Więzień labiryntu (The Maze Runner)
Więzień labiryntu (The Maze Runner)
reż. W. Ball • USA, 2014
Kiedy przed kilkoma miesiącami przeczytałam powieść Jamesa Dashnera (recenzja Więźnia labiryntu), wiedziałam, że któregoś dnia koniecznie będę musiała obejrzeć jej ekranizację. Wcale nie gustuję w kinie sci-fi, ale wizja przedstawiona w książce okazała się na tyle fascynująca, że przyciągnęła mnie do filmu. Szczególnie, że obraz w reżyserii Wesa Balla zyskał uznanie widzów i nie został przez fanów książki zalany falą krytyki. To dla mnie ważne, bowiem zawsze dręczą mnie obawy, że twórcy filmu nie sprostają wyzwaniu i udostępnią dla świata obraz niegodny pierwowzoru książkowego. Oczywiście, niewiele jest przypadków, w których to film jest lepszy od książki – i wcale tego nie oczekuję. Jednak wypada, by ekranizacja trzymała poziom i była jednocześnie zrozumiała dla tego, kto wersji książkowej nie zna, jak również odpowiednio rozbudowana dla tego, kto książkę zna i oczekuje jak najwierniejszego odzwierciedlenia jej na ekranie. W przypadku Więźnia labiryntu ten punkt Wes Ball zrealizował w pełni, bo przy filmie dobrze spędziłam czas zarówno ja, jak i mój mąż, który z powieścią Dashnera nie miał jeszcze styczności.
Ale nie obyło się bez zgrzytów, oczywiście…
Będę jak ten stereotypowy marudny czytelnik, kiedy wspomnę, że zabrakło mi w Więźniu labiryntu kilku ważnych wątków, które mocno ujęły mnie podczas lektury książki. Ich brak nie wpływa jednak na sens filmu – fabuła wydaje się spójna i logiczna, a pomysł Jamesa Dashnera zostaje dobrze i dość wiernie zrealizowany. Niepełnie, ale wiernie. Oczywiście, można czepiać się wielu drobnostek – racjonalnie myślący z pewnością wynajdą w filmie sporo niespójności – jednak ja biorę pod uwagę fakt, że mam do czynienia z takim, a nie innym gatunkiem, który rządzi się swoimi prawami. Bo czego jak czego, ale samych logicznych rozwiązań w science fiction doszukiwać się nie ma po co.
Sam Więzień labiryntu ujmuje przede wszystkim na innym gruncie – wizje fantastycznonaukowe wcale nie wysuwają się tu na plan pierwszy. To jako przykład kina akcji z nutą thrillera psychologicznego film Wesa Balla okazuje się najbardziej przekonujący. Od pierwszej do ostatniej minuty widz trzymany jest w napięciu, a błyskawicznie pędząca akcja i bardzo dobra postawa młodej ekipy aktorskiej sprawiają, że film rzeczywiście robi wrażenie i nie pozwala ani na sekundę oderwać się od ekranu. Oczywiście, po seansie pozostaje pewien niedosyt, ale mam wrażenie, że pod względem liczby niedomówień i tak gorzej wypada książka, która stawia dużo więcej pytań, nie oferując w zamian żadnych odpowiedzi. W przypadku ekranizacji widz ma po prostu apetyt na kontynuację, w przypadku książki musi walczyć z poczuciem rozczarowania, że więcej nie wie niż wie. Dlatego też polecam zarówno lekturę powieści Dashnera, jak i obejrzenie jej na ekranie. I film, i książka mają swoje wady i zalety, dzięki czemu całkiem dobrze się uzupełniają. Myślę, że nie przyniosą nikomu rozczarowań. Moja ocena: 7,5/10
Film obejrzany w ramach wyzwania 1000 filmów, które muszę obejrzeć.
]]>Źródło: filmweb.pl |
Sam Więzień labiryntu ujmuje przede wszystkim na innym gruncie – wizje fantastycznonaukowe wcale nie wysuwają się tu na plan pierwszy. To jako przykład kina akcji z nutą thrillera psychologicznego film Wesa Balla okazuje się najbardziej przekonujący. Od pierwszej do ostatniej minuty widz trzymany jest w napięciu, a błyskawicznie pędząca akcja i bardzo dobra postawa młodej ekipy aktorskiej sprawiają, że film rzeczywiście robi wrażenie i nie pozwala ani na sekundę oderwać się od ekranu. Oczywiście, po seansie pozostaje pewien niedosyt, ale mam wrażenie, że pod względem liczby niedomówień i tak gorzej wypada książka, która stawia dużo więcej pytań, nie oferując w zamian żadnych odpowiedzi. W przypadku ekranizacji widz ma po prostu apetyt na kontynuację, w przypadku książki musi walczyć z poczuciem rozczarowania, że więcej nie wie niż wie. Dlatego też polecam zarówno lekturę powieści Dashnera, jak i obejrzenie jej na ekranie. I film, i książka mają swoje wady i zalety, dzięki czemu całkiem dobrze się uzupełniają. Myślę, że nie przyniosą nikomu rozczarowań. Moja ocena: 7,5/10
Film obejrzany w ramach wyzwania 1000 filmów, które muszę obejrzeć.
Do ekranizacji tej książki jakoś specjalnie się nie paliłem, ale po Twojej opinii wrzuce sobie ten tytuł na swoją filmwebową liste 🙂 Będzie na wypadek dnia, kiedy mnie najdzie apetyt na coś tego typu.
Właśnie szukałem jakichś informacji na temat tego filmu, ale dzięki twjej recenzji, chyba najpierw przeczytam książkę 🙂
Właśnie wczoraj obejrzałam ten film. Pomysł rzeczywiście bardzo dobry i ciekawy, jednak zbyt wielka ilość absurdów spowodowała obniżenie oceny. Książki nie czytałam, dlatego nie mam porównania. Drugą część planuję obejrzeć.
Mnie ten film kompletnie się nie podobał. Schemat ograny do bólu, poganiał inny schemat jeszcze schematem 😉 Typowe Hollywood. Momentami wręcz chichotałam, tak było absurdalnie, a chyba nie o to twórcom chodziło 😉
No, ale może ja zwyczajnie jestem za stara na tego typu film 😉
Dlatego ja nie traktuję na serio sci-fi i zawsze biorę poprawkę na wybujałą fantazję autora książki i twórców filmu 🙂
Wybujała fantazja, ładnie określone 😉 Ja bym powiedziała, że raczej działania na zasadzie "a wrzućmy to, i jeszcze to, a może i tamto nie zaszkodzi, to nic że się kupy nie trzyma" 😉 No i nudne to było, jedna wielka schematyczność.
Tyle tylko, że w takich przypadkach pozostaje pytanie – czy czepiać się autora książki, że coś takiego wymyślił, czy raczej twórców filmu, że książce pozostali wierni 😉
Ja to się mogę czepiać tylko filmowców, bo książki nie znam 😉 I po tym filmie raczej nie poznam. Chociaż może to i dobrze 😀
Książka i film trzymają podobny poziom – miejscami dobry, miejscami przeciętny. Po obejrzeniu ,,Więźnia labiryntu" czułam niedosyt, ale nie bardzo potrafię konkretnie wskazać, czego mi brakowało.
Zarówno na książkę jak i film mam wielką ochotę. Mam nadzieję, że po tylu zachwytach naprawdę się nie zawiodę 😉
Całkiem niedawno obejrzałam film i wywarł na mnie ogromne wrażenie. Nie miałam okazji przeczytać książki, jednak gdy dostanę ją w swoje ręce na pewno nadrobię braki.
Karlina W. 😀
Film oglądałam wczoraj (książkę mam dopiero w planach) i szczerze, to rzeczywiście niespójności było dość sporo. Na pierwszy plan wysuwa się: Jakim cudem przez 3 lata, z taką ilością drewna, nie zbudowali drabiny? 😛 Wiem, reżysera by ze mnie nie było, film skonczyłby się po 5 min, ale jakoś zawsze znajdę jakiś nielogiczny szczegół ^^
Co do książki, to czytałam o niej i jedni uważają, że jest to sieczka i jeśli ma się poniżej 13 lat, to się spodoba, bo to niezbyt górnolotna literatura, a drudzy utrzymują, że jest pełna akcji i napięcia. Na pewno przeczytam, kiedy już odrobię się z zaległymi 9 recenzjami i 3 lekturami (Lalka, Pani Bovary, Zbrodnia i Kara). Książki chyba mnie przygniotą niedługo ._.
Moim zdaniem – i chyba dzieje się tak po raz pierwszy – film był lepszy niż książka. Zachęcona filmem przeczytałam w ciągu 3 dni całą trylogię i tak jak jeszcze pierwsza część była całkiem interesująca, druga nieco słabsza, ale trzecia to już w ogóle mnie nie powaliła… Jestem rozczarowana i spodziewałam się czegoś lepszego, zwłaszcza czytając książkę po obejrzeniu filmu i spodziewając się, że będzie – jak to zwykle bywa – lepsza. Zupełnie nie wyobrażam sobie ekranizacji trzeciej części, szczególnie jeżeli – hollywoodzkim zwyczajem – podzielą ją na dwa filmy – tam po prostu nic się nie będzie działo…
Właśnie czytam książkę, a nawet kończę. Na początku denerwowały mnie ogromnie te stworzone przez autora przekleństwa, ale w końcu się przyzwyczaiłam. Film mam w planach 🙂
O tak, mnie te przekleństwa także dobijały. Dobrze, że w filmie się nie pojawiają.
Skończyłam książkę, obejrzałam film i zszokowało mnie to, że tak dużo pozmieniali, niby drobiazgi a jednak…
Mówisz? To oznacza, że ja w dwa miesiące bardzo dużo zapomniałam z książki, bo wydawało mi się, że co prawda sporo wątków pominęli, ale generalnie bardzo od wizji autora nie odbiegli 😀