[FILM] Puls pod stopami a.k.a. Rytm moich kroków, reż. J. Williams
Puls pod stopami/Rytm moich kroków
Tom jest zagubionym chłopakiem z problemami. Odrzucony przez ojca, nierozumiany przez matkę i wyśmiewany przez kolegów, skrycie marzy o zaistnieniu na scenie muzycznej. Kiedy jego sąsiadem zostaje uznawany za martwego były gwiazdor rocka, skorupa, w jakiej skrył się Tom, zaczyna powoli pękać… Na tę niepozorną propozycję natrafiłam przerzucając kanały. Dostrzegłszy nazwisko Luke’a Perry’ego w obsadzie, nie mogłam sobie odmówić spędzenia dziewięćdziesięciu minut z tą produkcją. I nie żałuję, bo choć nie jest to kino szczególnie zaskakujące, to i tak kilka razy zapłakałam ze wzruszenia.Co poszło nie tak?
- Gdybym miała doszukiwać się w Pulsie… wad, zwróciłabym uwagę na brak większych zaskoczeń fabularnych. To prosta, ciepła historia, która nie ma na celu powalać na kolana, a jedynie dać chwilową rozrywkę.
Zbiór zalet
- Muzyka, oczywiście! Dobre gitarowe brzmienia, ciekawy wokal odtwórcy głównej roli, Nicholasa Galitzina oraz parę naprawdę ciekawych tekstów. Na dokładkę przyjemny głos Verity Pinter (polecam posłuchanie jej na youtube) i cała ta muzyczna otoczka, obok której nie da się przejść obojętnie.
- Ciekawie napisane role, szczególnie ta dla Luke’a Perry’ego. Na podstawie życiorysu jego bohatera można by stworzyć jeszcze jeden bardzo dobry film. Sam aktor miał przed sobą ciekawe wyzwanie i wyjątkowo wiarygodnie odegrał rolę wycofanego neurotyka, chociaż w kilku momentach dało się zauważyć u niego szereg gestów i min doskonale znanych z jego aktorskiej przeszłości.
- Sama historia, choć nie zaskakuje, chwyciła mnie za serce i wzruszyła. Na zakończenie uroniłam sporo łez przejęcia i stanowi to dla mnie najlepszy dowód na to, że film jest wartościowy i na swój sposób wyjątkowy.
- Kilka ciekawych zabiegów technicznych (wmontowanie w fabułę nieco abstrakcyjnych scen teledyskowych), które przywodzą mi nieco na myśl klimat znany z Across the Universe.
- Prawda ukryta w tej historii. Obraz szkoły średniej i wyobcowania nierozumianej jednostki przedstawiony został wiarygodnie i poruszająco. Jest w tym jakiś banał, owszem, ale fałszu absolutnie brak – i za to szczególnie ten film polubiłam.
Dotychczas nie oglądałam żadnego dramatu muzycznego. Muszę więc z czystej ciekawości przekonać się, czy połączenie tych gatunków przypadnie mi do gustu. Zatem jak nadarzy się okazja to chętnie obejrzę powyższy film.
Jeśli lubisz i dramaty, i muzyczne, to z pewnością odnajdziesz się w tym połączeniu gatunkowym 🙂
Chyba kolejny film do obejrzenia, dzięki 😀