Sieroce pociągi, Christina Baker-Kline
Sieroce pociągi, Christina Baker-Kline
Oryginał: Orphan Train
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2014
Stron: 369
Gatunek: biograficzna, psychologiczna
Ale stało się. Nastawiłam się, przeczytałam i uczuć swoich nie zmienię.
Zjawisko „sierocych pociągów” miało miejsce w Stanach Zjednoczonych na przestrzeni siedemdziesięciu pięciu lat przełomu XIX i XX wieku. Szacuje się, że dwieście tysięcy porzuconych, bezdomnych, osieroconych dzieci zostało wówczas przewiezionych przez Stany, by trafić do nowych domów, gdzie miały pracować i uczyć się. Czas pokazał, że nie dla każdego los był łaskawy – nie wszystkie historie kończyły się happy endem, nie wszystkie dzieci trafiały do dobrych domów. Zafascynowana tym fragmentem historii swojego kraju, autorka postanowiła wykorzystać jego motyw w powieści, przeplatając go z dziejami Indian i dzieci, które współcześnie muszą tułać się po rodzinach zastępczych.
Wiele ciekawych wątków z przeszłości i teraźniejszości zazębia się w Sierocych pociągach. Autorka umiejętnie prowadzi narrację z dwu różnych perspektyw, przeplatając ze sobą losy jednej z dziewczynek, która trafiła do „sierocego pociągu” z losami przedstawicielki dzisiejszej zbuntowanej młodzieży. Ponaddziewięćdziesięcioletnia Viviane oraz siedemnastoletnia Molly trafiają na siebie i powoli jedna przed drugą odkrywają karty przeszłości, zaprzyjaźniają się i spostrzegają, jak wiele może łączyć staruszkę z młodą dziewczyną i jak wiele jedna drugiej może dać. Tak toczą się dwie równolegle prowadzone opowieści – dzisiejsza i przeszła, która płynnie w tę dzisiejszą przechodzi…
I czyta się to bardzo dobrze, trzeba przyznać. Baker-Kline naprawdę potrafi operować słowem i przyciągnąć czytelnika na tyle, że nie będzie mógł oderwać się od lektury. Problemem jest jednak potraktowanie tematu samych „sierocych pociągów” po macoszemu i sprowadzenie reszty historii do kupki przewidywalnych zdarzeń. O ile jeszcze tło historyczne może zainteresować, o tyle reszta jest do bólu tendencyjna, oparta na stereotypach i żałośnie niezaskakująca. Wiele potencjału kryło się w tej opowieści, jednak został on zmarnowany poprzez powielanie do bólu ogranych schematów. Bardzo żałuję, bo autorka nie wahała się poruszyć tematów ważnych, takich jak tożsamość i poczucie przynależności, kultywowanie tradycji i poszukiwanie własnych dróg. To mógł być kawał naprawdę dobrej, wzruszającej i poruszającej prozy. Wyszło banalnie.
Ponad milion sprzedanych egzemplarzy w USA? Cóż, wcale mnie to nie zaskakuje, w końcu ofiar tamtych czasów i ich potomków jest tak wielu, że chwytliwy tytuł i zapowiedź musiały przykuć uwagę mnóstwa ludzi. Dobrze, że o tym temacie się nie zapomina. Niedobrze, że eksploatuje się go w taki sposób.
Moja ocena: 5/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: ’Czytam literaturę amerykańską’ oraz ’Książkowe podróże’.
Stereotypowo, niezaskakująco i banalnie…? Szkoda, bo sam temat ,,sierocych pociągów" zapowiadał interesującą powieść o niespotykanej tematyce…
Nigdy nie czytałam literatury tego typu, dlatego nawet nie wiem, jakie schematy mogłaby powielać, dlatego raczej przeczytam 🙂
Właśnie rzecz w tym, że to nie jest literatura jakiegoś szczególnego typu. Autorka wspomina o jednym momencie historii Ameryki, a poza tym kreśli typową opowiastkę o typowych ludziach, z których każdy jest przedstawiony do bólu stereotypowo.
Też byłam zainteresowana tą książką, a tu czytam, że się zawiodłaś. Szkoda. Zwłaszcza, że to tematyka "sierocych pociągów" była tym co mnie do niej ciągnęło – nie autorka, czy warstwa fabularna. Ale chciałam się odnieść do kwestii oczekiwań książkowych. Coś jest w tym, że im dłużej, im bardziej czekam na jakąś pozycję, tym większy następuje upadek. Jeśli obiecuję sobie wiele, zazwyczaj kończę czytanie mocno rozczarowana. Od kiedy to sobie uświadomiłam staram się podchodzić do tych długo wyczekiwanych książek neutralnie. Ale nie jest to proste 🙂
Sam temat wydaje mi się ciekawy i chętnie bym coś poczytała na ten temat. Szkoda jedynie, że nie został przedstawiony w lepszy sposób.
O ja cię, to chyba najpopularniejsza ostatnio na blogach książka. Jestem wyczulona na stereotypy, więc jestem ciekawa, czy odbiorę ją podobnie jak Ty
Kilka dni temu skończyłam czytać tę powieść. Mnie podobała się trochę bardziej niż Tobie. Żałuję, że do tej pory zdarzają się rodziny zastępcze czy adopcyjne, które bardziej szkodzą niż pomagają przysposobionym dzieciom :/
Mnie się książka podobała, ALE po tych wszystkich wysokich notach i zachwytach czytelników spodziewałam się czegoś więcej. Historia może i banalna, ale dość dawno nie czytałam tego typu lektur, więc przebrnęłam przez nią z dość dużym zainteresowaniem. Może zabrzmię bezdusznie, ale bardziej było mi żal Luke'a aniżeli Niamh – zabrakło mi emocjonalnej otoczki wokół tej drugiej postaci; to samo mogę napisać o przyjaźni między Vivian i Molly, o której zapewniały mnie okładkowe opisy tej powieści. Żałuję też, że autorka nie wyciągnęła trochę więcej informacji od osób, którym nieobce było zjawisko sierocych pociągów; tak jak piszesz, książka mogłaby być dużo lepsza, gdyby pisarka dodała do niej głębsze tło historyczne i więcej dramatyzmu. Poruszyła ciekawy temat, ale w sposób, do którego miałabym trochę zastrzeżeń.
Dokładnie tak. Książka jest dobra, dobrze się ją czyta, ale miała opierać się na dość interesującym motywie, a tak naprawdę owego motywu mieliśmy zaledwie zalążek. To jak reklamowanie się kłamstwem i zbieranie za to profitów…
A ja nie czytałam nic na temat tej książki wcześniej, nie spodziewałam się więc wielkiego "łał". I podobało mi się. Zwłaszcza część opowiadana przez staruszkę.
Jednak mimo, że w książce poruszony jest ciekawy temat sierocych pociągów, położyłabym ją na półce obok Sparksa, bo jakoś tak też mi się skojarzyła. Ciekawe, wciągające dobrze napisane czytadło.
Kurcze, a mi się ta książka bardzo spodobała 🙂 Czemu zresztą dałam wyraz w recenzji 😉 Może stało się tak, że sama się do niej jakoś szczególnie nie nastawiałam, nie spodziewałam się nie wiadomo czego. Wzruszyła mnie, miejscami przeraziła. Dobra książka, naprawdę dobra. Przynajmniej dla mnie 🙂
Klaudyna, ja uważam, że książka wyczerpuje temat na tyle ile powinna. To powieść obyczajowa, a nie historyczna, więc ma na celu przedstawienie czyjejś historii, a nie historii jako takiej.
Dla mnie nie była aż tak przewidywalna, bo nie wszystkie zdarzenia byłam w stanie przewidzieć. Myślę, że autorka zakończyła książkę happy endem dlatego, by pokazać, że nigdy nie możemy się poddawać, nawet jeśli wydaje nam się, że jesteśmy w beznadziejnej sytuacji. Autorka przedstawia tu kilka postaci kobiecych, które nie są stereotypowe – nie posiadają instynktu macierzyńskiego, nie współczują i nie rozumieją innych, najczęściej myślą tylko o sobie, ale też nie oznacza to, że wszystkie osoby, które spotykamy na drodze są takie same.
Tak czy inaczej ja jestem zachwycona i zaskoczona. Zupełnie nie spodziewałam się tego, że mam w rękach tak dobrą książkę.
Ja o książce wcześniej dużo nie czytałam – tylko opis w zapowiedziach. Nie czytałam też opinii innych osób, więc pewnie przez to nie miałam względem książki żadnych oczekiwań. Co więcej, pomyliłam ją z jakąś inną pozycją i myślałam, że jest o holokauście.
Tak chyba lepiej podchodzić do każdej książki, uniknie się tych rozczarowań związanych z wygórowanymi oczekiwaniami 🙂
W żadnej książce do tej pory nie spotkałam się też z taką postawą matek zastępczych jako takich, co innego jeśli chodzi o macochy. Chociaż i tak wydaje mi się to niepojęte… sama wychowuję córkę męża i kocham ją najbardziej na świecie.
A tak przy okazji, to uwielbiam takie dyskusje na temat książek i konfrontacje różnych punktów widzenia 🙂