Powrót do dziecięcych lat – "Pollyanna" Eleanor H. Porter czytana w oryginale [ze słownikiem]
O tym, że w dzieciństwie kochałam Pollyannę mogliście przeczytać we wpisie Książki, w które zaczytywałam się jako dziecko. To, że szalenie istotna jest dla mnie nauka angielskiego, wiecie, jeśli śledzicie Kącik Językowy. Na pewno więc nie zdziwi Was moje zainteresowanie Pollyanną w nowym wydaniu – wydaniu w języku angielskim z dodanym słownikiem angielsko-polskim. Dzięki temu mogę Wam dziś opowiedzieć o strukturze książek wydawnictwa [ze słownikiem] oraz o tym, czy powieść Eleanor H. Porter – w przeciwieństwie do Astrid Lindgren i jej Pippi Pończoszanki – przetrwała próbę czasu.
Jak wyglądają książki [ze słownikiem]?
Choć okładki książek tego wydawnictwa nie rzucają się w oczy (a jeśli rzucają, to raczej w negatywnym znaczeniu), tak naprawdę mają swój charakter i sprawiają, że z czasem seria wydanych w ten sposób książek może okazać się przez tę surową charakterystyczność zapamiętywalna.
Zresztą w przypadku publikacji tego typu to nie oprawa graficzna ma być najważniejsza, a to, co kryje się wewnątrz książki. A tam jest już naprawdę zacnie.
Na początek wita nas słownik prezentujący wyrazy najczęściej pojawiające się w książce. Bardzo mnie to zaskoczyło, ale było to zaskoczenie miłe i pozytywne, bo znajdują się tu słówka popularne, które czasem wylatują z głowy i które na pewno nie zostałyby wyjaśnione w treści książki.
Sama treść wygląda z kolei tak:
W tekście wyróżnione są trudniejsze lub mniej popularne zwroty i słówka, a ich znaczenie umieszczone zostyało na marginesie. Ułożone są one tam w kolejności alfabetycznej, co początkowo mi przeszkadzało (po latach czytania magazynu „English Matters” przyzwyczaiłam się do słów ułożonych w kolejności występowania w tekście), ale z czasem przywykłam do tej formy i już odruchowo wyszukiwałam słówka według alfabetu.
To, co nie spodobało mi się w liście słów na marginesie, to to, że wymieniane są tam wszystkie znaczenia danego wyrazu czy zwrotu. Oczywiście, z kontekstu z reguły domyślamy się, o które znaczenie chodzi, ale dużo łatwiej i przyjemniej korzystałoby się z książki, gdyby na marginesie znajdowało się tylko to właściwie tłumaczenie. Natomiast pozostałe znaczenia spokojnie można było umieścić w słowniku na końcu książki.
Bo musicie wiedzieć, że na końcu znajduje się jeszcze jeden słownik – zawierający wszystkie wyrazy pojawiające się w książce.
Poznawanie książki w taki sposób jest bardzo ciekawym wyzwaniem. Często powtarzam, że czytanie w oryginale to ważny element nauki języka obcego, a dzięki książkom wydawanym w ten sposób proces ten jest trochę ułatwiony. Jeżeli zniechęca Was kursowanie między angielską książką i wielkim słownikiem gdzieś obok, z pewnością spodoba Wam się powieść wydana właśnie w taki sposób – z poręcznym słownikiem umieszczonym od razu na marginesie.
Naprawdę trudno jest mi sobie wyobrazić lepsze rozwiązanie dla osób, które uczą się języka i chcą czytać książki wydane w oryginale. Sama chętnie sięgnę po więcej książek wydawnictwa [ze słownikiem] i mam nadzieję, że jego oferta stale będzie się poszerzać.
Pollyanna
Choć uwielbiałam powieść Eleanor H. Portrer w dzieciństwie, tak naprawdę niewiele z niej pamiętałam. Ponowna lektura Pollyanny była więc dla mnie nie tylko sporą przyjemnością, ale też pełną zaskoczeń przygodą. Kilka razy powroty do książek mojego dzieciństwa były dla mnie nieudane, ale tym razem byłam jak ci wszyscy ludzie, którzy poznawali tytułową bohaterkę na kartach tej historii – oczarowana!
instagram.com/kreatywa |
Pollyanna to wspaniała bohaterka. Momentami irytująco wręcz pogodna, ale w całym tym swoim optymizmie autentyczna i naturalna. Uśmiechałam się, poznając jej przygody (współpasażerowie z tramwaju potwierdzą!) i na każdym kroku jej kibicowałam. Opowieść o sierocie, która kruszy nawet najtwardsze serca i sprawia, że całe miasteczko zaczyna się radować małymi rzeczami niesamowicie pozytywnie mnie nastroiła i przypomniała, jak to jest patrzeć na świat oczami dziecka – z ciekawością, z naiwnością, z miłością.
To piękna, bardzo mądra książka, którą polecałabym każdemu dziecku i każdemu dorosłemu. Pollyanna nauczy nas wszystkich, jak żyć naprawdę, jak żyć pełnią życia, jak być dobrym, szczerym i radosnym. To cenna lekcja, którą każdy powinien otrzymać.
Moja ocena: 9/10
Gdzieś już mignęło mi to wydanie, ale innej książki – to świetny pomysł! Uwierzysz, że nie znam Pollyanny? 🙂 Muszę to w końcu nadrobić. 🙂
Nadrabiaj koniecznie, naprawdę warto 🙂
Świetny pomysł! Jeszcze czegoś takiego nie widziałyśmy 😉 Zawsze same robiłyśmy notatki ołówki w książce. 😉
Też tak robiłam, ale to straaasznie żmudna robota – jednak gotowe rozwiązania czasem okazują się bardzo przydatne.
O, super, że jest coś dla mniej zaawansowanych, ale niezbyt lubię słowniki w tekstach – zwykle znam słówka uznane za trudne czy nieznane i rozpraszają mnie pogrubione słowa 😛
A do Pollyanny chyba wrócę, dzięki 😀
Aleś Ty marudna, od razu "rozpraszają" 😀 Tutaj akurat mamy książkę na poziomie A2/B1, może na wyższym znalazłabyś jednak jakieś nieznane słowa 😉
WOW, ale czadowe, to coś dla mnie :)Czytaj dla leniuszków językowych 🙂
Oj tam, od razu leniuszków 🙂 To po prostu bardzo przydatne ułatwienie sprawy 😉
Lubiłam ją, kiedy byłam dzieckiem, ale obawiam się (jak to zwykle bywa w przypadku lektur z dzieciństwa), że gdybym przeczytała ją dzisiaj, wcale nie okazałaby się dobrą książką.
Też się tego obawiałam, ale tym razem obawy nie były słuszne 🙂
Rewelacja 🙂
Też tak uważam 🙂
Mam u siebie nadgryzione zębem czasu (a przez to baaardzo apetyczne) wydanie książki. Lubię sobie od czasu do czasu zajrzeć do świata Pollyanny.
Ja nie robiłam tego od lat dzieciństwa, ale zdecydowanie warto było!
Też zamierzam wrócić do Polyanny i też po angielsku, ale… w wersji audio, już czeka w zakładkach na ściągnięcie. Na razie opróżniam dysk, więc najpierw "muszę" przesłuchać to, co już ściągnięte, czyli dwie części Ani z Zielonego Wzgórza:-)
Super pomysł, bardzo lubię audiobooki, a już te w języku angielskim – w szczególności.
No i Ania… Mam nadzieję, że dostarczy Ci miłych wrażeń 🙂
Ja Pollyannę poznałam dopiero jako osoba dorosła, całkiem niedawno zresztą i książka, a raczej idea, bardzo mi się podobała.
W oryginale raczej czytać nigdy nie będę – umiejętności niewystarczające i brak chęci by to zmienić.
O tak, bielsza okładka być nie mogła 🙂
Ach, gdybyś napisała tylko o niewystarczających umiejętnościach, to od razu próbowałabym Ci pomóc, ale jeżeli mówisz, że z chęciami też nie bardzo, to nic na siłę 🙂
Słyszałam o tych książkach i jestem nimi oczarowana. Chyba nie ma lepszego sposobu na naukę jak połączenie przyjemności z pożytecznością – czytam, a przy okazji nabywam nowych zwrotów. Bomba!
Nie znam Pollyanny – czy to źle? Być może skuszę się na nią właśnie w tym wydaniu 😉
Nadrabiaj "Pollyannę" koniecznie. To jedna z tych książek, która się nie zestarzała 🙂
Nie słyszałam o takiej formie wydawania książek, ciekawa sprawa 🙂
O tak, bardzo ciekawa 🙂
Zakupiłam jedną i mam zamiar próbować swoich sił 🙂
Powodzenia!
Powroty do lektur niegdyś już przeczytanych traktuję nie tylko jako podróż w głąb wspomnień, ale również odkrywanie siebie. O "Polyannie" od jakiegoś czasu myślę nieprzerwanie, choć ja poznałam ją dopiero kilka lat temu. Mnie także dziewczynka ujęła swą pogodą ducha i podsycanym ciekawością świata, niezagaszonym optymizmem, a co najistotniejsze – nauczyła swojej gry 😀 Zabawa w szczęście otworzyła mi oczy na różne, dotychczas ukrywające się przede mną aspekty codzienności.
Sama perspektywa czytania w oryginale, jednak opierąjac się na przygotowanym zestawie ratowniczo-lingwistycznym jest dla mnie bardzo, bardzo nęcąca. 🙂
W takim razie mam nadzieję, że znęci Cię na tyle, że spróbujesz sama. Naprawdę warto, teraz to już wszystkie książki mogłabym czytać w takiej formie 🙂
No a co do samej "Pollyanny" – mnie też ta dziewczyna ogromnie ujęła. Co prawda tak do końca jeszcze jej gry nie opanowałam, ale staram się, staram 🙂
Tak, Klaudyno, masz rację. Warto, bo chyba trudniej o przyjemniejsze połączenie rozkoszy czytania z jednoczesna nauką 🙂
Myślę, że nawet Twoje starania już są pierwszym stopniem wtajemniczenia na drodze do jaśniejszego spojrzenia na świat, bo zasady gry są rzeczywiście bardzo trudne i ciężko być im posłusznym w każdej sytuacji. Sama też niejednokrotnie ulegam, stając się marudną kapryśnicą, złorzeczącą wszystkiemu, na czym stoi świat. 🙂
Oj tak, czasem po prostu nie potrafi się inaczej. Ale sama Pollyanna miała moment zwątpienia, więc i my dawajmy sobie do niego prawo. Oby tylko były to sporadyczne przypadki. Lepiej, żeby gra rządziła naszą codziennością – życie wydaje się wtedy dużo piękniejsze 🙂
Klaudyno – jak to często bywa, uśmiecham się nad klawiaturą, ciesząc się sensownością i pełnią Twoich słów. Tak, Polyannę też dopadła chwila wątpliwości i dzięki temu wydaje się jeszcze bliższą 🙂
O tak, niech gra w radość rządzi i kieruje naszymi losami, opromieniajac życie uśmiechem i wdzięcznością. <3
Pollyanna kończy się tam, gdzie zaczyna się niepełnosprawność.
Świadczą o tym dwie historie z książki: historia założycielska 😉 gry w zadowolenie „Bo te kule ci NIE SĄ potrzebne”, oraz historia z czasową niepełnosprawnością Pollyanny.
Owszem, wtedy Pollyanna niby to znajduje powód do radości, ale nie spełnia on wymogów gry, bo odnosi się do przeszłości.
Innymi słowy, Pollyanna nie mówi „Cieszę się, że jestem w obecnej sytuacji, ponieważ…”, tylko „Cieszę się, że byłam w innej niż obecna sytuacji, ponieważ…”
Osoby nie zgadzające się ze mną: uprzejma prośba o nieużywanie wulgaryzmów, gdybyście mogli.
Mam orzeczenie, stopień umiarkowany.