendy ciągnęły w dół ze wszystkich sił…
I zgadzam się z Tobą, że doły też są nam potrzebne. Ja w ogóle doceniam obecność smutku i zła w swoim życiu, bo pewnie bez tego nawet nie wiedziałabym, czym jest szczęście.
Moje doświadczenie jest takie, że niestety nasza dobroć w stosunku do innych ludzi obraca się często przeciwko nam. Wcale nie spotykamy się wtedy z wdzięcznością, a wręcz przeciwnie. Zdarzało mi się to wielokrotnie, więc wiem, co mówię. Dlatego niestety w relacjach z innymi należy być ostrożnym. Zwłaszcza w naszym kraju, gdzie niestety poziom zaufania społecznego jest na tragicznie niskim poziomie, co oznacza – najogólniej mówiąc, że człowiek człowiekowi wilkiem. Jasne, fajnie jest pomagać innym i cieszyć się cudzym szczęściem i czuć wtedy, że my sami jesteśmy fajni, ale nie można zapominać w tym wszystkim o sobie. Zdrowy egoizm jest potrzebny, a zanim wyświadczymy komuś przysługę, trzeba się najpierw zastanowić, czy nie robimy w ten sposób niedźwiedziej przysługi – i jemu i sobie.
Ileż prawdy kryje się w Twoich słowach! Bardzo mądrze i bardzo dobrze powiedziane. Pora nauczyć się zdrowego egoizmu i żyć lepiej, żyć dla siebie.
Serio? Ty? No weeeź to tylko chwilowe, przecież wiadomo, że czubów i toksyków jest od groma ale ja tam swoje wiem- warto po swojemu i z uśmiechem chociaż i egoizm się przydaje. A na innych to lepiej "lać" skoro nie są pozytywni niech idą w długą 🙂 uszy do góry i nie wymagaj od siebie zbyt wiele tylko dlatego, że jakieś głąby próbują leczyć swoje kompleksy 😉
Wiem, że to chwilowe, powoli robi się lepiej, ale swojego doła trzeba czasem przeżyć 😉
Wiem, że wiesz i wiem, że przeżyć trzeba, ale jakoś tak groźnie ten post zabrzmiał w mojej wyobraźni 😀
Mam nadzieję że już Ci lepiej bo takiego pierniczenia dawno nie czytałam. Wiem że masz gdzieś ten swój magiczny słoik z karteczkami zapisanymi szczęśliwymi chwilami – idź to przeczytać. Najlepiej wszystko.
Ty tak na poważnie? Chyba pierwszy raz napisałaś bzdury. To wcześniej to nie były pseudomądrości. To jest pseudomądrość.