Poniedziałki bez mięs, Paul, Stella i Mary McCartney
Mam w swoim życiorysie trwający prawie dwa lata epizod wegetariański, po którym kolejnych siedem czy osiem lat leczyłam się z dość poważnej anemii. Mimo to, nigdy nie pokochałam mięsa, ani nawet nie zostałam jego koleżanką, więc z tym większą radością przyjęłam do wiadomości informację o trwającej od kilku lat na całym świecie kampanii rodziny McCartneyów, która zachęca do tego, by zrobić coś dla środowiska i choć jeden dzień w tygodniu nie umieszczać w jadłospisie dań mięsnych. Ja zaniżam pewne normy, gdyż mięso spożywam maksymalnie do trzech razy w tygodniu, co z kolei wiąże się z jednym poważnym problemem – czasem brakuje człowiekowi inspiracji…
Książka Poniedziałki bez mięs wychodzi takim osobom jak ja naprzeciw, proponując urozmaicone jadłospisy na pięćdziesiąt dwa dni. Całe dni, a więc obejmujące śniadania, lunche, kolacje, przekąski oraz desery. Wybór proponowanych dań jest niezwykle szeroki, ale najlepszym pomysłem, jaki mieli twórcy książki, było podzielenie przepisów nie tylko według poszczególnych tygodni i dni (jeden tydzień = jeden bezmięsny poniedziałek), ale również według pór roku. To niesie za sobą niesamowitą wygodę, bowiem przepisy dostosowane są do tego, jakie produkty są w danym sezonie najtańsze i najogólniej dostępne.
Ilekroć stykam się z zagranicznymi książkami kulinarnymi, natykam się na ten sam problem – dobór proponowanych składników. Tak, jak w innych publikacjach tego typu, tak i w tej natkniemy się czasami na takie warzywa i produkty, o które trudno w zwyczajnym spożywczaku, ale zasadniczo – nawet jeśli trzeba poszukać czegoś nieco dalej, to propozycje McCartneyów są na tyle „normalne”, że i z widzenia, i ze słyszenia zna się je w naszym kraju. A wierzcie mi – nie przy każdej książce jest tak różowo.
Co tyczy się samego wydania, to trzeba przyznać, że publikacja naprawdę robi wrażenie. Dobry papier, który nie przejmuje się ewentualnymi zachlapaniami, solidna oprawa i przepiękne, kuszące fotografie. Do tego dokładnie przedstawione receptury i dobrze skonstruowany indeks potraw i składników. Nic tylko zakochiwać się w bezmięsnym kucharzeniu, gotować i jeść.
Moja ocena: brak
Wydaje się całkiem ciekawa książka, kusi mnie odrzucenie mięsa ale jakoś nie potrafię go zastąpić niczym.
Przepisy na 52 dni? To robi wrażenie! 🙂
Tak jak piszesz, mnie również nieco denerwuje fakt, że w książkach kulinarnych z innych krajów występują składniki niedostępne u nas… Mamy dwa wyjścia- albo się przeprowadzić albo za wszelką cenę szukać owych składników na rodzimym rynku 🙂
Pozdrawiam!
Też mam problem z mięsem, więc może przeczytam 🙂
Chyba bede musiala zainteresowac sie bardziej ta pozycja..
Ja się chętnie zastosuje do tych porad, jednak bezmięsne wolę mieć piątki a nie poniedziałki, w myśl religii katolickiej ;>
Ja podobnie odkąd pamiętam w piątki mięsa nie jadałam (prócz ryb) 😉
Piątek to też nie jest zły pomysł – w końcu 'poniedziałek' to wyłącznie kwestia umowna.
Mój epizod wegetariański trwa ponad 8 lat i tak chyba zostanie 🙂
U mnie w domu nigdy w poniedziałki nie jadło się mięsa (taki post oczyszczający po niedzieli, czy coś), a u mnie się to przeciągnęło na pozostałe dni tygodnia i tak już nie miałam mięsa w ustach od 11 lat 😉 Myślę, że to może być ciekawa książka, ale że mam dwie lewe ręce do gotowania to raczej sobie odpuszczę 😉
_____________________
http://klaudiablog.pl