Wspomnienia pracownika kina: kilka najdziwniejszych / najgłupszych / najśmieszniejszych zdarzeń
Kilka lat spędzonych na pracy w kinie wiąże się z całą paletą przedziwnych wspomnień, które znajomi zawsze kwitują słowami: „opisz to i wydaj”. No to opisuję – ot, na poprawę nastroju czytelników Kreatywy i swojego własnego. Przez jakiś czas gromadziłam teksty klientów, wynotowywałam rzeczy zgubione i znalezione, opisywałam tu i tam najśmieszniejsze akcje, a dziś wybrałam dla Was kilka najsmaczniejszych kąsków. Żeby zrozumieć moją rolę, musicie wiedzieć, że pracowałam na stanowisku „Obsługa Widza”, czyli do moich zadań należało m.in. kasowanie biletów i sprzątanie sal po seansach (a także miliard innych rzeczy). Co jak co, ale przy takiej pracy zdecydowanie nie można się nudzić!
PS. Tylko dla dorosłych!
Zagubiona przyjemność
Zaczynam akcentem najmocniejszym, czyli wspomnieniem absolutnie najdziwniejszej rzeczy, jaką znalazłam podczas sprzątania po seansie. Kolejna polska komedia romantyczna, kolejna pełna sala. Najpewniej film nie dostarczył dostatecznych wrażeń, ponieważ pod jednym z siedzeń leżał sobie samotny i opuszczony… dostarczyciel przyjemności. Taaak jest, pierwsze spotkanie z gumowym dildo zaliczyłam w pracy, z piskiem witając jego widok. Miałam wówczas co do niego szatańskie plany – a to podrzucić go do męskiej szatni, a to zostawić w automacie na napoje, coby o poranku inna osoba mogła doznać równie wielkiego zdziwienia. Niestety, zostałam powstrzymana, ale na pamiątkę zostały zdjęcia. Choć sądzę, że gumowy koleżka wciąż czeka na właścicielkę (właściciela?) w pudle z rzeczami znalezionymi, więc jeszcze nie wszystko jest stracone…*
* sprostowanie: dostałam jasny cynk z kina, że jednak gumowy wylądował od razu na śmietniku.
Pęknięty jeż i jego kumpel bober
Multipleksy charakteryzują się tym, że często reklamują tych i owych. Dlatego widzowie mogą przed seansem dostać czekoladki, zupki chińskie, zdrapki, kosmetyki czy… maszynki do golenia. I właśnie te ostatnie wśród klientów mojego kina wzbudzały największe zainteresowanie, a co za tym idzie, wywoływały również najdziwniejsze reakcje. Oto kilka tekstów kobiet (K) i mężczyzn (M) na widok wręczanych im jednorazówek:
M (do towarzyszki): O, kochanie, nareszcie bobra przytniesz!
K: A to mogę na sali se pachę przejechać, bo trochę zarosłam?
K: Ale jaja, dam miśkowi, niech se wreszcie pytonga ogoli.
M: Nie, dzięki. My wolimy pękniętego jeża.
Śmierć ze śmiechu to miła śmierć. Ale dobrze, że mnie w tamtych czasach ominęła.
Źródło: flickr.com/erin m |
Bo przyjemność… Nie może zaczekać
A my znów w tematyce przyjemności. Bo, że ludzie lubią się do siebie zbliżać na zaciemnionej sali kinowej, to prawda stara jak świat. Jako pracownik kina byłam świadkiem takich zdarzeń wielokrotnie, ale dwie sytuacje zapadły mi w pamięć najbardziej…
Dramat numer 1: napisy końcowe, całkiem spory tłumek udaje się do wyjścia, tymczasem w ostatnim rzędzie dwudziestoparoletnia panna wciska na siebie bluzkę i szturcha nerwowo swego towarzysza. Brak reakcji ze strony tegoż wywołuje małą panikę, więc dziewczę zwierza mi się: „robiliśmy TO, no wie pani CO, a on teraz zasnął i dobudzić go nie mogę”. W takiej chwili nie wiesz, czy masz się śmiać, czy kipieć ze złości, ale pomagasz w akcji dobudzania, bo cóż innego pozostaje? Wybuch śmiechu można zawsze odłożyć na potem…
Dramat numer 2: niektóre przyjemności nie mogą czekać. Tyle że z czasem przestają być przyjemnościami, jeżeli dopadają człowieka nagle i niespodziewanie. Tych dwoje instynkt dopadł natychmiast po seansie, toteż jedynym punktem oparcia stał się dla nich śmietnik ulokowany w korytarzu za salą. Ten korytarz już nigdy nie był dla mnie tym samym spokojnym, miłym korytarzem, co zawsze, odkąd poznałam tych dwoje. Pan był jednak tak miły, że wysapał do mnie zapewnienie, że „za momencik skończą”. I skończyli. Cóż za ulga!
Samotny poranek z Hanną Montaną
To nie będzie śmieszne. Pora na wspomnienie z gatunku tych najbardziej przerażających. Początek 2009 roku – Miley Cyrus była wtedy jeszcze miła i słodka, przyciągając swoim filmem na sale kinowe tłumy rozwrzeszczanych nastolatek. Jednego z fanów Hanny Montany pamiętam do dziś, uznając go zdecydowanie za jednego z najdziwniejszych typów, z jakimi miałam w życiu styczność. Bo umówmy się, naprawdę trzeba być nieco dziwnym, jeżeli jest się facetem przed trzydziestką, w samotności (tj. przy całkowicie pustej sali) podziwiającym głupawą komedię dla dzieci. Pan ten uświadomił mi dwie rzeczy: że odpalenie papierosa podczas seansu wcale nie skutkuje uruchomieniem alarmu. I że łatwo odróżnić, czy w pozostawionym na podłodze kubku znajduje się napój czy zawartość człowieczego pęcherza. Kwestia temperatury.
Starsi panowie trzej
Kilka rozbrajających wspomnień wiąże się ze starszymi osobami, które tłumnie kin nie odwiedzają, ale kiedy już się pojawią… nudno nie jest.
Jednego z panów żona zwyzywała od perwersów i zboczeńców, serwując mu cios otwartą dłonią prosto w potylicę. Cóż biedak zawinił? Przed podaniem mi biletów zlustrował od góry do dołu kibić mą i głośno orzekł: „wolałbym, żeby pani była bez stanika”. Aha.
Drugiego troskliwa żona przyprowadziła za rękę, domagając się bym przyjrzała się jego ustom i znalazła sztuczną szczękę, którą zgubił dwa tygodnie wcześniej, jedząc „to białe” (popcorn, jak sądzę). Podziwiam refleks!
Trzeci z panów stanowi przykład typowego chama, ale niestety, jestem prostakiem i trochę się z tej sytuacji do dziś podśmiewam. Towarzysząca panu kobieta zatrzymuje się kilka kroków za nim, celem obejrzenia ulotek z zapowiedziami. Woła więc do niej: „Anito, pozwól no tu”. Brak reakcji. „Anito, pozwól mi tu!”. Anita dalej nic. Na to on: „Anito, kur*a, do nogi!”. Komentarz zbędny.
Źródło: flickr.com/Wahlander |
Najlepszy prawnik w mieście
Jak zapewne wiecie, regulamin multipleksów stanowi jasno: jedzenia i picia zakupionego poza kinem na salę wnosić nie wolno (choć jak ktoś bywał miły, pozwalaliśmy mu ukryć czipsy pod kurtką). Kilka minut tłumaczyłam to wyfiokowanej pani w futrze, która przytargała ze sobą wielgachną torbę z Burger Kinga. Obrzuciwszy mnie mięsem, zaczęła upychać burgery i fryty w torebce, ale nieszczęsna nie znalazła pomysłu na ukrycie napoju. Ponieważ wciąż odmawiałam wpuszczenia na seans, usłyszałam: „ty wiesz, kim ja jestem, dziecko? Ty wiesz kim ja jestem? Ja jestem prawnikiem! Najlepszym prawnikiem w tym mieście i daję ci ostatnią szansę – albo mnie wpuszczasz, albo wytaczam ci proces za dyskryminację”. Procesu nie było, choć ostatecznie pani prawnik na seans nie dotarła…
Nieodpowiedzialny rodzic
Jest coś, co wkurza mnie u widzów najbardziej – targanie dzieci na filmy przeznaczone dla dorosłych. Walentynki są, więc trzeba obowiązkowo wyrwać się na seans. A że pociechy nie ma z kim zostawić, niech obejrzy sobie, co to „miłość”. Albo co to nawiedzony dom czy morderca z siekierą. Można takim mówić, że film przeznaczony jest dla widzów dorosłych (albo np. od 16 roku życia), że pojawiają się tam śmiałe albo brutalne sceny. Nie dociera. Bo to ich dzieci i oni będą decydować. Kiedy w Oszukanej pojawia się moment powieszenia jednego z bohaterów, chłopiec, który siedział z mamusią na seansie, zaczął płakać i chować się pod fotel. Kiedy w innym filmie bohater mordował i gwałcił, pan musiał po kwadransie opuścić salę z rozhisteryzowanym maluchem. Nikt nie przyjmował do wiadomości, że Koralina to nie bajka dla dzieci – stada płacących przedszkolaków uciekały z kina już po paru minutach. Włatcy móch z ograniczeniem wieku? Eeee tam, niech się dzieci pośmieją z rodzicami z „ku*w” i innych „ch*jów”. Ale pewnie, to nie moje potomstwo, co ja się będę wtrącać do ich wychowania?
Szczytem głupoty pochwaliła się jednak pewna pani urządzająca w kinie urodziny swojej trzynastoletniej córki. Konspiracyjnym tonem oznajmiła, że podrzuci mi dwie „butelki wódeczki”, żeby się młodzież lepiej bawiła. No pewnie, od małego na całego!
Uff! Mam nadzieję, że przebrnęliście i że choć na chwilę uśmiech zagościł na Waszych twarzach. To tylko część kinowych wspomnień, ale za to jakich smakowitych! Może i Wy macie jakieś ciekawe historie związane z wizytami w multipleksach? Spotkaliście dziwnych widzów albo jeszcze dziwniejszą obsługę? Chętnie poczytam!
Taki tekst na rozpoczęcie dnia – bezcenny! 😉
Ach! uroki pracy z ludźmi… człowiek się śmieje… zwykle po czasie i przez łzy a z głupoty można doktorat napisać… ehhh bezcenne źródło wiedzy ;/
Ale wiesz, to coś akurat z Twojej branży – sama możesz być jak najsłynniejszy prawnik w mieście 😀
we wsi 😀 za mną moje żulki wołają: "Dzień dobry Pani Prokurator" jest rispekt na dzielni 😀
Łoł, niezła sława na wiosce, pełen podziw! 😀
Hahahaha, ten materiał nadałby się na artykuł do gazety :)) Świetne sytuacje. Podziwiam, że potrafiłaś zachować dystans co do sytuacji, ja pewnie śmiałabym się do rozpuku 😀
O Matko Boska! Innego komentarza nie mam.
Hah 🙂 Świetne!! Ciekawe, czy pan znalazł swoją sztuczną szczękę… i czy dildo odnalazło właściciela 😉 Ja nie miałam takich przygód, w kinie nigdy nie pracowałam, ale w sumie zazdroszczę. Pamiętam tylko jeden raz, to był Maraton Władcy Pierścieni, towarzystwo przyszło takie nieciekawe, młodzież wrzeszcząca i komentująca film… pracownicy uciszali kilkakrotnie – nie docierało. Ale po 1 filmie i po przerwie całe towarzystwo… zasnęło. Otóż grupka owa raczyła się w czasie seansu winem marki wino. Upili się i spali do samego rana 🙂
Strasznie nie lubię hałaśliwych ludzi. Bo że śmiecą – okej, ktoś za to bierze pieniądze, że po nich sprząta. Ale hałasowanie i przeszkadzanie innym jest strasznie wkurzające.
Świetne ;))
Nawet jeśli nie prawdziwe, to w każdym razie dobrze wymyślone – przynajmniej niektóre 🙂
Myślę, że tego nie dałoby się wymyślić 🙂 Skąd w ogóle taki pomysł, że miałoby być nieprawdziwe? Życie jest lepsze od fikcji, a to wszystko jest prawdziwym życiem.
Zabiła mnie sytuacja ze sztuczną szczęką! 😀
Pamiętam tą akcję z gumowym członkiem 😀 Grube były jeszcze reakcje na to jak antyperspiranty facetom rozdawaliśmy i nie wiedzieli z czym wogole mają do czynienia 😀
Pamiętam, że antyperspiranty wywoływały zdziwienie. Niestety… 😉
Ojej a ja miałam kiedyś możliwość pracy w kinie, ale zrezygnowałam. Za to na studiach przez rok robiłam jako kasjerka w hipermarkecie, też było wesoło 😉
Oj, z pewnością! Każda praca z takim tłumem ludzi musi być ciekawa – raz wesoła, raz dołująca 🙂
Haha w niektórych momentach na prawdę się uśmiałam 😀
są ludzie, są ludziska, są taborety, fortepiany 😀
jeszcze inni do tych trzecich się zaliczają 😀
całe życie z wariatami xD
Świetne historie, uśmiałam się. Ja takich doświadczeń niestety nie mam, ale raz jedna pani czytała panu na głos (obydwoje w podeszłym wieku) wszystkie, wszystkie napisy przez cały film. Może pan nie dowidział, ale dla pozostałych widzów było to nieco uciążliwe…
A z "Koraliną" mój młodszy brat był zaznajomiony już w wieku trzech-czterech lat. Podobało mu się, do tej pory lubi. I z tego co wiem, nie ma jakiegoś urazu do mnie czy do mojej siostry z tego powodu 😀
To dobrze z tym bratem. Ja jednak pamiętam całe tabuny zapłakanych dzieci i zażenowanych rodziców. Nie bez przyczyny limit wieku wyznaczono na 12 lat.
Nie/-stesty – PRAWDZIWE 😀 hhi pamiętam niektóre sytuację w/w 🙂 Daria 🙂
Działo się oj, działo wtedy 😉
Ja do multipleksów nie chodzę, ale z perspektywy pracownika małego kina mogę powiedzieć, ze u nas się takie rzeczy nie zdarzają. Co najwyżej ktoś w toalecie zostawi buteleczkę po opróżnionej setce, albo pusze po piwie za sedesem. Taaa… niektórzy panowie mają zwyczaj wysączyć browarka na kiblu przed seansem. W sumie nic nadzwyczajnego 😀
Ja kiedyś siedziałam obok takiej stukającej się parki. Tzn nie całkiem obok. Były między nami aż trzy wolne miejsca 🙂 Uciekłam, jak tylko skumałam, co robią. Podglądanie mnie nie kręci.
Pracowałam w kinie przez (tylko) 4 miesiące, ale niestety aż tak śmiesznych sytuacji nie miałam nigdy. Jednak z całą pewnością pracę tę będę wspominała długo i dobrze 🙂
Mnie nigdy się nic w kinie dziwnego nie przytrafiło (lub nie pamiętam już) – z perspektywy widza piszę oczywiście (a na seanse wnoszę kawę z Coffee Heaven ;), ale czasem myślę, że o mojej pracy też chyba książkę napiszę. Rozwala mnie to przyprowadzanie dzieci na seanse dla dorosłych, o czym piszesz. Pół biedy Władca Pierścieni, ale ostatnio czytałam na którymś blogu, że gość przyszedł z 9-latkiem na Wilka z Wall Street. Zastanawia mnie co też tacy ludzie mają w głowie.
Przyznam, że niektórzy ludzię to naprawdę niewiele mają w głowie – czasem dzięki temu można się pośmiać, a czasem nie wiadomo czy śmiać się czy płakać 😛
Tekst genialny! A ja myślałam, że to nudna praca. 😉 Ja tylko raz trafiłam podczas Nocy Filmów na gimnazjalistki tak zalane, że nie mogły wyjść z ubikacji. Potraktowałam to z powściągliwością, w końcu jak się jest w tym wieku i uda się wyrwać na całą noc z domu, to może woda sodowa uderzyć do głowy. I też wnoszę na seanse kawę z Coffee Heaven. 😀
Przez tekst jak najbardziej przebrnąłem, uśmiech również znalazł się parokrotnie na swoim miejscu. Ale głównie to jednak byłem przerażony, czytając Twoje wspomnienia :p Masakra! Od dawna już nie mam najmniejszych złudzeń, co do ludzi – to w potężnej mierze skończeni kretyni, a dodatkowo chamy – ale okazuje się, że ludzka głupota wciąż jeszcze potrafi mnie zaskoczyć! Te teksty odnośnie maszynek do golenia i "butelki wódeczki"… nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. Ale! Są też plusy! Weźmy chociażby tego pana, który obiecywał, że "zaraz skończą" – przynajmniej okazał się być słowny! W dzisiejszych czasach to niemała cnota! 😉
Hahaha, piękne i cudowne, szczerze się uśmiałam 🙂
W kinie nigdy nie pracowałam (uff, na szczęscie), ale jako ankieterka też miałam różne przeboje. Zwłaszcza z zagranicznymi turystami, zwłaszcza z Włochami, zwłaszcza z sycylijską mafią, która nie dość, że mnie podrywała, to jeszcze była święcie przekonana, że w Polsce się mówi po rosyjsku. Dzięki takim ludziom życie staje się bardziej kolorowe 😉
O tak, i od razu jest co wspominać 🙂
Fajnie się czyta te historie, ale zapewne w rzeczywistości nie jedna stanowiła spore wyzwanie.
http://czasy-angielskie.blogspot.com/
Podobno w jednym z multipleksów pani panu robiła przyjemności ustnie w okularach 3D 😀 Projektornia miała ubaw 😀
Chyba też powinnam zacząć zapisywać moje przygody z klientami 😉
O tak, praca na "stanowisku" obsługa widza – bezcenna! 😀
ja w kinie nigdy nie pracowałam, ale nie raz zdarzyło mi się w nim pojawić rzecz jasna 😀 miałam dość śmieszną sytuację na seansie 3 części sagi "Zmierzch" … w której to, dość sporą rolę ogrywała bohaterka Victoria – "zła" wampirzyca o rudych długich lokach… 🙂 kiedy film dobiegł końca i na sali zapaliły się światła, dziewczyna siedząca za mną niemal nie dostała zawału… 😀 dlaczego? odpowiedź widoczna w moim awatarku 😀
Hahah, fantastyczne! :)))
Chyba z 2 lata temu poszłam z moją siostrą oraz z koleżanką na premierę filmu Eda, który był puszczany na żywo w kinie. Na mój pech usiadłam koło pewnej pary. Podczas seansu usłyszałam kawałek ich rozmowy świadcząca o tym, że mężczyzna zabrał swoją partnerkę na ten seans z powodu tego, że Ed jest jej ulubionym artystą. Okazało się, że film według niego był grą wstępna, ale nie wytrzymał i w połowie projekcji zaczął wręcz wchodzić na swoją partnerkę. Nie licząc tego, że ich odglosy pocałunków były dość głośne, a mój lewy bok został pokopany to seans był udany.