O dziewczynie, która wie, jak się robi biznes – recenzja "Girlboss" od Netfliksa
Netfliksem w czasie znakomicie. Ja otwierałam swoją pierwszą firmę, a oni w tym czasie wyemitowali trzynastoodcinkowy serial Szefowa, opowiadający o jednej z najbardziej wyrazistych postaci branży modowej – Sophii Amoruso, twórczyni marki Nasty Gal. Dzisiaj opowiem Wam, dlaczego polubiłam Girlboss i dlaczego nie polubiłam szefowej. Miłej lektury!
Vintage-rewolucjonistka
Girlboss to historia luźno oparta na losach Amoruso. Główna bohaterka jest dużym dzieckiem, które nie ma pojęcia, co zrobić ze swoim życiem i totalnie nie ogarnia dorosłości. Nie umie też budować bliskich relacji z ludźmi, wszystkich traktuje z góry i ze swoim ciężkim charakterem totalnie nie wzbudza sympatii. Albo inaczej – wzbudza ją, ale tylko dlatego, że w jej postać wciela się Britt Robertson, dziewczyna, którą pokochałam już przy okazji Life Unexpected i której mocno kibicuję na każdym kroku jej kariery. Britt w Szefowej to prawdziwa petarda! Jest energetyczna, piękna, zabawna i głośna. To ona czyni Sophię klawą babką, którą się lubi, nawet jeśli jest zapatrzoną w siebie panienką, uważającą, że wszystko jej się należy, niezależnie od tego, czy sama cokolwiek od siebie daje. Wrodzona determinacja, upór w dążeniu do celu i głowa pełna pomysłów pozwoliły Sophii stworzyć od zera biznes, który uczynił z niej milionerkę. W Girlboss obserwujemy jej przemianę z zagubionej panienki, wyjadającej resztki ze śmietników w kobietę sukcesu, przy czym pierwszy sezon serialu koncentruje się na samych przygotowaniach do otwarcia firmy i jej pierwszych momentach, jeszcze zanim Amoruso została gwiazdą biznesu. Nic dziwnego, że na podstawie losów twórczyni Nasty Gal powstał serial, skoro jest ona przykładem osoby, która spełniła swój american dream i z niczego stworzyła dochodowy biznes. To szalenie inspirujące, kiedy widzi się, że nawet brak grubego portfela, życiowe nieogarnięcie i zero układów nie są przeszkodami w osiągnięciu celu. Budując swoją markę, Sophia miała pomysł, miała determinację i miała przy sobie oddaną przyjaciółkę. Niewiele, prawda? A jednak stała się ona światowej sławy vintage-rewolucjonistką.
Czy Szefowa da się lubić?
Oprócz tego, że pokochałam Girlboss za genialną kreację Britt Roberston i świetnie napisane postacie, ten serial ujmuje tym, iż jest on cudowną wycieczką sentymentalną w przeszłość. Opowiada bowiem o czasach, kiedy oglądało się The O.C., ekscytowało życiem Britney Spears i korzystało z konta na MySpace. Jest w tym wszystkim wiele uroku, a swoje robi także świetny humor i osadzenie akcji w niesamowicie barwnych realiach tętniącego życiem San Francisco. W tle przewija się dużo ostrej muzyki, co również przemawia do mojego serca, a i tematyka modowa okazuje się ciekawa i ekscytująca. Niestety, tyle plusów nie jest w stanie przekreślić tego, że są momenty, w których nowy serial Netfliksa nie robi dobrego wrażenia. Po pierwsze – głównym problemem jest to, że zanim akcja właściwa się rozkręca, mija dokładnie pół sezonu. Wcześniej mamy do czynienia z wycinkami z życia Sophii, które zaczynają przytłaczać i nudzić. Kwestia budowania biznesu rozwija się dopiero w końcowych odcinkach, co odrobinę rozczarowuje, biorąc pod uwagę to, że to właśnie o budowaniu marki produkcja ta miała opowiadać. Innym problemem jest sam sposób, w jaki przedstawiono Amoruso. Po obejrzeniu tej trzynastoodcinkowej historii mam poczucie, że zostałam trochę wpuszczona w maliny. Bo gdyby się tak zastanowić, to główna bohaterka jest pyskatą chamówą, która z nikim się nie liczy, a jednak na każdym kroku otrzymujemy błyskawiczne usprawiedliwienia dla wszystkich jej zachowań. Bo ojciec podcina skrzydła. Bo matka porzuciła. Bo przyjaciółka stawia oczekiwania. Gdybym miała na co dzień użerać się z taką księżniczką, już dawno bym się poddała i wyemigrowała. Tymczasem tutaj mam poczucie, że chociaż Sophia jest wredną pindą, pozującą na wielką wizjonerkę, i tak musimy ją polubić. Bo zabawna, bo nieokrzesana, bo wesoła i wielobarwna. Czy to aby nie przesada w budowaniu wizerunku kobiety, o której wiemy, że wzbudzała liczne kontrowersje i ostatecznie wycofała się z prowadzenia plajtującej firmy? Ile w tym „zasługi” samej Amoruso, która jest jedną z producentek serialu i której książka posłużyła za kanwę scenariusza? Choć moje ogólne wrażenia po obejrzeniu Girlboss są pozytywne i choć z niecierpliwością wypatrywać będę kolejnego sezonu, mam poczucie, że jest to raczej średniak, który nie przypadnie do gustu szerokiej publiczności. Można posłuchać tu dobrej muzy, można pooglądać fantastyczne ulice SF, pośmiać się z dialogów i zainspirować działalnością głównej bohaterki, ale nie jest to tak dobry serial, jak można by oczekiwać. Moja ocena: 8/10 Przeczytaj również:
]]>
Jak dla mnie brzmi fajnie, chyba by mi się spodobał?
W takim razie polecam.
Gdybym tylko miała trochę czasu 😉
Odcinki są krótkie, chwila wystarczy 😉
Tak sobie właśnie pomyślałam, że serial idealnie zgrał się w czasie z Twoją działalnością. P.s. gratuluję odwagi!
Dziękuję bardzo 🙂
O, dobrze wiedzieć, że taki serial powstał. Czytałam kiedyś książkę Sophie Amoruso "#SZEFOWA. Najseksowniejszy prezes świata", więc z ciekawości go w wolnej chwili obejrzę. 🙂
Oglądałam zwiastun: nie jestem przekonana, ale obejrzę z ciekawości pierwszy odcinek.
Zapowiada się ciekawie! Ja czasem lubię przed snem oglądnąć sobie niezbyt skomplikowany serial (taki, przy którym nie trzeba zbyt dużo myśleć) 😀 Póki co w kolejce mam jeszcze 3 produkcje, nie wiem kiedy się wyrobie 😉
Przekucie prawdziwej historii – czy to w formę książkową, czy też filmową pozwala nam, jako odbiorcom silniej jeszcze zidentyfikowac się z postacią dzięki jej osadzeniu w rzezywistości. Tutaj nostalgia za minionymi czasami łączy się ponadto ze świetną inspiracją – biografią kobiety sukcesu.
Z jednej strony żmudna droga do sukcesu, wywalczona determinacją i sporą dozą egoizmu wciąż domagajacych się spełnienia dążeń jest świetną ilustracją tego, jak wielka jest potęga naszej niezłomności. Z drugiej – trudno takie obrazy utrzymać w wiarygodności, dlatego fundament autentycznosci jest jak najbardziej cenny 🙂
Tematyka modowa nęci mnie niesamowicie i gdyby tylko nie moja niedyspozycja serialowa… Wchłonęłabym pewnie cały sezon. Twoja dogłębna analiza, Klaudyno, jak zawsze naświetla wszystkie walory i niedociągnięcia produkcji rzęsistością doświadczenia 🙂