[FILM] Pięćdziesiąt twarzy Greya, reż. S. Taylor-Johnson
Pięćdziesiąt twarzy Greya
Ekranizacja bestsellerowej powieści o tym samym tytule. Młoda dziewczyna zakochuje się w przystojnym i wpływowym bogaczu, który skrywa mroczne tajemnice i… specyficzne upodobania łóżkowe. Od tej pory życie obojga przechodzi gwałtowną rewolucję.
Co poszło nie tak?
- Fabuła tego filmu jest dnem. O ile w książce w życiu i umyśle tytułowego bohatera wiele się działo, o tyle tutaj jakiejkolwiek głębi nie ma wcale. Wszystko dzieje się błyskawicznie – poznają się, za dosłownie pięć minut lądują kilkakrotnie w łóżku i na tym historia się kończy. Ewentualnej dramaturgii brak. Współczuję tym osobom, które oglądają Pięćdziesiąt twarzy Greya bez znajomości książki, bo bez niej fabuła wydaje się jeszcze głupsza niż jest w rzeczywistości.
- Drętwe aktorstwo i zupełny brak chemii pomiędzy odtwórcami głównych ról. Jamie Dornan (jako Grey), choć całkiem miły dla oka, zupełnie ginie na tle komicznie przerysowanej postaci Any. Dakota Johnson wypada po prostu powalająco – oczy jelonka, rozchylone usteczka, mina zbitego psa – i tak przez bite dwie godziny filmu.
- Zupełne zignorowanie postaci pobocznych. Są, a jakby ich nie było.
- Operowanie oczywistymi oczywistościami – żenujące zbliżenia na przygryzane przez bohaterkę usta czy zaciskane przez bohatera pięści. Wszystko tutaj podane jest na tacy, jakby w filmie o zabarwieniu erotycznym nie potrzebna była tajemnica.
- Skupienie się na tych elementach książki, które ewidentnie nawiązywały do Zmierzchu Stephenie Meyer, przez co podobieństwo między oboma tytułami jest jeszcze bardziej namacalne. Scenarzystka odwaliła tutaj kawał fuszerki i chyba zapomniała, na czym jej rzemiosło polega.
Zbiór zalet
- Dużo dobrej muzyki w tle. Może trochę zbyt oczywistej, ale wartej odsłuchania.
- Ładne wnętrza i widoki – pod tym względem Pięćdziesiąt twarzy Greya jest obrazem przyjemnym dla oka.
- Przedstawienie scen łóżkowych w dość subtelny i wyważony sposób. Pikanterii tu niewiele, więc jeśli ktoś liczył na mocne wrażenia z pewnością się rozczaruje, ale mnie taki subtelny, mało nachalny klimat erotyczny bardzo odpowiada.
- Odrobina humoru wpleciona w ogólnie nijaką opowieść.
Ja książki co prawda nie czytałam, ale film obejrzałam. O czym pisałam tu: http://magicznyswiatksiazki.pl/recenzja-piecdziesiat-twarzy-greya-fifty-shades-of-grey-2015/ (masz chęć, zajrzyj, zapraszam). Co do głównej bohaterki… to podzielamy to samo zdanie 😛 Miałka i beznadziejna 😛
Oj, prawda. Książkowa Ana też była tragiczna i wielka szkoda, że scenariusz nie przewidział jakiejś poprawy tej dziwnej jednostki…
Jestem chyba sadomasochistką, bo mam ochotę sięgnąć po książki 😀
Sięgaj, może nie powalają, ale wcale nie jest tak źle, jak to niektórzy mówią – szczególnie, że często wypowiadają się ci, którzy wcale nie czytali 😉
Ograniczyłam się do muzyki, jesli chodzi zarówno o film, jak i książkę. Mam wrażenie, że tak pozostanie…
Zawsze coś, muzyka świetna 🙂
Mnie ani książka, ani film nie urzekł. Szczerze powiedziawszy nieco żałuję, że poszłam na tę ekranizację do kina. Następnym razem nie dam się zaciągnąć przyjaciółce.
Świetna recenzja.
Do kina na pewno bym się nie wybrała na coś takiego, ale ja mam w ogóle specyficzne podejście do kinowych wycieczek – tak naprawdę niewiele filmów mogłoby mnie przekonać, by tam pójść 😉
Planuję obejrzeć film,a zachęcił mnie do niego soundtrack … Ale najpierw muszę przeczytać książkę 😉
To dobrze 🙂 Tylko nie nastawiaj się na fajerwerki.
Film dla mnie był beznadziejny, co chwila szturchałam Karola, pytając ile jeszcze do końca. Wynudziłam się przeokropnie, tak, że nawet umknęła mi gdzieś bokiem całkiem niezła muzyka. (Odkryłam ją dopiero kilka tygodni po obejrzeniu filmu :D)
To i tak, że odkryłaś i się nie zniechęciłaś. Niektórzy z góry zakładają, że nawet muzyka musi tu być do dupy 😉
Ksiązki nie czytałam, film obejrzałam. NIe liczyłam na wiele, ale subtelność erotyzmu mnie się podobała.. Ścieżka do filmu świetna, szczególnie cover CRAZY.
Również zwróciłam uwagę na tę subtelność. Wiem, że niektórzy oczekiwali czego innego, ale cieszę się, że twórcy filmu nie popadli w tym względzie w przesadę.
Po obejrzeniu z mężem tego filmu spojrzeliśmy na siebie nawzajem i zaczęliśmy się śmiać. Nie mogliśmy uwierzyć, co my takiego obejrzeliśmy i dlaczego się na niego skazaliśmy :). Książki czytałam i są o niebo lepsze od ekranizacji – to pomyśl jaka ta ekranizacja musi być dla mnie straszna, brr…
To prawda, książka przebija ten film i to mocno. Ale cóż zrobić, kasa się zgadza – tłumy do kina ruszyły 😉
Potwierdzam muzyka to jeden z elementów pozytywnych tego filmu. Podpisuje się pod Twoimi uwagami, mając nadzieję, że drugą część ekranizacji sobie darują.
Te zbliżenia i "zatrzymywanie się" na przygryzanych ustach Any mnie rozbrajały – nie ma to jak subtelne nawiązania do powieściowych zachowań. Sam film jest masakryczny, można odnieść wrażenie, że składał się z dłuższego materiału, który został byle jak pocięty i złączony. Tajemniczy Grey tajemniczo płynie przez ekran i na tym jego rola się kończy :).
Nie oglądałam i raczej nie zamierzam. Jest w końcu tyle ciekawszych i lepszych filmów 😉
Oceniłam film dokładnie tak samo. Ja tam najbardziej żałuję, że z aktora grającego Greya zrobili taką.. takiego lalusia. W rzeczywistości ma brodę (czyt. jest drwaloseksualny) i szczerze, jakoś mi do niego nie pasowały upodobania BDSM. 😛
Jakby pisiont twarzy trochę podrasować, mogłaby wyjść nawet fajna komedia romantyczna.
Obejrzałam jakiś czas temu. Powalająco nie było, ale dość przyjemnie się oglądało. Przy książce bardziej się irytowałam, spodziewałam się, że film będzie jeszcze gorszy. A jednak nie. Tak czy siak, film do ambitnych nie należy, więc nie ma co się nastawiać na coś interesującego. Jednak z chęcią obejrzę drugą i trzecią część, bo do tych książek nie mam sił. 😉