KKD#24: Skąd ten lament nad poziomem polskiego czytelnictwa?
Nie czytamy. I co z tego?
Badań i sondaży przeprowadza się całe mnóstwo. Te książkowe od kilkunastu lat pokazują, że czytanie nie jest ulubioną rozrywką Polaków. Mam wrażenie, że szok i lament towarzyszą nam co roku, a temat nieczytania wraca po każdym raporcie Biblioteki Narodowej jak bumerang, przez chwilę dobrze sprzedaje się w mediach, po czym znika. Bez wniosków, bez realnej dyskusji społecznej, bez jakichkolwiek działań mających ten stan rzeczy zmienić. Nie czytamy. I co z tego? Czy kogoś rzeczywiście to aż tak oburza? Czy kogoś to w ogóle dziwi? I czy powinno nas obchodzić, jak spędzają czas inni ludzie? Dlaczego nie przeżywamy wyników innych badań? Badań, które są de facto ważniejsze dla ogółu? Ilu Polaków nie podjęło w ubiegłym roku żadnej aktywności fizycznej? Ile Polek nie wybrało się na badania cytologiczne? Ile dzieci ma nadwagę? Ilu uczniów załatwia sobie lewe zwolnienia z wuefu? Ilu nastolatków nie wie, jak uprawiać bezpieczny seks? Ilu Polaków wsiadło za kierownicę po alkoholu? To są poważne kwestie. Dumą powinno napawać kobietę to, że dba o swoje ciało, a nie to, że przeczytała Pięćdziesiąt twarzy Greya.Czytanie jako jedyna forma obcowania z kulturą
Są grupy społeczne, które powinny czytać, bo tego wymaga ich profesja. To nad nieczytającymi prawnikami, lekarzami i nauczycielami powinniśmy lamentować. Ale robienie afery z tego, że nie czyta pani Jadzia spod trójki albo pan Staszek z warzywniaka wydaje mi się naprawdę śmieszne. Skąd w ogóle przekonanie, że czytanie jest najważniejszą formą obcowania z kulturą? Czy miłośnicy baletu albo teatru podnoszą raban, kiedy okazuje się, że większość Polaków nie podziela ich zamiłowań? Czy dowartościowują się cudzym kosztem, uważają innych za gorszych, a siebie za „barwną” i „oświeconą” mniejszość? Wcale się nie dziwię, że czytanie wydaje się mało pociągające, skoro promuje się je nie jako przyjemność, ale przede wszystkim snobistyczną rozrywkę dla wybranych. To nic, że taki chełpiący się swoim czytaniem bloger w ubiegłym roku nie sięgnął po żadnego klasyka, za to zna setki młodzieżówek, bajek dla dzieci i romansów. On i tak uważa się za światłego, lepszego i dumnego z tego, że czyta. Z kolei inni nie mają prawa być dumni z tego, że podróżują, kochają kino, znają się na motoryzacji. Powodem do dumy może być wyłącznie czytanie, nawet byle czego. Jedyna słuszna pasja mądrego człowieka. Nie trzeba mnie przekonywać do tego, jakie zalety niesie za sobą czytanie książek. Rozumiem, że to może rozwijać słownictwo i wyobraźnię, że dobrze wpływa na mózg i samopoczucie. Kocham czytanie i traktuję je jako naturalną część swojego istnienia. Mam jednak szacunek do ludzi, którzy choć nie sięgają po książki, mają inne, równie wspaniałe pasje. Można z nimi porozmawiać na wiele tematów i wspaniale spędzić czas. I często mają w sobie dużo więcej pokory i kultury niż wielce oczytana część społeczeństwa. Nie jestem dumna z tego, że znajduję się w tej zaczytanej mniejszości. Czytanie jest dla mnie czymś naturalnym, a nie czynnikiem decydującym o tym, czy jestem od kogoś lepsza lub gorsza. Nie widzę też sensu w lamentowaniu nad poziomem polskiego czytelnictwa. W zeszłym roku, na fali popularności erotyków, statystyki skoczyły w górę i niczego to nie zmieniło. Niech każdy robi to, co lubi i co wychodzi mu najlepiej. A skoro blogerzy są tak święcie oburzeni, niech zaczną coś zmieniać, zamiast robić z siebie snobów i wybrańców. PS Nie będę przepraszać za swoje zdanie. Za to chętnie nawiążę dyskusję z tymi, którzy mają podobne lub inne stanowisko. Przeczytaj również:]]>
Denerwują mnie te badania, bo są niemiarodajne. Rozmawiałam ze swoim synem(13 lat) wczoraj na ten temat. Zauważył, że nas nikt nie pytał, czy czytamy. Bo ja zawyżam średnią, a on przeczytał jedną, czy dwie książki, jego młodszy brat też bardzo zawyża średnią. Też nie widzę powodu, by wywyższać się tym, że dużo czytam. Bo czytam bardzo różne książki. Trochę młodzieżowych, trochę klasyki, fantastykę, kryminały, o wojnie i mnóstwo książek dla dzieci. To mnie wzbogaca, to dla mnie jest ważne, że czytam. Pozwala mi na to na szczęście moja praca. Czytanie oddala moje problemy i smutki. Ale to ja mam taki sposób na trudne życie. Ubolewam, ze mój najstarszy syn nie lubi czytać. Ale tylko dlatego, że nie ma innych zainteresowań. Nie słucha muzyki, nie ma hobby oprócz grania w LOL i Metina, nie lubi sportu.
Ale w ankiecie brały udział osoby od 15 lat.:)
Rozumiem, nie interesowałam się na jakiej grupie było wykonywane badanie. Mam taki sam stosunek do jakichkolwiek sondaży i badań. Część społeczeństwa, to nie całe, a ile osób skłamie w ankiecie?
Kwestię braku zainteresowań poruszyłam w podlinkowanym wyżej wpisie "Czytam, więc jestem… lepsza od Ciebie!". Nie rusza mnie to, że ktoś nie czyta, póki ma jakieś inne zainteresowania. Jeżeli nie ma żadnych, jest to rzeczywiście przykre, szczególnie kiedy dotyczy kogoś bliskiego.
No i mam podobne zdanie na temat wyników. Tłumy w księgarniach i bibliotekach, aktywność na portalach czytelniczych i blogach każą mi sądzić, że jednak sporo ludzi czyta, tylko jakoś ich nigdy nikt nie przepytuje do takich badań 😉
Ja w zasadzie to chciałam tylko coś zauważyć. Badanie wykazało nie tylko, że 63% Polaków nie przeczytało żadnej książki (tu się z grubsza zgadzam, że nie każdy musi lubić). Wykazało, że ten sam procent nie przeczytał w ciągu roku żadnego tekstu dłuższego niż 3 strony. A to już jest niepokojące, bo jednak ciągle żyjemy w cywilizacji pisma i żeby sprawnie się w niej poruszać, trzeba sprawnie czytać. A tymczasem okazuje się, że wielu studentów w zeszłym roku nie przeczytało żadnego artykułu naukowego czy rozdziału z podręcznika, wielu hobbystów nie czuje potrzeby pogłębiania wiedzy o swoim hobby (dłuższy tekst w necie też ich najwyraźniej odstrasza, bo teksty z sieci też brano pod uwagę w badaniu), a rodzice nie czują potrzeby czytania dzieciom. To wszystko sprawia, że chyba jest się czym przejmować. Acz niestety nikt nic z tym nie robi ( rozwój bibliotek? A po co?)…
O rozwoju bibliotek już ktoś pisał- tam chodzą i tak ci czytający. Też jestem zdania, ze jest się czym przejmować.
Moreni, dla mnie – z tego co wymieniłaś – poważnym problemem jest to, że dorośli nie zachęcają dzieci do czytania. Ale nie ma się co dziwić, skoro sami zachowują się, jakby byli niepiśmienni.
Problem sięga daleko i głęboko. Studenci nie czytają, bo nie muszą. I tak wychodzą na swoje. U mnie polonistykę kończyli ludzie, którzy przez 5 lat nie przeczytali nawet jednej strony artykułu, nie mówiąc już o szerszych opracowaniach naukowych czy książkach. W szkole też młodzież nie jest zachęcania do czytania. Sama byłam na profilu humanistycznym – w ciągu tygodnia omawialiśmy 2-3 lektury, żeby wyrobić się z całym materiałem. Przy czteroletnich liceach system wyglądał dużo lepiej i nie trzeba było tak gnać. Jak kogokolwiek przekonać do czytania, skoro zmusza się go do omawiania jednej książki za drugą? Nawet jeśli ktoś miałby czas, żeby to wszystko czytać, to raczej byłoby to czytanie bezrefleksyjne, na odwal się.
Tak więc problem zaczyna się w dzieciństwie, pogłębia w szkole i trwa aż do dorosłości. Myślę, że przede wszystkim szkoły powinny inaczej podejść do kwestii literatury, wtedy być może taki dzieciak wychowany w nieksiążkowym domu postanowi coś w swoim życiu zmienić, potem zostanie czytającym licealistą i studentem, a na koniec dorosłym, który będzie czytał swojemu dziecku.
Co do bibliotek – żadne reformy nie pomogą na ludzi, którzy przez lata pielęgnowali w sobie niechęć wobec książek.
Ale wiesz, ja o tych bibliotekach nie wspominam przypadkowo. Podobno (i są na to jakieś badania) zainteresowanie bibliotekami znacząco wzrasta wśród ludzi mających dzieci w wieku wczesnoszkolnym. I są dwie opcje: 1) rodzicom samym się nie chce nauczyć dziecka obcowania z książką, ale wiedzą, że powinni, wiec szukają najbliższej biblioteki lub 2) szukają jakiegoś miejsca, gdzie dzieciak mógłby przeczekać tę godzinę-dwie między końcem swoich zajęć a końcem pracy rodzica. Niezależnie od przyczyny, jest to pole manewru dla bibliotek, ale wymaga finansów na zorganizowanie choćby kącika literatury dziecięcej, gdzie delikwent mógłby sobie posiedzieć i poczytać.
Wbrew pozorom, niedofinansowanie bibliotek ma też spory związek z nieatrakcyjnymi lekcjami polskiego (zwłaszcza w mniejszych miejscowościach i początkowych klasach). No bo co z tego, że nauczyciele w klasach 1-3 mogą sobie dowolnie dobierać lektury, skoro większość dzieciaków tych nowszych i ciekawszych najzwyczajniej w świecie nie będzie miała skąd wziąć? Przecież nie każdego stać na zakup, a w bibliotece nie ma tylu egzemplarzy (pomijam już oczywiście tych nauczycieli, którzy od dwudziestu lat wałkują "Oto jest Kasia" czy inną ramotkę bo nie chce im się układać nowego planu lekcji)…
Być może akurat mam takie szczęście, ale wszystkie biblioteki, z którymi mam do czynienia, są świetnie rozwinięte i wyposażone, odbywa się tam wiele ciekawych zajęć dla dzieciaków, są komputery itd. Widziałam dzisiaj wyniki badań mówiące o tym, że od strony bibliotek to my jesteśmy czołówką światową 🙂 Oczywiście, to jest studnia bez dnia i jeszcze wiele jest do zmienienia, ale ja akurat na poziom rozwoju bibliotek, z którymi mam do czynienia narzekać nie mogę.
Super artykuł. Genialne spostrzeżenia. Brawo.
Dzięki! 🙂
To ja może wypowiem się z innej strony. Jako, że chodzę jeszcze do 2kl lo (biol-chem-mat), to muszę czytać lektury (jedne czytam drugie nie, chociaż bardzo lubię lalke oraz zbrodnię i karę)
Nauki mam sporo, teoretycznie w kazdym tyg po ok 3spr, ale zawsze znajdę czas na czytanie książek i blogów (pisanie też). Przeważnie czytam 2 albo 3 książki miesięcznie (wiem, że to bardzo mało, ale mam też inne pasje), ostatnio czytam w oryginale, żeby poprawić mój język ang i idzie mi to wolno, a co za tym idzie – mniej przeczytanych książek (ale coś za coś- no trudno) 🙁
W poniedziałek rozmiałam z koleżanką na podobny temat i stwierdziła, że przez te lektury odechciałp jej się czytać książek, woli obejrzeć filmy. Myślę, że to przez lektury ludzie przestają sięgać po książki, niestety 🙁
Przepraszam za błędy 😀
No ja nie wiem, bo niektórzy przez lektury wybierają się np. na polonistykę… To jest kwestia podejścia do czytania. Jeśli ktoś czyta lektury z nastawieniem, że musi, a nie, że to doskonała motywacja i okazja by poznać trochę klasyki, po którą we własnym zakresie nie sięgnie… No to się nie dziwię.
Wiadomo, że lektura Dostojewskiego nie jest tak lekka i przyjemna, jak młodzieżówka (choć to też może być kwestia sporna), ale dla większość ludzi lektury szkolne to chyba jedyna okazja do zetknięcie się z poważniejszą literaturą.
Choć po prawdzie mówiąc, jakbym była polonistką to na pewno część lekcji poświęciła literaturze współczesnej. 😉
Kasiu, jakbyś była polonistką, nie zdążyłabyś poświęcić czasu na literaturę współczesną 😉 W LO miałam 7 godzin polskiego tygodniowo, a i tak żeby wyrobić się z podstawą programową musieliśmy omawiać 2-3 lektury na tydzień. To naprawdę nie jest zachęcające – ani dla ambitnego nauczyciela, który chciałby pokazać młodzieży więcej, ani dla samych uczniów, którzy muszą czytać jak małe roboty.
Kto chce, ten czyta – kto nie chce, ten nie czyta, proste i na co komu wtrącać się w wybory innych.. 😉 Kompletnie niezrozumiałe jest dla mnie to uważanie się za "lepszego", podzielam Twoje zdanie i przybijam wirtualną piątkę!
Dzięki, cieszę się, że się zgadzamy. Naprawdę wypada tylko współczuć tym, którzy myślą, że są lepsi od innych wyłącznie dlatego, że książki lubią.
Bardzo dobra notka! Zgadzam się w 100%.
O, jak miło! Cieszy mnie to bardzo 🙂
Podobnie jak u Ciebie, czytanie jest dla mnie częścią dnia, naturalną czynnością, na którą przeznaczam czas każdego dnia. Czasami dziwią mnie te statystyki, że Polacy mało czytają. Wśród moich znajomych sporo jest osób, które regularnie czytają książki, a miejska biblioteka nigdy nie świeci pustkami. Zgadzam się z tym, że są ważniejsze kwestie jak zdrowie, aktywność fizyczna, praca. Dla mnie czytanie jest formą spędzania wolnego czasu. Dla kogoś innego to może być spacer z psem lub pójście na basen.
Otóż to – każdy ma swoje pasje i dobrze by było, gdybyśmy nie narzucali innym swoich. Fajnie jest zarażać miłością do literatury, ale nic na siłę.
UWIELBIAM TEN TEKST. Uwielbiam go za to, że pokazujesz, że ktoś, kto nie czyta książek wcale nie jest gorszy. A jakoś ciągle w blogosferze spotykam się ze stwierdzeniami, że tylko idioci nie czytają, że tylko ludzie ograniczeni nie sięgają po książki, że nie można być jednocześnie kimś inteligentnym i nieczytającym książek. Nie znoszę takiego segregowania ludzi, bo niby dlaczego to właśnie czytanie ma wartościować ludzi na lepszych/gorszych, a nie tak jak podałaś teatr? To, że ja nie wyobrażam sobie życia bez czytania nie oznacza, że ktoś też musi czytać. Przecież może nie chcieć. I ma do tego cholerne prawo, nikt nie musi przez to go linczować – nie rozumiem tego nacisku też na to, by zwiększać ilości czytelników. Będą chcieli to przeczytają, nie będą to choćby i najlepsza reklama ich do tego nie przekona. Mam znajomego, który jest naprawdę genialną osobą, uwielbia matematykę i fizykę, dlatego też studiował na polibudzie, a książek nie tyka, bo go po prostu nudzą i on nie widzi w tym rozrywki. Czy to znaczy, że mimo tego nie jest inteligentny?
Ludzie czasem naprawdę nie myślą. Ale tekst świetny, uwielbiam uwielbiam uwielbiam.
Dzięki za entuzjazm 🙂 Ja również znam mnóstwo inteligentnych i megazdolnych ludzi, którzy nie są fanami literatury. Czy to czyni ich gorszymi? Nigdy. Ale znaleźli się w niechlubnej większości, więc od razu trzeba ich objechać 😉
Ja tu widzę tak naprawdę dwa problemy. Pierwszy, że większość badanych deklarowała że nie przeczytała w zeszłym roku tekstu dłuższego niż trzy strony. Co niepokoi, niektóre instrukcje są dłuższe. A im więcej człowiek czyta, tym łatwiej jest mu się poruszać w społeczeństwie informatycznym (czyli naszym). A im większa łatwość poruszania, tym lepiej do pani Jadzi dotrą informacje, że powinna o siebie dbać i jak to robić.
Z drugiej strony, jestem w stanie zrozumieć, że ludzie obcujący z dużą ilością tekstu w pracy (prawnicy, menadżerowie), mają dość i nie chcą w domu czytać.
Drugi, to ten snobizm. Opera, balet itp. zamknęły się trochę w swoim snobistycznym światku. W rezultacie uczestniczy w nich stały, ale dość znikomy procent społeczeństwa (a przeciętny człowiek zna te dwa-trzy dzieła, które trafiają do filmów kostiumowych). Nie chciałabym, żeby to spotkało czytelnictwo. Książki są dla wszystkich. Inna sprawa, że czytanie absolutnie nie czyni człowieka lepszym automatycznie, do tego trzeba czytać odpowiednie książki, takie zmuszające do myślenia. Czytanie dla przyjemności nie jest niczym złym, ale ilość nie przechodzi w jakość, to nie Hegel.
A chyba najbardziej chciałabym, żeby wyniki tych badań były impulsem do akcji promocji czytelnictwa. Żeby w wiadomościach był segment o kulturze. Żeby w wywiadach pytano polityków i gwiazdy, co czytają. Żeby mole książkowe wrzucały na swe walle na FB tzw. book-talki (czyli krótkie recenzje zachęcające do przeczytania danej książki. Moja biblioteka tak robi).
W kwestii pierwszej: czy to na pewno chodzi o to, że oni przez rok nie przeczytali tekstu dłuższego niż trzy strony? Ja w wynikach znalazłam fragment mówiący o tym, że chodziło o miesiąc poprzedzający wizytę ankietera, a nie rok.
W kwestii drugiej, z tego co widzę w zachowaniu blogerów, czytanie już stało się snobistyczne. Być może tylko w niektórych kręgach, ale jednak…
Ja również chciałabym, aby miała miejsce jakaś sensowna promocja czytelnictwa, ale co roku pojawia się taka dyskusja i co roku nic się w tej materii nie zmienia.
To zachowanie blogerów mocno mnie smuci. Tak samo jak pojawiające się na rozmaitych grupach czytelniczych "straszne" obrazki, jak to w przyszłości książka staje się przestarzała i nikt z niej nie korzysta.
Również rzuciło mi się w oczy, że na dniach głośno jest o tym ile % Polaków czyta książki. Nie zagłębiałam się jednak w komentarze, tak jak Ty, a to co ja uważam, to fakt, że ludzie którzy mnie otaczają tu na blogu książki czytają i nie jedną rocznie a po kilkadziesiąt. Bardziej doszłam jedynie do wniosku, że te badania zostały przeprowadzone na pewnej liczbie ludzi i na ich podstawie zostały zinterpretowane wyniki dla całej Polski. Wczoraj przeczytałam na facebooku świetny tekst. Nie pamiętam już kto go opublikował. Był to dialog dwóch facetów gdzie jeden mówił do drugiego, że ma przyjąć iż bije swoją żonę codziennie. Mężczyzna zaprzeczył mówiąc, że nie podnosi ręki na swoją kobietę, na co jego kolega powiedział – "to powiedzmy, że masz sąsiada, który bije swoją żonę codziennie. Wychodzi na to, że średnio bijecie swoje żony co drugi dzień" i tak postrzegam te wszystkie wielkie i jakże nagłośnione statystyki. Ja na przykład cieszę się, że czytam książki, jednak po zobaczeniu takich statystyk nie wybiegam z domu do koleżanki i nie drę się na nią, że "jak ona mogła nic nie przeczytać i jest głąbem" trochę to by było bez sensu 🙂
Tak, tak – statystycznie to każdy z nas ma pół psa i ćwierć kota w domu 😉 Zgadzam się z Tobą, nigdy nie będę ze zbyt dużym przejęciem spoglądać na wyniki takich badań, bo zawsze wydają mi się one mocno niemiarodajne.
Pomijając fakt, że wyniki są niemiarodajne (jak zresztą większość statystyk 🙂 to fakt, nie ma powodu by się oburzać. Tylko ten nasz blogerski światek nie do końca rozumie, że czytanie to pasja jak każda inna, w żaden sposób nie dodająca nam magicznych mocy i splendoru 🙂 W ogromnej części przypadków blogerzy (blogerki) to istoty przekonane o własnej wspaniałości, wyjątkowości i nieomylności, a każdego kto nie czyta traktują jak półmózga (wybacz określenie). Być może jest tez tak, że do podobnych informacji trzeba dorosnąć, by zrozumieć, że nie mają wpływu na losy świata (co najwyżej na los księgarni).
Doskonały tekst, pozdrawiam!
Właściwie to trochę przykre, że właśnie taką opinię mamy o tym zakątku blogosfery, ale rzeczywiście tak jest – snobizm i przemądrzałość trochę już przytłaczają.
Jeszcze gorzej, że ze spadku czytelnictwa w tym roku robi się sprawę polityczną. A ja, jako politolog także, mam szczerze dość polityki, która wpycha się we wszystkie dziedziny życia. Czytanie to wytworzenie "nawyku czytania" a ja się nie czyta to bardzo ciężko i bardzo długo czyta się jedną książkę. To zniechęca. Poza tym, jak każda statystyka niby wiele mówi a tak naprawdę wszystko spłaszcza, upraszcza i segreguje. Za parę dni wszyscy zapomną o tym badaniu, bo przyjdą nowe tematy.
No właśnie – znów zapomnimy o tym badaniu, a za rok temat wróci jak bumerang. Chwilowa burza w szklance wody, która niczego nie zmienia…
Zgadzam się z Tobą!
Po pierwsze – wyniki owych badań wydają mi się zupełnie niemiarodajne… Większość mojej rodziny to osoby czytające, mniej czy więcej, ale każdy coś czyta… Chyba nie ma na kilkanaście osób z najbliższej rodziny znajdzie się może jedna czy dwie, które w ciągu roku nie przeczytają ani jednej książki (a mam w rodzinie osoby i po studiach i bez wyższego wykształcenia… różnej maści).
Po drugie – co człowiek to pasja. Jeden woli czytać, drugi słuchać muzyki, a trzeci majsterkować… Nie wszyscy muszą czytać książki…
No i kultura to nie same książki;)
Rozglądam się po otoczeniu i choć znam osoby, które czytają niewiele, jednak tych kilka książek rocznie "zaliczą", dlatego również jest mi ciężko w to wszystko uwierzyć.
Według mnie te badania są zawsze mocno naciągane i nie wierzę w nie do końca. Ja jestem molem książkowym, ale wiele osób w moim otoczeniu niekoniecznie, a i tak większość czyta chociaż kilka książek rocznie, więc nie chce mi się wierzyć, że znacząca reszta społeczeństwa w ogóle tego nie robi. Poza tym… generalnie nie obchodzi mnie to, czy inni czytają – jeśli tak, to świetnie, a jeżeli nie, to w zasadzie nie mój interes. 😉
Otóż to – nie wiem czemu wiele osób uważa, że ma prawo krytykować innych za to, że mają odmienne zainteresowania.
Badania badaniami, ale słyszałam wielokrotnie od osób, które przeprowadzają egzaminy, generalnie wykładają na uczelniach, że w momencie kiedy tekst egzaminu jest nastawiony bardziej na samodzielne myślenie to pojawia się problem. Ludzie nie rozumieją czytanego tekstu. Nie mogę się więc do końca z Tobą zgodzić, ponieważ czytanie ma ogromny wpływ na to jak się wypowiadamy, na naszą kreatywność. Denerwuję mnie, że już nie ma znaczenia, czy to telewizja, prasa, czy portale internetowe, są tam rażące błędy językowe. Ludzie nie czytając robią się często byle jacy. Oczywiście, że są inne formy obcowania z kulturą- są muzea, kina, teatry itd…ale jestem święcie przekonana, że osoby, które korzystają z tych rozrywek, czytają. Zgodzę się z Tobą, że też zależy co się czyta, ale to już jest kolejny problem.
Ale ja nigdzie nie powiedziałam, że czytanie nie ma wpływu na to, jak się wypowiadamy bądź na naszą kreatywność 🙂 Powszechnie wiadomo, że czytanie ma ogromny wpływ na mózg człowieka, co zostało udowodnione naukowo.
No i nie zawsze jest tak, że jak ktoś lubi kino albo teatr, od razu rozkoszuje się literaturą. Przekonałam się o tym na własnej skórze, kiedy przez innych polonistów byłam obśmiewana za czytanie.
Podobnie, jak Sylwia, nie do końca wierzę w te procentowe wyniki. W szkole dzieciaki chyba jednak cokolwiek czytają (nawet przymuszeni do lektur), trudno mi też uwierzyć, żeby osoby studiujące lub po studiach nic nie czytały. Pani Nie wierzę, że jest aż taka dysproporcja. Może populacja badawcza była nie do końca reprezentacyjna.
Co do oceniania ludzi po tym, czy czytają, czy nie i uważania się za lepszego. Niby masz rację, że ludzie są różni i mają różne – mniej lub bardziej ambitne – zainteresowania (gorzej, jeśli nie maja żadnych), ale mimo wszystko nie umiem sobie wyobrazić, że można nie być ciekawym, co jest w tych wszystkich setkach książek, które się piętrzą, choćby w takim Empiku. Czy nieczytający naprawdę nie są ciekawi? Nie intrygują ich tytuły, o których krzyczą gazety? Czy filmy rekompensują im książki? Filmy, często spłycone, odarte z wielu wątków i głębszych myśli. Czy podróże to zastąpią? Nie! Jak można gdzieś jechać, nie przeczytawszy nic o danym miejscu wcześniej?! Jestem takiemu "nieświadomemu" podróżowaniu totalnie przeciwna – co zresztą napisałam ostatnio w jednym z postów na moim (nie literackim) blogu. Od samego patrzenia, nie zrozumie tego, co się widzi, a o wszystko nie da się dopytać na miejscu. Nie mówiąc już o tym, że często tacy nieoczytani o kulturze danego kraju turyści opacznie interpretują rzeczy, które widzą. Muzyka? Jak interpretować muzykę bez przeczytania wcześniej czegokolwiek o jej historii, gatunkach. Malarstwo – to samo. Bez czytania, bez backgroundu, to jakieś ślizganie się po tych innych gałęziach sztuki. To brak zrozumienia, brak punktu odniesienia, brak terminologii, by z kimś na dany temat porozmawiać.
Nie uważam się za lepszą. Uważam się za normalną. Osoby nieczytające zaś uważam za mało rozwinięte kulturowo. Za nieobyte w kulturze i popkulturze. Od zawsze bliżej zadawałam się z ludźmi, którzy czytali (i to sporo). I nie, nie sprawdzałam, czy i ile czytają (i czy na pewno), po prostu wychodziło to w rozmowie, w sytuacjach, gdy ktoś coś zacytował, nawiązał do jakiejś książkowej historii. Wtedy od razu nawiązuje się nić porozumienia, jakiejś takiej wspólnoty "w wiedzy, w oczytaniu". Szczerze przyznaję, krzywiłam się (i dalej krzywię), gdy ktoś mi mówi, że on (zazwyczaj to faceci) nie lubi czytać, bo go to np. nudzi. Nie zakumpluję bliżej się z taką osobą. I o ile wisi mi, czy pani z warzywniaka sięga po klasyków, to na głębszej (zwłaszcza prywatnej) płaszczyźnie się z nieoczytanymi nie dogadam – zbyt wiele różnic, zbyt wiele braków w kulturze, zbyt wiele braków w słownictwie, zbyt mało wspólnych tematów. I tyle.
A co do wyników innych badań – zgadzam się, powinniśmy być świadomi, jak kiepsko stoi Polska z wiedzą o zdrowiu, o socjologii, o świecie i większą przywiązywać do tych wartości wagę.
Mnie też zaskakuje, że można nie być ciekawym książek, bo ich rozpiętość tematyczna jest przeogromna, więc tak naprawdę każdy znajdzie tam coś dla siebie. Przestałam jednak to przeżywać już jakiś czas temu i wolę robić swoje, zamiast oceniać innych za ich wybory. Mam wśród znajomych osoby, które właściwie to nie czytają, ale mają do zaoferowania coś innego – i są to wartościowe znajomości. Nie umiałabym skreślić kogoś tylko dlatego, że nie sięga po książki lub robi to raz na kilka lat.
miało być "ani nie wierzę" (Pani Autorce wierzę!) 😉
Pozdr. A.
Bardziej do tego czy ludzie czytają, interesuje mnie co czytają 😉
To też ciekawa kwestia 🙂
Mnie zawsze na studiach, a jestem po bibliologii, profesorowie powtarzali, że wyników ankiet BN nigdy nie można traktować na poważnie, bo po pierwsze odsetek pytanych do całej reszty jest cholernie niski (toż to tylko około 3 tysięcy osób na kilkadziesiąt milionów), a po drugie w tych badaniach biorą udział prawie ciągle te same osoby. Te wyniki są niemiarodajne.
Zatem po pierwsze nie wierzę w te badania, a po drugie nie za bardzo rozumiem po co one są robione. By po raz kolejny się pośmiać z Polaków, że tacy głupi i nieczytający. I co z tego. Jak nie chcą to niech nie czytają. I tyle. Mają do tego prawo.
A poza tym wkurzające jest to, że jednego dnia w roku tak głośno jest o tych badaniach, a potem cisza i nic z tego nie wynika.
No właśnie. Pamiętam, że kilka lat temu pojawiły się dokładne dane na temat osób ankietowanych i kiedy się z nimi zapoznałam [istotnie było to koło 3000 osób], wcale mnie nie zaskoczyło, że wyniki były takie a nie inne. Dlatego właśnie tak bardzo nie przeżywam tego corocznego szumu, bo to taka chwilowa burza w szklance wody, która nie prowadzi do żadnych wniosków.
masz rację. są rzeczy ważniejsze. A po za tym to mnie np. nikt nie pytał czy czytam. wielu innych ludzi także. Więc mogli po prostu trafić na większość, która nie czyta, a prawda jest całkiem inna.
No pewnie, badano zaledwie niewielki procent Polaków, nie traktowałabym tego szczególnie poważnie.
Wspaniały post! Też nie mogę pojąć twierdzenia, że jak ktoś nie czyta książek to jest gorszy. Może po prostu tego nie lubi? Ale czy to od razu stawia go na przegranej pozycji? Tak jak pisałaś, może mieć inne, równie rozwijające pasje. A zmuszanie kogokolwiek do czytania, nie sprawi, że to pokocha.
Pozdrawiam 🙂
http://depozyt-mysli.blogspot.com/
Otóż to – przymus nigdy nie przynosi dobrych efektów 😉
W końcu jakiś rozsądny głos w całej tej dyskusji na temat czytelnictwa w Polsce. Brawo!
Dziękuję 🙂
Jak tylko pojawią się coroczny raport BN to mi jest jakoś dziwnie. Widzę codziennie po kilkanaście osób czytających książki w tramwajach i autobusach i cały czas się zastanawiam jak to możliwe, że tak mało ludzi czyta według tych badań 😀 A tak zupełnie serio, dla mnie ważniejsze jest to, że ludzie w ogóle czytają. Że nie tylko siedzą przed tv, że spędzają czas inaczej – to jest po prostu fajne, bo się z takimi osobami bardziej utozsamiam 🙂 I nic poza tym. I zawsze irytuje mnie to, że media robią z tego taką wielką dramę. To nie koniec świata, są przecież różne powody, dla których ludzie nie czytają a badania na wycinku iluś tam osób z całego narodu jakoś średnio mnie przekonują. Po prostu cieszę się, że widzę ludzi czytajacych, ale są ważniejsze rzeczy i wazniejsze problemy, o których się nie mówi albo wspomina wtedy, kiedy dojdzie do tragedii.
Poza tym, czy to, że ktoś nie czyta oznacza od razu, że jest głupi, nudny i należy unikać takich osób? Może od razu "pobawmy" się w ostracyzm i odsuńmy od takich ludzi. Ugh. Czasami wydaje mi się, że ludziom brakuje dystansu. 😉
Tyle ode mnie 🙂
Tylko zauważmy, że media robią z tego wielką dramę przez jakieś dwa dni. Spójrz, minęło jakieś 1,5 tygodnia od opublikowania tego raportu i temat umarł. Cisza w eterze. Grzmią przez chwilę, zadają jakieś retoryczne pytania i płaczą, a potem i tak mają całe to czytelnictwo w dupie. Tak jest co roku i podobnie będzie za 12 miesięcy – gównoburza w szklance wody, która trwa pięć minut i nie prowadzi do żadnych wniosków, nie mówiąc już o realnych zmianach.
Też często słyszę, jaki to nie jest dramatyczny procent ludzi czytających książki. Ale nie ukrywajmy, że są też ludzie, którzy wolą czasopisma, albo artykuły. Ludzie nie są odcięci od czytania 🙂 dobrze by było, żeby ludzie wydający osądy na temat ludzi o tym pamiętali. I ciekawe skąd biorą te dane. Ja nigdy nie udzielałam głosu w tej sprawie :p A swoją drogą dałaś mi do myślenia, że w sumie faktycznie się z tym nic nie robi. Czasem w szkołach są inicjowane akcje promujące czytanie, ale zapomina się o starszych. Moi rodzice praktycznie nie czytają. Boli mnie to, ale wiem, że ich nie zmuszę. Mama za to rozwiązuje krzyżówki, tata gra w gry logiczne. Jak tak o tym pomyśleć, to nie jest tak, że nic ze sobą nie robią. Każdy w końcu lubi coś innego 🙂
Właśnie w tym problem – nikogo z nas o zdanie nie zapytano, a przeprowadzanie badania na 8% narodu naprawdę nie ma nic wspólnego z obiektywizmem i miarodajnością 🙂
All hail you. Mniej więcej ujęłaś to, co mnie gryzło w temacie, czyli, między innymi, tknęłaś to, że czytelnictwo, czy raczej społeczność mocno zaczytana, jaw się z boku tak emmm… Zwłaszcza dla kogoś, kto nie podłapał książkowego bakcyla w dzieciństwie, nie wyniósł z domu, że hej, książka to fajna rozrywka. Jak dobrze, że jak miałam te lat 14, kiedy to dopiero bakcyla złapałam, nie miałam jeszcze dostępu do neta, a i no był wtedy mniejszy. 🙂 Druga rzecz, to to o tym, że obcowanie z kulturą, to nie tylko czytanie <3 Zaczęłam aż robić kulturalny rachunek sumienia i cóż… skończę, pewnie gdzieś wrzucę, co by coś światu przekazać przy okazji, ale nie będzie on różowy.
Dzięki ci za ten głos w corocznej dyskusji. Miło było poczytać coś innego niż stęki i jęki, które co roku są i jakoś niczego nie zmieniają na plus 🙂
Powiem tak. Nie oceniam ludzi nieczytających niżej od siebie. Sam mam znajomych w większości nieczytających lub czytających mało. Nie uważam się za lepszego człowieka od nich. Nie patrzę na nikogo z góry. Ale stwierdzenie, że czytanie książek jest tyle samo wartą rozrywką co inne, albo tyle samo znaczy co nieczytanie – w skalo społecznej, w skali makro jest niestety łatwoprzyswajalną, szkodliwą nieprawdą. Społeczeństwo które nie czyta, nie potrafi przyswajać bardziej złożonych tekstów (bo z nimi nie obcuje i każda konieczność zapoznania się z trudniejszym tekstem sprawia dużo większe kłopoty niż osobie oswojonej z literaturą – nawet popularną), staje się stopniowo mniej wykształcone (znowuż – wymagający tekst pisany staje się barierą podobną obcemu językowi). W społeczeństwie nieczytającym odpada literatura jako czynnik rozwijający empatię i altruizm (czytając w naturalny sposób uczymy się patrzeć na świat oczami innych), a przez to pogłębia się regres więzi społecznych (popatrzcie jak Polacy kochają się nawzajem). Ponadto społeczeństwo nieczytające jest pozbawione treningu myślenia krytycznego, przez co staje się dalece bardziej podatne na manipulację i propagandę. To są fakty czy się komuś podobają, czy nie. Nie wierzycie, to zajrzyjcie choćby do genialnego "Szwecja czyta, Polska czyta". Nie bez kozery Włodzimierz Czarzasty mawia: „Ci, którzy czytają książki rządzą tymi, którzy oglądają telewizję”.
"Nie może być praw, które by nas broniły przed samymi sobą, i dlatego żaden kodeks nie przewiduje kar za zbrodnie przeciw literaturze. Pośród tych przestępstw najcięższym nie jest bynajmniej prześladowanie autorów, restrykcje cenzury itp., ani nawet oddanie ksiąg płomieniom na pożarcie. Istnieje zbrodnia znacznie cięższa – lekceważenie książek, ich nieczytanie. Za to przestępstwo człowiek pokutuje przez całe życie; jeśli zaś popełnia je naród, wówczas przypłaca je swoja historia. Żyjąc w kraju, w którym mieszkam obecnie [USA], pierwszy gotów byłbym uwierzyć, że istnieje pewna współzależność między materialnym dobrobytem człowieka i jego literacką ignorancją; powstrzymuje mnie .jednak przed tym historia kraju, w którym się urodziłem i wyrosłem [ZSRR]. Bowiem sprowadzona do przyczynowo-skutkowego minimum, do grubo ciosanej formuły, tragedia rosyjska – to właśnie tragedia społeczeństwa, w którym literatura okazała się przywilejem mniejszości: sławetnej rosyjskiej inteligencji. (…) Jestem absolutnie przekonany, że nad człowiekiem, który czyta poezję, trudniej jest zapanować niż nad tym, który jej nie czyta”. (Josif Brodski)
I tu naprawdę nie chodzi o poczucie wyższości, tylko o troskę o nas jako zbiorowość, społeczeństwo – jakkolwiek patetycznie by to nie brzmiało. Ten raport po prostu martwi. Ale może jako bibliotekarz jestem w tym odosobniony, sam już nie wiem. Ale myślenie, że nie ma nad czym się rozwodzić, bo nic złego się nie dzieje – jest błędem. A wyciąganie innych problemów społecznych dla porównania – demagogią. Ważnym społecznym problemem jest przyzwolenie na alkohol i jeżdżenie, ważna jest otyłość wśród dzieci itp. Ale nieczytanie też jest problemem – i powiedzieć "niepokojącym" to przy tych wynikach stanowczo za mało.
"Blogerzy" ostatnio Ci chyba podpadli, co? Ka tam nie wierze w te badania.Ja nie wiem kogo oni pytają. Wśród moich znajomych i rodziny większość miała książkę w ręce w ostatnim czasie. Zresztą jak to mówią – prawda, gowno prawda i statystyka…, czyż nie? 🙂 pozdrawiam
To wpis sprzed roku, więc blogerzy nie musieli mi podpadać 😀