Wielkie oczy, reż. T. Burton
Wielkie oczy (Big Eyes)
reż. T. Burton • USA, 2014
Jako że Tim Burton jest jednym z moich ulubionych twórców, zaś Amy Adams to czołówka najbliższych memu sercu aktorek, z wielką niecierpliwością wyczekiwałam Wielkich oczu. Szczególnie, że malarstwo nie jest mi obce, a i historią Margaret i Waltera Keanów fascynowałam się od dawna. To, jak zaprezentowano ją na ekranie jest wspaniałe, choć raczej jestem w swym osądzie odosobniona, biorąc pod uwagę raczej średnie przyjęcie filmu przez krytykę i widownię. Nie przejmuję się jednak. Swoje wiem!
Jakimś cudem za Wielkie oczy Amy Adams otrzymała Złotego Globa. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, iż kategoria dotyczyła „najlepszej aktorki w komedii lub musicalu”. Ktoś ewidentnie się czegoś nawdychał albo zbyt mocno spił, bo wiele można o Big Eyes powiedzieć, ale na pewno nie to, iż jest to produkcja komediowa. Dramatyczna historia, w której pojawia się przemoc, zniewolenie, uzależnienie psychiczne od drugiego człowieka i jeden z największych skandali w sztuce dwudziestego wieku uznawana jest za komedię? Z lekka żenująca ocena sytuacji, naprawdę.
Aktorstwo to jeden z najmocniejszych punktów filmu Burtona. Amy Adams jako Margaret Keane jest szalenie autentyczna. Jej postać to neurotyczna malarka, artystka stojąca w cieniu, uzależniona od mężczyzny kobieta. Ton głosu, gestykulacja, głębokie spojrzenie, mimika – tak drobne elementy składają się na całość, która naprawdę robi wrażenie. Z kolei Christoph Waltz przechodzi samego siebie wcielając się w rolę ekscentrycznego Waltera. Swoją postać buduje on na wyrazistości i niezwykle ekspresyjnych środkach wyrazu. To on jest tym złym w całej historii, jednak trudno nie ulec temu urokowi, czarowi, poczuciu humoru. Ambicje go wykończyły, ale też pozwoliły sięgnąć szczytu, o którym tak bardzo marzył. Bo Walter Keane zmienił świat sztuki i nawet jeśli przypisywał sobie dzieła żony, zostanie zapamiętany. A o to chodzi tym wszystkim szaleńcom, czyż nie? Gdyby ktoś jeszcze nie znał tej głośnej historii, w skrócie opowiem: Margaret to samotna matka, którą na ulicy wypatruje czarujący uliczny artysta – Walter. Znajomość błyskawicznie kończy się ślubem i przeradza w trudną słodko-gorzką relację. On uzależnia ją od siebie i separuje od świata, ona zamyka się w czterech ścianach i tworzy. Powoli do ich drzwi zaczyna pukać sukces. Sukces przeradza się w ogólnonarodowe szaleństwo. Ale to wszystko jest jednym wielkim oszustwem. Oszustwem, które musi zostać ujawnione… Czy Margaret zaistniałaby, gdyby nie jej mąż? Wątpliwe. Mówi się, że takich jak ona było wiele i to mąż ze znakomitym zmysłem marketingowca zagwarantował jej twórczości sukces. Paradoksalnie więc lata życia w cieniu przysłużyły się im obojgu. Ciekawa historia napisana przez życie stała się kanwą intrygującej opowieści filmowej. Wielkie oczy to poruszająca i wzbudzająca wiele emocji historia. Doskonale oddaje realia lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy to kobiety mogły co najwyżej w garach stać albo za dodatek do mężczyzny służyć. Jej uzupełnieniem jest perfekcyjna ścieżka dźwiękowa – hipnotyzujący głos Lany Del Rey to najlepsze, co mogło ten film dopełnić. Jedynym, co nieco popsuło mi seans, były momenty dłużyzn w środku. Jak na tak krótki film, nie powinny one mieć miejsca.
Warto przenosić na ekran takie historie i warto je na tym ekranie oglądać. To nie takiego Burtona kochają miliony, ale ja bardzo sobie w nim cenię to, że z pewną dozą czułości poprowadził tę opowieść. Wielkie oczy mają w sobie magię, choć to tak brutalnie życiowy film. Polecam, bo warto. Moja ocena: 8,5/10
Film obejrzany w ramach wyzwania ’1000 filmów’.
]]>Źródło: filmweb.pl |
Aktorstwo to jeden z najmocniejszych punktów filmu Burtona. Amy Adams jako Margaret Keane jest szalenie autentyczna. Jej postać to neurotyczna malarka, artystka stojąca w cieniu, uzależniona od mężczyzny kobieta. Ton głosu, gestykulacja, głębokie spojrzenie, mimika – tak drobne elementy składają się na całość, która naprawdę robi wrażenie. Z kolei Christoph Waltz przechodzi samego siebie wcielając się w rolę ekscentrycznego Waltera. Swoją postać buduje on na wyrazistości i niezwykle ekspresyjnych środkach wyrazu. To on jest tym złym w całej historii, jednak trudno nie ulec temu urokowi, czarowi, poczuciu humoru. Ambicje go wykończyły, ale też pozwoliły sięgnąć szczytu, o którym tak bardzo marzył. Bo Walter Keane zmienił świat sztuki i nawet jeśli przypisywał sobie dzieła żony, zostanie zapamiętany. A o to chodzi tym wszystkim szaleńcom, czyż nie? Gdyby ktoś jeszcze nie znał tej głośnej historii, w skrócie opowiem: Margaret to samotna matka, którą na ulicy wypatruje czarujący uliczny artysta – Walter. Znajomość błyskawicznie kończy się ślubem i przeradza w trudną słodko-gorzką relację. On uzależnia ją od siebie i separuje od świata, ona zamyka się w czterech ścianach i tworzy. Powoli do ich drzwi zaczyna pukać sukces. Sukces przeradza się w ogólnonarodowe szaleństwo. Ale to wszystko jest jednym wielkim oszustwem. Oszustwem, które musi zostać ujawnione… Czy Margaret zaistniałaby, gdyby nie jej mąż? Wątpliwe. Mówi się, że takich jak ona było wiele i to mąż ze znakomitym zmysłem marketingowca zagwarantował jej twórczości sukces. Paradoksalnie więc lata życia w cieniu przysłużyły się im obojgu. Ciekawa historia napisana przez życie stała się kanwą intrygującej opowieści filmowej. Wielkie oczy to poruszająca i wzbudzająca wiele emocji historia. Doskonale oddaje realia lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy to kobiety mogły co najwyżej w garach stać albo za dodatek do mężczyzny służyć. Jej uzupełnieniem jest perfekcyjna ścieżka dźwiękowa – hipnotyzujący głos Lany Del Rey to najlepsze, co mogło ten film dopełnić. Jedynym, co nieco popsuło mi seans, były momenty dłużyzn w środku. Jak na tak krótki film, nie powinny one mieć miejsca.
Warto przenosić na ekran takie historie i warto je na tym ekranie oglądać. To nie takiego Burtona kochają miliony, ale ja bardzo sobie w nim cenię to, że z pewną dozą czułości poprowadził tę opowieść. Wielkie oczy mają w sobie magię, choć to tak brutalnie życiowy film. Polecam, bo warto. Moja ocena: 8,5/10
Film obejrzany w ramach wyzwania ’1000 filmów’.
Zaittrygowałaś mnie, nie słyszałam o tym skandalu, zaraz sprawdzę o co chodzi z tymi obrazami
Zapomniałam, że chciałam zobaczyć ten film! Dziękuję za przypomnienie 😀 A poza Amy i Timem uwielbiam jeszcze tego małego Niemca, więc dla mnie to połączenie idealne 🙂
Nie znam, nie slyszalam, pierwsze cos takiego czytam. Ale mam okropna ochote obejrzec 😀
Bardzo chcę obejrzeć ten film i może w przerwie świątecznej uda mi się to zrobić 🙂
Chciałam obejrzeć ten film, ale zbyt szybko zniknął z kin. Wiadomo – trzeba zrobić miejsce na kolejne bajki i blockbustery.
Ano niestety, takie smutne realia. Warto szukać w kinach studyjnych 🙂
Obejrzę ten film, naprawdę świetnie się zapowiada!
Witam, jestem tu po raz pierwszy.
Przedstawionej historii nie znałam, dlatego też bardzo chciałabym ten film obejrzeć – żeby tylko udało się go znaleźć…