Ten jedyny, Emily Giffin
Oryginał: The One & Only
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2014
Stron: 528
Gatunek: obyczajowa
Powieść Ten jedyny uznałabym za romans, gdyby nie to, że to nie miłość wysuwa się w niej na pierwszy plan. A właściwie wysuwa, ale chodzi tu o całkowicie nieromantyczne uczucie, bowiem główna bohaterka, Shea, serce oddała futbolowi i to jego temat przewija się przez jakieś dziewięćdziesiąt procent książki. Okej, wydawać by się mogło, że skoro od podstawówki wołają na mnie „futbolowa”, powinnam piać z zachwytu nad pomysłem Giffin, ale – jeśli mam być szczera – gdybym chciała czytać o sporcie, sięgnęłabym po książkę sportową, a nie po dzieło, które miało być w zamierzeniu babskim czytadłem.
Przesycenie futbolem jednak nie decyduje o tym, że Ten jedyny jest historią słabą. Jałowość i całkowite wyprucie z emocji powodują, że książka nuży i nie przyciąga. Fabuła jest do bólu przewidywalna, bohaterowie bezbarwni i nudni, a sportowe tło zamiast być oryginalnym uzupełnieniem, jeszcze bardziej uwydatnia to, że powieść jest właściwie o niczym, a relacje z meczów i okołofutbolowe dyskusje służą jedynie za zbędny wypełniacz stron. Przeżyłam na tym polu naprawdę ogromne rozczarowanie, bo już dawno nie miałam do czynienia z powieścią tak naciąganą i pozbawioną koloru.
Jednocześnie nie mogę powiedzieć, aby lektura Tego jedynego była ciężką przeprawą. Emily Giffin ma naprawdę niezłe pióro, dobrze czyta się jej prozę i tylko kiepski pomysł na bohaterów i fabułę przesądził o tym, że do książki nie wrócę i polecać jej nie będę. Do samej autorki jednak się nie uprzedzam, bo wiem, że potrafiłaby mnie przyciągnąć na długie godziny…
Cóż, innym razem.
Moja ocena: 3/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: ’Pod hasłem’, ’Czytam literaturę amerykańską’ oraz ’Książkowe podróże’.
Nigdy jakoś nie chciałam dać Giffin szansy na zajęcie mi kilku godzin i chyba miałam rację. Jakoś na obecną chwilę nic mnie do niej nie przekonuje.
Wiesz, może to akurat ta jedna książka. Pozostałe są bardzo chwalone 🙂
Jeszcze pytanie czy chodzi o "prawdziwy futbol" czy o futbol amerykański, bo Giffin to chyba Amerykanka. Jeśli o ten drugi, to książka byłaby dla mnie kompletnie niestrawna, podobnie jak "Poradnik pozytywnego myślenia"
Futbol amerykański, niestety 😉 Również nie przepadam.
Hahaha 😉 Lubiłam Giffin i popełniłam kardynalny błąd, oglądając ekranizację jej powieści. Przez Ginnifer czy jak się ona tam zwie już nigdy "Coś pożyczonego" nie będzie dla mnie takie samo. 😉
Tej ksiazki nie znam, ale znam inne i sa to dobre ksiazki wiec mam nadzieje ze trafisz jeszcze na ciekawsza ksiazke tej autorki 🙂
coś nie tak z moim adresem , pisze jeszcze raz 😉
W takim razie swoją przygodę z tą autorką zacznę od innej książki. Nie chcę się do niej zrazić 🙂
Czyli już wiem, że ten utwór mogę sobie raczej odpuścić.
Próbowałam kiedyś przeczytać jedną z książek Giffin, bodajże ,,Dziecioodporną". Nie dałam rady…
Ach, a dostałam ją niedawno w prezencie 🙂 Mój zapał nieco osłabł, ale zobaczymy jakie na mnie zrobi wrażenie.