||

Woda dla słoni, reż. F. Lawrence

Woda dla słoni (Water for Elephants)
reż. F. Lawrence • USA, 2011
Od dawna zabierałam się za powieść Sary Gruen, na podstawie której nakręcono film z Robertem Pattinsonem i Reese Witherspoon w rolach głównych. Ponieważ jednak w żadnej z bibliotek jeszcze na nią nie trafiłam, po latach wyczekiwania skusiłam się wreszcie na obejrzenie filmu. Oglądałam kiedyś sporo materiałów z planu zdjęciowego i już wtedy wielką ciekawość wzbudziła we mnie historia pochodzącego z Polski chłopaka, który trafia do trupy cyrkowej. Cieszę się, że Woda dla słoni już za mną, ale jednocześnie przykro mi, że nie jest aż tak dobrze, jak to zapowiadały liczne recenzje…
Źródło zdjęć: filmweb.pl

Do zalet filmu można z pewnością zaliczyć interesujący scenariusz, dobrą muzykę i piękne zdjęcia (niektóre ujęcia wyglądają jak wypełnione magią dzieła sztuki!), ale tak naprawdę na tym zachwyty się kończą. Aktorsko wypada on raczej jak średnia czy wręcz niska półka. Niby Waltz się stara – w końcu w tak charakterystycznych rolach jest już wprawiony, niby Whiterspoon rozświetla ekran, a jednak bardzo ciężko ogląda się ich na ekranie. Podobnie ma się sprawa z Pattinsonem, którego darzę jakąś sympatią, ale którego nie mogłam w tym filmie znieść – nie mówiąc o totalnym braku chemii i ognia między kochankami. Tam, gdzie miały być emocje i pożądanie, ujawniły się tylko chłód i drętwota. Inne słabości to już błahostki, ale jakże irytujące – kulejący język polski u aktorów wcielających się w role Polaków czy tragiczne efekty specjalne, które przywodzą na myśl Ptaki Hitchcocka (przypomnę, że to film z lat sześćdziesiątych!). To może czepianie się, ale mnie takie kwestie potrafią porządnie rozczarować i zirytować.
Jako że jestem babką o wrażliwym sercu, nie mogłam się jednak nie wzruszyć podczas oglądania Wody dla słoni. Cierpienie zwierząt, snucie wspomnień przez poczciwego staruszka, samotny piesek w pociągu – takie elementy ściskają mnie za serce i sprawiają, że nawet największe wady produkcji schodzą gdzieś na dalszy plan. Bo nawet mimo ich obecności dałam się porwać tej historii i uległam magii cyrku. To dobry film do obejrzenia w zimny wieczór. Ale tylko na jeden raz, niestety. Moja ocena: 6/10
Film obejrzany w ramach wyzwania ’1000 filmów’.
]]>

28 komentarzy

  1. Oglądając ten film towarzyszyły mi baaardzo podobne odczucia. A tak się napaliłam po recenzjach… a tu klapa 🙁 Ostatnio widziałam "About time" i nawet przyjemny był, oglądałaś?

  2. Książkę wypożyczyłam kiedyś z biblioteki ponieważ słyszałam o niej wiele dobrych opinii, jednak tak naprawdę wcale mnie do niej nie ciągnęło. A kiedy już zaczęłam czytać pochłonęła mnie bez reszty! nie mogłam jej odłożyć na półkę, nie mogłam się oderwać, tak wspaniale mi się czytało! 🙂
    Film obejrzałam niedługo potem i choć kapci z nóg mi nie strącił, to wspominam go bardzo dobrze 🙂

  3. Dziękuję!! Już myślałam, że ja jestem drętwa, bo ani książka, ani film mnie nie ruszyły. Owszem cierpienie zwierząt mną wstrząsnęło, ale romans i książkowo i filmowo – nieeeee

  4. Oglądałam go już dość dawno temu i pamiętam, że bardzo mi się podobał, dlatego trochę mnie zaskoczyła recenzja mniej pozytywna niż się spodziewałam 🙂 Chyba się skuszę i obejrzę jeszcze raz. Ciekawe, jak będzie mi się podobał teraz

  5. Obejrzałam film kilka lat temu i mi się podobał, ale nie uznałabym go za najlepszy film ever, jaki oglądałam. Niemniej, przyjemne dla oka, wzruszające w niektórych momentach, ale nie został ze mną zbyt długo. Ciekawa jestem jaka jest książka… 🙂 Kiedyś się z pewnością przekonam, zwłaszcza, że od znajomej słyszałam, że jest lepsza niż film (a to zaskoczenie! :D) ^^

  6. Oglądałam i mimo wad, które wymieniłaś bardzo spodobał mi się ten film. Ciekawa historia, no i te ujęcia, no cudowne momentami. A i zwierzęta dodawały tego czegoś :]

  7. Książki nie czytałam, ale za to film BARDZO przypadł mi do gustu. Pamiętam, że nawet mój R. wzruszył się podczas seansu, co w zasadzie nie zdarza się w ogóle…

  8. Mnie się przyjemnie oglądało. Film trafił na dobry moment. Jest pięknie zrobiony i nawet Pattinsona jakoś zniosłam. I przyznaję, że w ogóle nie zwróciłam uwagi na język. Będzie pretekst, żeby obejrzeć jeszcze raz. 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *