klaudyna gąsior maciąg
||

Spokojnie, z bycia "ostatnią brzydulą" się wyrasta…

Odkąd w lutym tego roku podzieliłam się z Wami prywatnymi wynurzeniami na temat korzyści płynących z bycia brzydulą, otrzymałam zdumiewająco wiele wiadomości od nastolatek, które nie wierzą w jasną przyszłość oraz dorosłych kobiet, żałujących, że nie udało im się podążyć podobną do mojej drogą i wyjść z ramy, w którą zostały kiedyś wtłoczone. Dlatego dziś, ku pokrzepieniu serc, podzielę się moją historią, by zapewnić wszystkie niespokojne dusze, że z bycia „ostatnią brzydulą” naprawdę się wyrasta.
I wiedzcie jedno, zazdroszczę Wam. Chciałabym, aby kilkanaście lat temu ktoś poratował mnie takim właśnie osobistym tekstem…

Problemy wieku nastoletniego

Okej, masz czternaście, piętnaście lat. Wszystkim wokół buzują hormony, koleżanki z klasy zmieniają chłopaków jak rękawiczki, a przyjaciółka ochoczo wyrywa każdego gościa, na którym Ty nieśmiało zawieszasz oko. Ktoś w szkole wyśmiewa Cię, gdy przechadzasz się korytarzem, ktoś inny szturcha na środku chodnika, a brat wytyka Ci, że wstyd mu, że ma w rodzinie coś takiego. W takich chwilach myślisz o sobie jako o największym gównie świata, masz wrażenie, że toniesz, że nad Twoją głową nigdy nie zajaśnieje słońce i że generalnie to najlepiej wymyślić dla siebie jakąś łagodną śmierć.
Tego rodzaju rozterki pożerały mnie latami. To im zawdzięczam przeróżne problemy zdrowotne. To one sprawiły, że w najbardziej beztroskich latach życia byłam chodzącym zombie z maską klauna przykrywającą prawdziwe oblicze. Znajomi z klasy dziwią się dziś, że niczego nie zauważali, że nie mieli pojęcia, że zaszokowały ich moje ostatnie zwierzenia. To tylko oznacza, że niezła była ze mnie aktorka i że w teatrze swojego życia wprawiłam się w roli oszustki i manipulantki. Tobie nie są potrzebne takie umiejętności, możesz mi wierzyć.
Zamiast dołować się i nurzać w depresji, lepiej porzuć negatywne myślenie i skup się na rozwoju. Wykorzystuj dany Ci czas, bo nim się obejrzysz przyjdzie matura, skończą się studia, powiesz „tak” i powitasz na tym świecie swoje dzieci. Głośno bym się zaśmiała, gdyby ktoś piętnastoletniej mnie zarysował taką wizję przyszłości – powtarzałam sobie wtedy, że na takie jak ja to tylko zakony czekają, ale – jak widać – nawet „ostatnie brzydule” kiedyś wychodzą na prostą. Świadczy o tym choćby to, jak szczęśliwą kobietą, żoną i matką jestem i jak mocno kocham życie, jakie sobie stworzyłam.

Wygląd sprawą drugorzędną

zmiany przez lataKiedy w tytule dzisiejszego wpisu wspominam o „wyrośnięciu” z etapu bycia tą „ostatnią brzydulą” nie mam na myśli tego, że nagle rozkwitniemy niczym bohaterki baśni (choć i to się zdarza, nierzadko). Oczywiście, z wiekiem wygląda się obiektywnie lepiej, dojrzalej, ale wciąż gdyby taką mnie postawić w jednym rzędzie z dawnymi koleżankami z klasy, pod pewnymi względami musiałabym pokornie przyjąć ostatnią pozycję w szeregu. Ale nie wygląd, na całe szczęście, definiuje nas jako człowieka. Nie w życiu dorosłym.
Przez długi czas starsi koledzy próbowali mi wyłożyć tę prawdę, ale długo nie chciałam przyjąć jej do wiadomości. Uwierzyłam, gdy doświadczenie życiowe pokazało mi, że rzeczywiście kiedy chłopiec staje się mężczyzną, partnerka nie ma być już jego zdobyczą wychwalaną w męskim gronie niczym najwyższe trofeum. Partnerka ma być tą, z którą się żyje na co dzień, a nie pokazuje od święta. Tą, z którą trzeba będzie przez długie lata toczyć dyskusje przy śniadaniu i kolacji, wychowywać dzieci i urządzać dom. Wygląd okazuje się w takich okolicznościach sprawą drugo-, a może nawet trzeciorzędną. Nie wierzysz? Z chęcią przedstawiłabym Ci mnóstwo koleżanek, które stały w cieniu osiedlowych piękności, a które teraz mogą pochwalić się udanym życiem rodzinnym, jakiego niejedna „gwiazda szkoły” mogłaby im pozazdrościć.

Facet to nie wszystko

Inną sprawą jest to, że uzależnianie poczucia własnej wartości od powodzenia u facetów czy tego, jak widzą nas obcy, jest sprawą nie tylko głupią, ale przede wszystkim niebezpieczną. Żyć trzeba przede wszystkim dla siebie i dla bliskich, których mamy wokół. To przyjaciele i rodzina wiedzą, kim jesteś i jakiego rodzaju osobę skrywa ta konkretna twarz i to konkretne ciało. Nawet jeśli inni oceniają Cię przez pryzmat wagi, liczby pryszczy na twarzy czy koloru skóry, powinnaś ich oceny mieć głęboko w dupie. Nie jesteś kimś gorszym tylko dlatego, że borykasz się z opryszczką, nosisz rozmiar XXL albo – podobnie jak ja – w lustrze dostrzegasz wyłącznie wadę zgryzu.
Może nie przeżyjesz wielkiej miłości za rok czy pięć lat, ale wiedz, że nie warto zamykać się w kokonie zmartwień, kompleksów i czarnych wizji przyszłości. Postaw na siebie i naucz się kochać własne oblicze. Co możesz zmienić – zmieniaj. Czego nie chcesz w sobie zniszczyć – pielęgnuj. Nie znam nikogo, kto z powodu wyglądu cierpiałby samotność (i tyczy się to także wybitnie niezadbanych osób). Na pewnym etapie życia to nie twarz decyduje o naszym szczęściu. Dlatego już teraz, czy masz lat czternaście czy dwadzieścia, zacznij dbać o to kim jesteś, nie daj się podłym demonom i depresyjnym wizjom. Dbaj o siebie i uwierz we własne możliwości. To na pewno zaprocentuje. A nawet jeśli nie, to przynajmniej nie zmarnujesz najfajniejszych lat życia na taplanie się w odchodach własnych zmartwień. Powodzenia!
Przeczytaj również:

97 komentarzy

    1. Dziękuję to najbardziej mądry i dojrzały wpis jaki przeczytałam w ciągu ostatnich miesięcy. Żałuję że nie trafiłam na Twojego bloga wcześniej

  1. No mnie się nie udało, więc czytam z podziwem, ale Ty jesteś tak śliczna, że z tymi kompleksami nie wiem o co kaman

    1. A tam "nie udało", masz takie osiągnięcia, że się cała wieś może schować 🙂 A w innych kwestiach najwyraźniej jeszcze wszystko przed Tobą.

      W kwestii Twego i mego wyglądu, jak już wiesz, mamy odmienne zdanie 😀

    2. a tak, wieś jest dumna 😉 Widziałam Cię na żyw, jesteś nie tylko śliczna i madra, ale po prostu mega pozytywna.

      Ja wyglądem się nie przejmuję, wolę dawać kosza niż zadowalać się na zasadzie "lepszy może się nie trafi", po prostu wygląd nie sprawia, że łapię doła, nie jestem piękna i mam to w D 😛 ale jestem tego świadoma. Ot co 😀

    3. Nie rozumiem co chcesz od swojego wyglądu, naprawdę powinnam się teraz z samą sobą schować, skoro nawet rzekomo z Tobą coś jest nie tak 😉

      Swoją drogą, o poważnym problemie wspominasz. Znam wiele sytuacji, w których nawet naprawdę ładne i wartościowe dziewczyny decydują się na związki z byle kim, bo nie wierzą, że coś je jeszcze w życiu spotka…

    4. Ty chyba zapominasz o Naszym spotkaniu 😀

      Niestety tak się dzieje, często. Sama znam wiele takich przypadków. Ja sobie tego nie wyobrażam, czasami myślę, że to jest blisko prostytucji. Nie ma miłości, uczucia, tylko chęć uwolnienia się od etykietki. Wiele też jest feministek, które uważają, że feministka to dziewczyna bez chłopaka i prędko żegnają się z tym światopoglądem, skoro tylko napatoczy się chłop, więc CAP i już. Kobiety są skomplikowane i często utrudniają sobie życie. Niestety sam fakt posiadania faceta nie świadczy o samoakceptacji. Zmienianie swojego życia, przyzwyczajeń, pasji, tylko dlatego, że facetowi to nie pasuje, więc żeby Eru broń nie zostawił, trzeba zmienić. Masakra ile takich smutnych historii znam…

    5. Wiesz, to porównanie z prostytucją wydaje mi się całkiem trafne. Smutne to i prawdziwe, aż żal tych wszystkich kobiet, które z desperacji ładują się w głupie związki. Zresztą… Facetów z takimi problemami też znam, niestety.

    6. I dla mnie taki układ jest chory. Bo panna/kawaler to takie przekleństwo. Mam szukać na już bo moja siostra ma męża i młoda Siostrzenica się poważnie oglądać zaczęła? I żyć do końca z człowiekiem do którego w gruncie rzeczy nic nie czuję, jak wtedy zwalczać codzienność? Dla mnie to jest chore i mi takich ludzi nie żal, bo pakują się w to na własną prośbę. Napatrzyłam się na to w Sądzie Biskupim. A stare akta, gdy ludzie się żenili "bo ojciec kazali"? brrr

    7. Ja tak sobie myślę, że teraz i tak jest ciut lepiej pod tym względem – dawniej starą panną było się zaraz po dwudziestce, teraz mamy singli i trochę inaczej patrzy się na niezamężne trzydziestki. Choć oczywiście rodzice takich trzydziestek mają jeszcze inne myślenie i wciąż naciskają i przygadują, ale teraz ludzie mają większą odwagę, by przeciwstawiać się konwenansom. Tym bardziej trudno jest mi zrozumieć tę chorą desperację…

  2. Jesteś mądrą kobietą. Jedną z niewielu mi znanych, które mają dobrze poukładane w głowie. Gratuluję Twojemu mężowi takiej żony, a córeczce – mamy. Jesteście naprawdę fajną rodziną 🙂

  3. Cenię sobie takie osobiste wpisy 🙂 Ale aż musiałam sprawdzić ten skrót "ChaD" i ojej – brzmi bardzo poważnie, szczególnie w wieku nastoletnim. U mnie nerwy wyszły w zespole jelita drażliwego i do dziś na stresujące sytuacje jelita protestują aż za często. Część stresu także była ze szkoły, część miała inne źródła, ale zostało. Akurat co do wyglądu to podobam się sobie, lecz w rzędzie z ładniejszymi koleżankami też bym raczej nie wygrała. Choć życie rodzinne własne – tak część bajki jeszcze czeka na rozwinięcie tego wątku 😉 Zawsze jednak będę składać gratulacje za pokonanie przeciwności życiowych – to jeden z największych sukcesów, jaki można odnieść.

    1. A wiesz, ja też latami miałam problemy jelitowe i nawet nie wiedziałam z czego wynikały. Dopiero po czasie okazało się właśnie, że to przez stres. Bardzo nieprzyjemna sprawa, mam nadzieję, że już tak bardzo Ci nie dokuczają.

  4. Dlaczego zawsze idealizujemy innych a gnoimy siebie? Albo odwrotnie – są osoby gnojące wszystkich dookoła a siebie mają za jakichś bogów. Szkoda.

  5. Masz rację. Tego doświadczyłam i na swojej skórze. W momencie, w którym przestałam tak bardzo się przejmować tym jak wyglądam okazało się, że wiele rzeczy uległo poprawie – m. in. to jak czuję się sama ze sobą i wśród kolegów, którzy nagle jakoś inaczej zaczęli na mnie patrzeć.

  6. Byłabyś całkiem miła dla oka, gdyby nie dolna część twarzy ta pod ustami 🙂 Ale to przecież można ukryć trochę pod bluzeczką z golfem, szalem, są takie ładne rzeczy w sprzedaży powinnaś coś w tym stylu poszukać sobie. Mąż to fajna sprawa i wierzę że jesteś szczęśliwa tylko że jednocześnie wybacz proszę mocno egoistyczna i niefrasobliwa, bo nie powinnaś jednak decydować się na dziecko. Co by się stało gdyby dziecko odziedziczyło po Tobie tą szpetną brodę …. Nigdy nie wiadomo jakie będzie dziecko lepiej więc powstrzymać się albo stosować środki antykoncepcyjne.
    Aneta

    1. Jak to co by się stało? Wyrzeklibyśmy się i próbowali do oporu, aż urodzi się normalne ;))

      Wyobraź sobie, że w genach albo przez wychowanie można przekazać dziecku tysiące gorszych rzeczy niż problem ze zgryzem, który – tak swoją drogą – można naprawić.

    2. Aneta a głupota to u ciebie rzecz nabyta czy wrodzona? Skoro nigdy nie wiadomo jakie się dziecko urodzi to po co się twoja matka rozmnażała??

      Martyna

    3. Oj tam od razu głupota. Ja doskonale zdaję sobie sprawę, że z perspektywy obcych osób wady w wyglądzie przesłaniają wszystko inne i odbieram to jako po prostu szczerą ocenę. Przy czym oczywiście nie zgadzam się z kwestią decydowania się na dzieci. Gdyby wszyscy myśleli w ten sposób, już dawno byśmy wyginęli. Każdy coś ma – odstające ucho, garbaty nos, krzywe nogi – co potencjalnie mogłoby źle wpływać na samoocenę dziecka. Ale czy to jest powód, by nie zakładać rodziny? Nie sądzę.

    4. Anonimowa Aneto, z całym szacunkiem, ale po co Klaudyna ma ukrywać brodę? Bo ma wadę zgryzu i według ciebie "nie jest miła dla oka" [swoją drogą, matko boska, co to za określenie?] – jak widać, jej mąż uważa inaczej i nawet dziecko z nią ma. Gdyby z kolei dziecko odziedziczyło wadę, to zawsze można podjąć leczenie, chociażby gdy dorośnie i samo zdecyduje, czy przeszkadza mu to tak bardzo, że chce wyprostować zgryz. Poza tym, nawet w 100% zdrowe osoby, które decydują się na dziecko, nie mają pewności, że urodzi się zdrowe bądź że w przyszłości nie zachoruje poważnie psychicznie bądź fizycznie.Jak sama napisałaś "nigdy nie wiadomo, jakie będzie dziecko".
      Radzenie innym, by ukrywali defekty "bo nie są one miłe dla cudzego oka" to zwyczajny brak klasy i kultury. Powiem więcej – idąc tym tropem, to może od razu zabrońmy pokazywać się osobom, które są niepełnosprawne, nie mają rąk albo nóg, albo mają blizny od poparzeń bądź operacji na twarzy/ciele, nie mają jednego oka, jeżdżą na wózku, mają protezy, duże znamiona czy w jakikolwiek inny sposób nie wyglądają miło dla twojego oka? Wiesz, że przez takie słowa można rozwalić psychikę osoby, która cierpi na jakieś schorzenie przekładające się na wygląd?

    5. Natalio, kolejny raz zostawiasz u mnie niebywale mądry i przemyślany komentarz, dziękuję Ci za to!

      Całkowicie się z Tobą zgadzam. Niebawem okaże się, że publicznie powinny pokazywać się wyłącznie ideały – tylko czy takowe w ogóle istnieją? 😉 I czy idealnej Anecie udało się znaleźć idealnego mężczyznę coby spłodzić idealne dzieci? A jeśli tak, to co jeżeli dziecko odziedziczy po przodkach jakiś defekt? Usłyszymy w mediach kolejną głośną historię w stylu Katarzyny W? 😉

    6. Nie ma gwarancji, moja śliczna Mama za którą jak za Scarlett latał cały powiat i jeszcze z dalej 😛 i mój mega przystojny Tata są rodzicami Mnie.
      Niestety nie ma gwarancji 😛

    7. Nie możesz tu 😛 możesz kasować, ale wtedy będę Cię hejtować, że cenzurujesz 😛

      Ale taka prawda, wrzucę Wam fotki moich Rodziców z młodości, ja jestem jakimś genetycznym żartem

    8. Co za głupota, że powinno się nie mieć dziecka, bo ma się brzydszą brodę czy wadę zgryzu. Owszem, ta broda Klaudyno zaburza może nieco proporcję twarzy, ale jesteś i tak ładną dziewczyną i nie ma co się takimi docinkami przejmować. Dojrzały człowiek nie ocenia tak ludzi. Wyglądamy różnie, nie jak z okładki i dla mnie to jest fajne. Wolę patrzeć na ciekawe twarze, a takie twarze są oryginalne, a nie takie same jak skopiowane. Czasem twarz nie wydaje się zbyt ładna, ale przy dłuższym spojrzeniu wychwytujemy coś ciekawego. Ja podobno też na pierwszy rzut oka nie jestem super z wyglądu, ale co z tego? Mam bardzo krzywe zęby, diastemę 4 mm to sporo, jest to mocno widoczne i zęby mocno krzywe, zbieram na aparat. Nie zmienia to faktu, że podobno moich zębów może nie będzie się dało całkiem wyprostować, nie ma cudów. Niemniej, i tak będę kiedyś starać się o dziecko, nie widzę powodu, by z tego rezygnować, a na pewno takim powodem nie byłby krzywy zgryz! Co to za czasy, gdzie komuś się sugeruje, że nie powinien mieć dziecka, bo ma krzywy zgryz, gdzie nie liczy się jaką kto jest osoba, a tylko to, że jego twarz, jakiś jej element wygląda inaczej. No, ale jak pisałam dojrzała osoba nie zwraca na to uwagi, tzn zauważy, bo widzimy wygląd drugiej osoby, ale nie będzie do tego przywiązywać wagi.

    9. A i to, że jesteś szczęśliwa ze swoim facetem to dobrze 🙂 Zgadzam się, że dla dorosłych facetów zwykle dużo czynników jest ważnych, a uroda nie jest już taka ważna i owszem, też im się podobamy, ale nie musimy wyglądać super, wiele niby "defektów" zwykle mężczyźni umieją spokojnie zaakceptować 🙂 Ja też jestem szczęśliwa z moim facetem i choćby te moje krzywe zęby co pisałam wyżej, mimo że są bardzo krzywe i diastema 4 mm mu nie przeszkadzają. Mam też masę rozstępów, na pewno na wskutek wahań hormonalnych, bo jak je zaczynałam mieć, to byłam szczupła, waga nie rosła wtedy, a i tak się pojawiały i mam ich bardzo dużo. No, ale całkiem to się ich nie zlikwiduje, nie cuduje, zaakceptowałam je i mój facet też, jestem tygryskiem, mam ich dużo, ale to nic, już trudno. A mam ich dużo taka mozaika, pupa, uda, białe, ale grusze i takie wyczuwalne mocno dosyć w dotyku. No, ale nie ma cudów, trzeba tutaj zaakceptować. Nie wygląda to ładnie, ale odkąd zaakceptowałam, to chyba wręcz dziwnie, bym czuła się bez nich ;p Mojemu chłopakowi też nie przeszkadzają, nie wygląda to ładnie, ale liczą się inne rzeczy, więc nie zwraca się na to tak uwagi. A czasem coś zmniejsza je laser, ale też nie spektakularnie raczej, może się kiedyś skuszę, ale to jak będę kasiastka, póki nie jestem akceptuję i mimo wszystko jest ok i takie podejście moim zdaniem jest najlepsze.

    10. Zgadzam się, akceptacja – zarówno ze strony partnera jak i nas samych – jest podstawą i gwarancją "sukcesu". Cieszę się, że nie każdy ma podejście na zasadzie "źle wyglądasz – nie rozmnażaj się", bo to nie dość, że krzywdzące i przykre, to jeszcze zwyczajnie chore i bardzo przypomina wizje paru psycholi, którzy marzyli o idealnym świecie pełnym ludzi o nieskalanych genach 😉

      Dziękuję za dobre słowo.

  7. Przede wszystkim trzeba uświadomić, że wieku nastoletnim niemal każdy wygląda koszmarnie, gorzej niż we wcześniejszych latach i późniejszych też. Obserwuję to z przyjaciółką oglądając popularne nastoletnie sesje zdjęciowe i nawzajem się pocieszamy, że wyglądamy o wiele, wiele lepiej… Nie ma tych przetłuszczonych włosów, z których trudno jakąkolwiek fryzurę zrobić, nie ma tych wyprysków na twarzy (przynajmniej tak licznych, bo ja z tym problemem nadal się zmierzam), ani nieproporcjonalnego ciała (bo piersi już się rozrosły, a talia jeszcze dziecięca lub na odwrót).
    Obserwuję to też na dziewczętach w jednej grupie, którą prowadziłam, w okresie (po)komunijnym były to prześliczne dziewczęta, a kiedy poszły do gimnazjum widzę, że muszą zmagać się z tymi samymi problemami, co ja. I szczerze im współczuję, ale wiem, że pod koniec liceum i później będą jeszcze atrakcyjniejszymi laskami.

    A co do miłości i chłopaków… To można zaobserwować, że najwięcej ich miały, że tak brzydko określę, "pasztety". Po części wynikało to z tego, że samoocenę opierały na fakcie, czy mają chłopaka czy nie. Ale w głównej mierze od tego, że miały inne walory, którymi chłopaków przyciągały. Co widać np. po mnie, że generalnie nie należę raczej do tych brzydszych dziewczyn, a jednak jakimś dużym (poważnym, bo nie liczę gwizdów, zaczepek i komentarzy na ulicy czy w necie) powodzeniem u płci przeciwnej się nie cieszę. Brakuje mi tego czegoś, tej iskry. (Nie, nie narzekam na to, zwłaszcza, że podejrzewam z czego to wynika, ale to osobny temat). I w sumie dobrze, bo mogę sobie czekać na tego absolutnie jedynego. 😉 (Nigdy nie chciałam mieć kilku chłopaków i jak tylko wyczuwam na poziomie koleżeńskiej znajomości, że coś definitywnie nie pasi to się nie angażuję bardziej, bo po co, jak happy endu nie będzie? ;-)).

    1. Dokładnie, zgadzam się – dlatego napisałam, że z wiekiem wygląda się obiektywnie lepiej. Bo akurat czas nastoletni, kiedy hormony szaleją, jest po prostu kosmiczny. I chyba faktycznie nie kojarzę nikogo, kto wyglądałby wówczas lepiej niż teraz, po dwudziestce.

      Masz rację, że są osoby, które może nie wyglądają dobrze, ale szczycą się innymi atutami i potrafią to wykorzystać. Dobrze dla nich 😉

    2. Zgadzam się. A przecież 20parę lat czy tez 30 lat jak później to nadal młodość, a chyba i najlepsze lata, często wiemy jak się uczesać itp, by lepiej wyglądać itp. No i rysy są dojrzalsze, ciekawiej to wygląda moim zdaniem, do tego lepiej umie się dobrać ciuchy itp.

  8. Bardzo mądry i osobisty tekst , dobrze,że go napisałaś ! Twoja najbliższa rodzinna powinna być dumna z posiadania Ciebie ! 🙂

  9. Mam 22 lata i nadal nie wyrosłam z nastoletnich kompleksów. Też mam progenię, niedużą – przy pulchniejszej twarzy pewnie nawet ciężko byłoby dostrzec, ale mam strasznie szczupłą. Przy uśmiechu broda jeszcze się wydłuża, więc zdecydowanie lepiej wyglądam z neutralną miną. Ciekawe jest to, że zanim komuś powiem, że jest coś takiego jak wada zgryzu o nazwie progenia i że ją mam, zanim nie ustawię się odpowiednio, żeby zauważył – ludzie myślą, że mam po prostu taki kształt twarzy i to normalne. Często słyszę, że jestem ładna, ale nie lubię tego. Nie twierdzę, że jestem brzydka, ale ta jedna wada przysłania całą "ładną resztę".
    Nie twierdzę też, że wygląd jest najważniejszy, ale mam wrażenie, że ta progenia mnie blokuje, że "ruszę do przodu", kiedy się już jej pozbędę. Równocześnie mam dylemat czy chcę się pozbywać, bo to mnie wyróżnia. Nie wiem czy nie zmieniłabym się za bardzo.
    A Ty masz zamiar zoperować swoją progenię? Jeśli gdzieś o tym napisałaś, przepraszam za przeoczenie. 🙂

    1. Seleight, tak naprawdę problem siedzi w głowie. Znam osoby po operacji progenii, które borykają się z tymi samymi blokadami nawet po zmianie wyglądu. Cierpią miesiącami tylko po to, by po czasie zorientować się, że w lustrze widzą nieco atrakcyjniejszą, a jednak wciąż tę samą osobę z problemami… Więc jeżeli nie masz przekonania, naprawdę nie wiem czy jest sens decydować się na operację. Choć oczywiście poza aspektem wizualnym wpływa ona również na inne sprawy – sama chciałabym kiedyś odkryć, jak to jest normalnie gryźć albo przestać chorować na gardło z powodu spania z otwartymi ustami 😉 Ale na operację już się raczej nie zdecyduję. Może gdybym była młodsza… Ale raczej też nie – ja naprawdę wierzę w to, co napisałam we wpisie 'Korzyści płynące z bycia brzydulą' – lubię tę swoją charakterystyczność, nawet jeśli życie dało mi przez to mocno po dupie.

      Kasiek, odwal się od swoich kłów 😉

    2. Niektórzy podobno robią operacje w wieku 30 lat i więcej. Wiek nie ma znaczenia.
      "Problem siedzi w głowie" – wiem to doskonale, ale nie mam pojęcia jak go stamtąd usunąć. Rósł tam sobie od dzieciństwa, bo kiedy poszłam do szkoły odkryłam, że coś ze mną nie tak. Inne dzieci instruowały mnie jak się rusza żuchwą ("wysuń, a teraz wsuń, no czemu nie wsuwasz z powrotem?"). Zgadzam się z tym, że w wieku nastoletnim wygląda się najgorzej i paradoksalnie w tym wieku chce się wyglądać najlepiej i podobać płci przeciwnej! Teraz już od dawna nie słyszę negatywnych komentarzy na temat wyglądu, mam znajomych, mam chłopaka i nawet zdjęcia, na których wyglądam korzystnie, ale "problem w głowie" nadal jest. Godzinami stoję przed lustrem i sprawdzam jak ułożyć włosy, jak ustawić głowę, żeby nie było widać. To taka trochę paranoja. Do tego większość innych dziewczyn z progenią wydaje mi się dużo ładniejsza ode mnie. 😛

    3. Haha, znam te dziecięce instrukcje 🙂 Mnie ciągle złośliwie podpytywano, czemu nie umiem cofnąć żuchwy, skoro im się udaje, ale nawet wtedy nie zakumałam, że coś jest ze mną nie tak – to przyszło z czasem, jak się ludzie o tę progenię czepiać zaczęli. I wiem, że ludzie starsi ode mnie się operują, ale ja już nie mam motywacji. Może gdybym miała 18-19 lat porwałabym się na to, ale też wcale nie mam pewności.

      Jeżeli sama, przy wsparciu bliskich nie dasz rady pozbyć się problemu z głowy, zostaje albo z nim żyć albo spróbować pogadać z psychologiem. Bywają nieźli w te klocki 🙂

  10. Świetny wpis, a przede wszystkim bardzo potrzebny. Mimo, że nie ma nastu lat to i tak dał mi trochę do myślenia. Dziękuję, że go napisałaś 😉 Muszę zachować sobie gdzieś link do tego wpisu, żebym mogła do niego wracać jak będę mieć doła 😉

  11. oj – też mam lekko wysuniętą brodę 🙂 w podstawówce wołali na mnie "Rachela" i to mnie wkurzało, a teraz bardzo mi się podobają moje rysy 🙂 uwielbiam je i uważam, że mam w sobie coś z Racheli 🙂

  12. Ah, skad ja to znam 🙂 tyle bylo powodow zeby mi podokuczac, bo przeciez bylam najwyzsza w klasie, do tego szczupla wiec pewnie anorektyczka. a no i z odstajacym tylkiem to byla j.lo. przerwa miedzy jedynkami, okulary, tradzik, niesmialosc spowodowana wlasnie tym brakiem pewnosci siebie… 🙂
    a teraz? wszystko obrocilo sie o 180 stopni. Jak popatrze na te piekne kolezanki z podstawowki, to malo ktora z nich dobrze skonczyla, pija, wychowuja same dzieci.. a juz na pewno nie wygladaja na 24 lata. A koledzy? Zaden z nich nie chcial nawet na mnie spojrzec, a teraz juz nie jeden wyznawal mi milosc na facebook i liczyl na zaproszenie do kanady… 🙂

    Pozdrawiam, Ania.
    http://pandaoverseas.com/

    1. Coś w tym jest. Mnie mój Mar zawsze powtarzał, że wszystkie te moje koleżanki na punkcie których mam kompleksy i które źle mnie traktowały naprawdę źle skończą i faktycznie w przypadku niektórych się to sprawdziło. Jak widać, powodzenie u chłopaków w wieku nastoletnim niekoniecznie musi przekładać się na powodzenie w życiu dorosłym.

      Cieszę się, że możesz mieć teraz z tego wszystkiego satysfakcję 🙂

  13. A ja nieśmiało muszę przyznać, że są takie chwile kiedy czuję się jak zakompleksiona nastolatka. Chociaż cieszę się z małych rzeczy, staram się dbać o swój rozwój i nie mogę nazwać się osobą uzależnioną od faceta, to często patrzę na siebie krytycznym okiem. I nie chodzi tu nawet o ciało, bo tutaj jestem w stanie wziąć sprawy w swoje ręce (nigdy nie narzekam na coś, czego nie mogę zmienić lub co wynika z mojego lenistwa), ale twarzy nie zmienię 🙂 A jako mama nie zawsze mam czas żeby się umalować i zadbać tak jak należy. Ja rozumiem co przeżywają te wszystkie nastolatki, i wiem jak ciężko jest zaakceptować siebie. Na pokochanie siebie wpływa wiele czynników i jest to proces, który czasami trwa bardzo długo. Ja nadal próbuję się pokochać (a mam prawie 30 lat), ale jak to w miłości bywa czasami bywają gorsze dni:)

    1. Wiesz, krytyczne podejście to nic złego, o ile nie dochodzimy do granicy, czyli niechęci do samej siebie i kompletnego braku samoakceptacji. Bo to, że czasem czujemy się ze swym odbiciem gorzej i w całej tej miłości przeżywamy zarówno wzloty, jak i upadki, to raczej normalna rzecz 🙂

  14. Bardzo mądry tekst, dzięki, że dzielisz się tak osobistymi przeżyciami. Co do kompleksów ja wspominam swoje, o byciu grubą i nie atrakcyjną. Wyśmiewanie i głupie uwagi bolą, gdy jest się dzieckiem lub nastolatką u progu dojrzałości. Ale zgadzam się z Tobą w stu procentach, liceum studia tutaj człowiek zmienia się diametralnie. Budowanie własnej tożsamości, tego kim się jest nie warto opierać na urodzie, ona zmienia się, znika, poprawia się- jest ulotna. Jednak charakter, to jak podchodzi się do ludzi, co się im daje to się liczy.
    Lekcje na temat tego co jest w życiu ważne powinny być w podstawówkach i gimnazjach może było by mniej zakompleksionych dzieci, które mają obniżony poziom własnej wartości.
    Pierwszy raz wpadłam na Twojego bloga i myślę, że będę tu zaglądać nie raz. Pozdrawiam:)

    1. Bardzo mi miło 🙂

      Masz rację, powinno się takim tematom poświęcać uwagę w szkołach. Rzadko mówi się tam o tolerancji, a już chyba wcale o samoakceptacji. Nic dziwnego, że nastolatki mają tyle kompleksów i problemów ze sobą.

  15. Bardzo motywujące. Uwielbiam historie wychodzenia ba prostą. Ja jestem w czasie unieszkodliwiania kompleksów i niestety łatwo nie jest. Na pewno złapałaś mnie na dłużej 😉

  16. Pierwszy raz jestem na twoim blogu, fajnie sie czytalo post, moge tylko dodac, ze zycze Ci dalniejszych sukcesow i szczescia 🙂 a tak z innej beczki: to jak sie ksztalcilas, jak doskonalilas swoja osobowosc? Wlasnie tez teraz zastanawiam sie nad swoim charakteram, chcialabym wprowadzic jakies pozytywne zmiany do swego zycia 🙂
    A.

    1. Dziękuję 🙂
      Wiesz, ja przede wszystkim postawiłam na rozwój. Pojawiły się wtedy w moim życiu m.in. nauka języków, kurs dziennikarstwa, pisanie artykułów dla portali, kurs HTML'a, nauka obsługi programów graficznych – dużo rzeczy, które zaprocentowały w przyszłości. Po drodze wygrywałam konkursy literackie, wyrabiałam jakieś znajomości w dziennikarstwie – dzięki temu w życiu pojawiła się jakaś satysfakcja, która zaczęła przesłaniać negatywne myślenie.

      A co do pracy nad charakterem – warto nauczyć się mówić 'nie', a także umieć prosić innych o pomoc, wyciszyć się – mnie pomogła (i wciąż pomaga) joga, a potem medytacja. Sama też oduczałam się przeklinać, sama narzucałam sobie dyscyplinę, szukałam nowych zajęć, angażowałam się charytatywnie – małe rzeczy, które wiele dają. Polecam 🙂

  17. A według mnie to Ci pasuje, nie wiem czy to kwestia przeczytanego wpisu, czy też zdjęcia, ale wydajesz się na nim być taka szczęśliwa i kompletnie się nie przejmujesz. A co za tym idize inni także tego nie zauważają, bo założę się,że jakbym Cię poznała na żywo i byłabyś po prostu sobą, to bym nawet uwagi nie zwróciła.
    Bardzo się cieszę,że udało Ci się wyjść ze smutku, gratuluję Męża i pociechy!
    Przyznam, że wpadłam tutaj z polecenia Ani i tym tekstem mnie "kupiłaś". Jak będę miała więcej czasu to koniecznie muszę pokopać w archiwum, pozdrawiam! 🙂

    1. O tak, masz całkowitą rację – zarówno znajomi, jak i rodzina kompletnie nie zwracają uwagi na ten defekt. Obcy być może najpierw widzą tylko to, ale wystarczy się zapoznać, aby takie sprawy jak wygląd zeszły na dalszy plan. Szkoda tylko, że niektórzy nie zadają sobie trudu, by najpierw poznać tego, kogo ośmieszają, obrażają albo obgadują pokątnie.

      Mam nadzieję, że zagościsz na dłużej, bardzo mi miło 🙂

    2. Zgadzam się. Też tak uważam, jesteś uśmiechnięta, ładna i tak, po prostu widać szczęśliwa, a to sprawia tym bardziej, że nie zwraca się na to uwagi. Po prostu jest to wtedy integralna część Ciebie, coś co Ciebie wyróżnia, ale moim zdaniem wcale nie negatywnie, a jak sama pisałaś dojrzali ludzie nie oceniają ludzi aż tak bardzo po wyglądzie. Po prostu jest różnorodność i jest fajnie, o czym już pisałam wyżej gdzieś pod innym komentarzem. Na pewno się wyróżniasz, wyglądasz wyjątkowo dzięki tej brodzie i wcale nie brzydko. Właśnie to jest taka ciekawa uroda, a jak pisałam ja bardzo lubię oryginalną urodę, a nie jak skopiowaną. Sama jak pisałam gdzieś wyżej też nie mam urody klasycznej, mam wydaje się nie od parady poszczególne elementy twarzy, ale to właśnie one tworzą ciekawą całość. To, że uroda jest inna, coś się wyróżnia moim zdaniem to nie jest w żadnym stopniu wada. A i mam te bardzo krzywe zęby jak pisałam, więc zbieram na aparat. A w szkole się śmieją, bo ogólnie śmieją się jak ktoś wygląda inaczej, nie znaczy to, że wygląda źle, po prostu wyglądasz choćby trochę inaczej i się zaczyna. Przecież nawet czasem śmieją się jak dziewczyna ma kręcone włosy podobno lub rude, a czy to jest brzydkie? Nie jest, a wręcz moim zdaniem śliczne, tylko po prostu rzadsze, wyrózniają się i dlatego się śmieją. A potem te osoby same dziwią się czemu się śmiały albo czemu się przejmowały kręconymi włosami jak one są takie wspaniałe. A w dorosłym życiu już z nich raczej się nikt nie śmieje, dużo częściej zazdrości, bo kręcone włosy są pożądane itp 🙂

    3. Niestety, tak właśnie jest, że na etapie szkoły wyśmiewa i wyszydza się wszelką inność – grunt to wyrosnąć i zapomnieć 🙂 Ja nie zapomniałam, bo ludzie wciąż mają do mnie problem, ale trzeba nauczyć się z tym żyć.

      Z krzywymi zębami również mam problem. Nawet wczoraj skarżyłam się małżonowi, że powinnam była skorzystać z opcji darmowych aparatów w podstawówce, ale się uparłam i olałam temat, a teraz już za droga sprawa. Tobie życzę powodzenia, może chociaż Tobie uda się zainwestować w ten sposób w siebie 🙂

  18. Tobie udało się założyć rodzinę, ale są takie kobiety, które przez to, że są przez otoczenie postrzegane jako "brzydkie" mają po 30-40 lat a nigdy nie miały chłopaka, nigdy się nie całowały, nie były na randce, nie nawiązały żadnej relacji z mężczyzną ponieważ spotykały się z ciągłym odrzuceniem
    (pomimo prób poprawy urody, nie ma chyba nikogo, kto nie spróbowałby czegoś ze sobą zrobić kiedy uważa, że wiele mu/jej brakuje – niestety – nie każdą wadę da się skorygować. Bywa, że brzydota jest po prostu niezbywalna i trzeba się z nią pogodzić. Pytanie, jak, jeżeli nie można przez nią funkcjonować społecznie?).
    Łatwo jest pisać, zaakceptuj siebie, zajmij się hobby czy samorozwojem kiedy twoja "brzydota" nie jest tak rażąca, że mimo wszytsko masz szansę na partnera. Przedewszystkim, wiele dziewczyn, które uważa się za brzydkie po prostu sobie to wmawia. Zwykle są przeciętne i większość problemów związanych z brzydotą kreują sobie we własnej głowie. Takim osobom pomaga fryzjer, makijaż, nowa garderoba. Ale kiedy nieatrakcyjność to nie tylko brak twarzowej fryzuty czy bluzki, podkreślajacej typ figury, wtedy zaczynają się schody.

    Wiem, że nie powinno się uzależniać wszystkiego od związków i oceny siebie w męskich oczach, ale to tak cholernie boli, kiedy nikomu się nie podobasz, nie możesz nic z tym zrobić (bo już zrobiłaś, lecz tego, co cię szpeci zlikwidować nie możesz) i kiedy po prostu wiesz, że zostaniesz sama.
    Nic wtedy nie cieszy.

    1. Wiesz, ja też przez długi czas miałam takie podejście, szczególnie, że swojej wady zgryzu zlikwidować nie mam jak, przez co nawet w dorosłym życiu spotykam się z sytuacjami, gdy ktoś krzyczy na ulicy, że "czemuś takiemu" życzy szybkiej śmierci, bo razi otoczenie brzydotą. Spotkałam jednak dobrego człowieka, któremu nieodpowiedni wygląd nie przeszkadza. I uważam, że każdy jest w stanie kogoś takiego spotkać, a wszystko jest kwestią podejścia. Znam osoby, które poddały się operacji poprawy wyglądu, wyglądają teraz jak milion dolarów, a i tak nie nawiązują żadnych relacji z mężczyznami, bo wciąż w ich głowach siedzi przekonanie o własnej brzydocie i niskiej wartości. Ciągłe użalanie się, wmawianie otoczeniu, że rzeczywiście coś jest z nami nie tak, podświadome nastawianie się na kolejną porażkę w relacjach z innymi samo w sobie decyduje o tym, że kolejna znajomość okazuje się porażką. Znam osoby naprawdę wybitnie zaniedbane i źle wyglądające, ale nawet im udaje się budować relacje z innymi. Może pozbywają się problemu z głowy i to im pomaga? Nie wiem…

    2. Anonimie bardzo proszę o kontakt [email protected], myślę, że możemy sobie nawzajem pomóc, jestem w bardzo podobnej sytuacji, też do 30tki byłam sama, jednak spotkałam na swojej drodze kogoś kto mnie pokochał, ale niestety lata samotności zbierają żniwo… ciężko się z kimś dogadać, człowiek będąc sam "dziczeje" niestety, proszę odezwij się, pozdrawiam !

  19. Ja mam już 40 lat a za sobą żadnej relacji z mężczyzną – w tym i koleżeńskiej. Otwarcie dają mi znać, że powodem jest mój niepociągający wygląd. Jeśli mam szczerze się wypowiedzieć, to ile miałabym czekać na "kogoś komu wygląd nie przeszkadza"? Pewnie tacy już dawno są z fajnymi babkami, bo co prawda wygląd im nie przeszkadza, ale atrakcyjność też nie mierzi. 🙁

    1. Trudno oceniać, co może być tego przyczyną, bo nie znam ani Ciebie, ani tych wszystkich mężczyzn. Często jednak jest tak, że problem leży gdzie indziej, ale i im, i nam łatwiej jest zasłaniać się wyglądem – najoczywistszą z przyczyn.

    2. jak pisałam, zawsze wychodziło, że to wygląd stanowił przeszkodę – nie będę się rozpisywać na temat konkretnych sytuacji bądź przypadków, gdyż jest to publiczny blog, ale np. mężczyzna mówił mi wprost, że jestem dla niego za brzydka, bądź unikał nawiązania znajomości, by potem powiedzieć kolegom, że taki pasztet się przypałętał, wala się toto pod nogami, a on z taką kobietą nawet nie ma ochoty o pogodzie pogadać bo się na taką patrzeć nie da. Wyżej wymienione sytuacje dotyczą panów w moim wieku, a forma wypowiedzi bywała różna, bardziej bądź mniej kulturalna, zawsze jednak przekaz ten sam.
      Nawet mężczyźni, którzy deklarują, że wygląd ma dla nich znaczenie drugorzędne, a ocenie podlegają też inne cechy tej drugiej osoby, ostatecznie wybierają kogoś, kto choć odrobinę ich pociąga. Gdyby w czasach kiedy byłam młodsza, operacje plastyczne były tak łatwo dostępne jak dziś, na pewno bym o siebie zawalczyła. Zrobiłabym sobie np. ładny biust, może choć to by kogoś przyciągnęło. Niestety, wyrosłam wykarmiona stereotypami "każda potwora znajdzie swojego amatora." Żywiłam złudzenia, że tak w istocie jest, jednak kiedy żaden z kiedykolwiek napotkanych mężczyzn nie odwzajemnił mojego zainteresowania, zrozumiałam, że są takie potwory ( 🙂 ) całkowicie dla płci przeciwnej aseksualne i niepociągające, które drugiej połówki nie znajdą.
      Teraz nie bardzo widzę sens aby taką przechodzić – kto zechce 40 latkę bez żadnego doświadczenia w relacjach męsko-damskich, już nie wspominając o jej niezbyt ciekawych walorach zewnętrznych?
      Oczywiście, cieszę się, że wam się udało, lecz każda brzydka (obiektywnie czy subiektywnie) osoba powinna także pamiętać, że jej życie nie musi potoczyć się tak samo, jak rówieśniczek. W odpowiednim momencie trzeba odpuścić sobie sferę damsko-męską, inaczej zostanie się jak ja, sfrustrowana baba co za długo czekała na księcia zamiast układać sobie życie tak, by być szczęśliwą bez seksu i związku.
      Pozdrawiam

    3. To bardzo przykre. Ale powiedziałabym, że czasem chyba lepiej cieszyć się samotnością i otoczeniem przyjaciół niż zadawać z gadem, który potrafi powiedzieć kobiecie, że jest dla niego za brzydka. Sądzę, że wiele kobiet w nieudanych, toksycznych związkach dałoby wiele, aby cofnąć czas i nie związać się z nikim, zamiast marnować czas i zdrowie na jakiegoś debila.

      Wiadomo, łatwo mówić, gdy samej nie jest się osobą samotną, ale warto szukać pozytywów zawsze i wszędzie. Bez tego można by zwariować.

    1. właśnie takiej odpowiedzi się obawiałam. jestem tego samego zdania…
      chyba,że przy ogromnym szczęściu trafiając na specjalistę-cudotwórcę wydając fortunę, smutne.

  20. Mam kilka pytań w związku z tym co przeszła i twoim poglądem na taką sytuację. Czy w twojej opinii ważny jest fakt by kobieta czuła się najpiękniejsza dla swojego mężczyzny ? Czy powinno wystarczyć jej ze on o nią dba i ja kocha mimo że nie akceptuje dokońca jej wyglądu – czy warto by kobieta w tym tkwila? I ostatnie pytanie – czy ty czujesz się najpiękniejsza dla swojego mężczyzny ?

    1. Jeżeli nie akceptowałby wyglądu i dawał to odczuć – dla mnie nie do przyjęcia. Partner powinien podnosić naszą pewność siebie, sprawiać, że czujemy się przy nim wyjątkowe. Może nie koniecznie najpiękniejsze na świecie (jestem realistką w tym względzie ;)), ale pociągające i warte uwagi w stu procentach.

      Czy ja czuję się najpiękniejsza? Nie zawsze, często łapią mnie złe nastroje, przez które nabieram przekonania, że cały świat jest przeciwko mnie 😉

  21. Przyznam Ci szczerze, że kiedy przypadkiem natrafiłam na Twojego bloga, nie miałam pojęcia o co chodzi we wpisach o byciu, jak sama piszesz, "brzydulą". Dopiero gdy bardziej zagłębiłam się w bloga, zrozumiałam w czym rzecz. Musisz jednak wiedzieć, że dla mnie jesteś piękną kobietą. I gdyby nie fakt, że piszesz o swoim wyglądzie tak otwarcie, naprawdę nie zauważyłabym, że coś jest nie tak. Bo w moim mniemaniu wszystko jest w jak najlepszym porządku. Patrzę na Twoje zdjęcia i widzę uśmiechniętą i spełnioną dziewczynę. Nie wątpię, że "życzliwi" koledzy często tylko podsycali Twoje kompleksy, ale to jest po prostu taki wiek. Okres z którego się wyrasta (albo i nie), ale to oni na tym tracą. Jeśli wolą skupiać się na wymarzonych aktorkach z czasopism (które i tak upiększane są przy pomocy programów graficznych) to jest to ich sprawa. Ludzie już tak mają, że czują się bardziej dowartościowani, kiedy dobiją drugiego. Ale nie wszyscy 🙂
    Trzymaj się mocno i nigdy nie daj sobie wmówić, że jesteś brzydka. Bo nie jesteś. Nie wiem czy wierzysz w Boga, ale jeśli tak to już wiesz – Bóg Cię stworzył, więc jesteś idealna. Może jest Ci bliska inna religia, albo nie. Ale na pewno zauważasz, że ludzie są przeróżni. Różnimy się od siebie i to czyni nas wyjątkowymi i pięknymi.
    Jesteś piękna, mądra, więc czego chcieć więcej? 🙂

    1. Cieszę się, że tu trafiłaś, mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej 🙂 Za każde miłe słowo bardzo dziękuję!

      Jestem agnostykiem, więc wiara mi nie pomoże, co najwyżej wiara w samą siebie. Staram się ją pielęgnować i ufać temu, co mówi mąż, ale gdzieś tam w głowie zawsze zostaje to, co przez lata wmawiali ludzie – bliscy i dalecy…

  22. Ostatnio dużo myślę o ludzkiej percepcji. Byłam umiarkowanie brzydkim dzieckiem, tępionym za brak umiejętności z wf. Nieśmiała, "ta mądra", niesamowicie się rozrosłam, na moim ciele pojawiły się rozstępy itd. W wieku 17 lat dosyć brutalnie odrzucono moje uczucia właśnie ze względu na wygląd.Czułam się nikim. Od tego czasu minęły zaledwie trzy lata. Zmieniłam kolor włosów, części mojego ciała dorosły i stały się bardziej proporcjonalne, ale niewiele poza tym… a mimo to teraz ludzie uważają mnie za atrakcyjną, zwracam uwagę w pozytywny sposób. Dlaczego? Bo uświadomiłam sobie, że piękno fizyczne nie daje szczęścia, że piękne kobiety też są zdradzane i porzucane, nieszczęśliwe. Jeżeli siebie nie kochasz to nie możesz wymagać, by ktoś inny Cię pokochał i szanował. To takie proste, ale nieoczywiste…Lata pochłaniania wiedzy i dbania o charakter procentują, za to ktoś kto miał zawsze wszystko na tacy nigdy się nie rozwinie. Jedyne co mnie boli to fakt, że ludzie uważają, iż nie musiałam pracować na to co mam, w końcu oczytanie i zadbany wygląd przychodzą same 🙂 Natomiast patrząc na Ciebie to nie wiem w czym problem, widzę tylko piękną i szczęśliwą kobietę o nieszablonowej urodzie 😀 Pozdrawiam 🙂

    1. Bardzo Ci dziękuję – za dobre słowo oraz za Twoją bardzo mądrą wypowiedź. Masz dużo racji – bardzo istotne jest zaakceptowanie i pokochanie siebie, ale to szalenie trudna sztuka. Sama po dziś dzień miewam z tym problem, choć oczywiście staram się spoglądać na siebie nieco łaskawszym okiem 🙂 Mam nadzieję, że nie mam już w sobie gigantycznych kompleksów, a jedynie zachowuję się jak typowa kobieta, która zawsze znajdzie w sobie jakiś problem.

      Cieszę się, że na przestrzeni lat dużo się u Ciebie zmieniło, nawet jeśli jest to odrobinę dołujące.

    2. Owszem, zmieniło się dużo – tak dużo, że nie rozpoznają mnie znajomi, którzy widzieli mnie ostatnio rok temu… Fizycznie zmieniłam szczegóły, głównie włosy które teraz mnie nie przytłaczają. To co się naprawdę zmieniło to pozory mojej psychiki. Mówię pozory, bo przyjęłam strategię "fake it till you make it". Dalej mam mnóstwo fobii, rozpamiętuję każdy błąd, ale teraz nie pozwalam ludziom na dostrzeganie moich słabości. Nie robię z siebie Terminatora, ale chodzę z głową podniesioną wysoko, w spodnicy ktora pokazuje moje nogi i ukrywa brzuch do poprawy. Koleżanki myślą, że wszystko przychodzi mi łatwo, mężczyźni… cóż, próbują, ale ich komplementy nie robią na mnie wrażenia. Lata niewidzialności sprawiły, że nie szukam adoratorów, tylko jednego partnera na dobre i na złe. Nie chcę by moja "atrakcyjność", pojęcie całkowicie względne i przemijające, miało determinować moje życie. Można powiedzieć, że walczę i że póki co wygrywam. Walka jest ciężka, pewne słowa i opinie ciągle siedzą mi w głowie ale nie zamierzam przegrać sama ze sobą. Studiuję psychologię, chcę pomagać młodym dziewczynom z zaburzeniami odżywiania i problemami z akceptacją. Chciałabym, żeby mogły przejść tę drogę łatwiej niż ja. Bo ja czuję się czasem bardzo stara mimo młodej twarzy. Pozdrawiam jeszcze raz 🙂

    3. Podziwiam Cię za Twoją rozsądną i wartą naśladowania postawę oraz za to, jak mądrze potrafisz o tym mówić. Trzymam kciuki za to, byś spotykała na swojej drodze równie mądrych ludzi – pozbawionych zawiści i widzących coś więcej niż tylko warstwę wierzchnią. No i życzę powodzenia w pracy psychologa, masz piękne plany!

    4. Chciałam napisać, że nie ma czego podziwiać… Ale uświadomiłam sobie, że to byłoby kłamstwo. Byłam (jestem?) chora. Lata myśli samobójczych i autentycznego wstrętu do samej siebie a dzisiaj jestem dziewczyną relatywnie spełnioną, która CHCE ŻYĆ. Nie miałam tej chęci w sobie przez wiele, wiele lat. Ta chęć którą odkryłam sama w sobie bez niczyjej pomocy to coś, za co chcę być podziwianą. Bo chcę żeby jak najwięcej ludzi czuło to samo.

      Co do mojej przyszłej pracy, to tylko plany ale ważne, że są 😀 Dziękuję za miłe słowa, życzę Pani dużo, dużo weny i szczęścia w życiu osobistym 🙂

  23. Bardzo Ci dziękuję za ten wpis! Dawno nic mnie tak nie poruszyło! Jesteś wspaniała kobietą i ogromnie cieszy mnie fakt, że nie popadlas w głęboką depresję doświadczając tyle werbalnej przemocy! (Swoją drogą niektórzy są naprawdę podli ). Jeszcze raz dziękuję za to,że jesteś i prowadzisz tego bloga.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *