Wpis urodzinowy: za co kocham lata dziewięćdziesiąte?
Kiedy kończysz 28 lat (tak, tak, to dziś) i wiesz już, że trzydziestka coraz bliżej, a wszystko, co beztroskie już dawno za Tobą, nachodzi Cię wiele wspomnień z dziecięcych lat. Tak sobie dziś myślę, że lata dziewięćdziesiąte, to był ostatni fajny czas na dorastanie. Domyślam się, że ci młodsi ode mnie o 10 czy 15 lat też będą z rozrzewnieniem wspominać swoje szczenięce lata, ale obserwując, co dzieje się na przyblokowych podwórkach czy w Internecie, dochodzę do wniosku, że tego wszystkiego, co przeżywało moje pokolenie już nie da się teraz doświadczyć… Poza domem mogłam spędzać cały dzień. Razem ze swoją „bandą” wymyślałam tysiące rozrywek, które umilały nam czas na dworze. Zabawy w podchody i ganianego, latanie wokół trzepaka, zbijak, państwa-miasta, guma, skakanie przez piłkę, krycie się pośród górek, traw i krzaków w okolicy osiedla, kąpiele w rzece, budowanie szałasów, wspinanie na drzewa, gra w nogę, zabawy w „sklep” i chowanego, zimowe szaleństwa na stadionie Włókniarza, udawanie Spice Girls i Atomówek oraz dziesiątki radosnych gier, których nazw nie pamiętam, a które do dziś mam przed oczami. Mamy z okna wołały na obiad, na który ładowało się co najmniej kilka osób. Kiedy coś się chciało, nie dzwoniło się z komórki (te przecież wtedy jeszcze do nas nie dotarły), nie zawracało nawet głowy domofonem, tylko szło za blok i całą grupą darło „mama”. No i mama zrzucała, co było trzeba, albo spuszczała na sznurku, jeżeli to miała być kanapka albo coś do picia. Wśród moich „wyczynów” w tych latach było jeszcze odwiedzanie toalet sąsiadów z dołu, kiedy nie chciało mi się wspinać do siebie na samą górę. Nie żebym pamiętała tę swoją uroczą bezczelność, ale za to sąsiedzi nie zapomnieli. Szkołę się wtedy lubiło, bo podstawówka to był fajny czas. Na przerwach wymieniało się karteczkami z notesów albo segregatorów, naklejkami z lizaków, kartami telefonicznymi czy „historyjkami” z gum do żucia. Organizowało się szkolne dyskoteki i tańczyło „przytulane” z ziomkami z klasy albo szalało w kółeczku w rytm Bomfunk MC’s czy Backstreet Boys. Ze szkoły wracało się całą bandą, nikomu nie śpieszyło się na tyle, by jeździć autobusem. W końcu najfajniejsi wracali „na nogach”, po drodze często błądząc po okolicznych terenach i docierając do domu bardzo, bardzo późno.
Do dziś mam u siebie segregator z naklejkami z „tamtych lat”. |
Najfajniejsze były „zielone szkoły”. Cy wyprawiało się na naszych – w Ustce, Krynicy Morskiej i Rabce (a właściwie „jakichś Ponicach”, jak pisałam zbulwersowana w swoim pamiętniku), to materiał na niezłą książkę. Do dziś, ilekroć spotykam kogoś z klasy, z nieustannymi wybuchami śmiechu wspominamy te swoje dzikie akcje i szaleństwa. Dziwię się, że nasi nauczyciele jakoś dawali radę nas okiełznać. Na ich miejscu nabawiłabym się nerwicy i zwariowała. Najcudowniejsze w tych czasach było to, że nie myśleliśmy nawet, że czegoś nam brak. Nie sądzę, aby nawet dziś, po latach, ktokolwiek z moich znajomych żałował, że w dzieciństwie nie miał konsoli, komórki czy Gadu-Gadu. Nawet jak ktoś miał Pegasusa albo Commodore, to korzystał z nich tak rzadko, że było to niezauważalne dla otoczenia. Byliśmy radośni, spędzaliśmy ze sobą całe dnie – przed szkołą, w szkole i po szkole, uprawialiśmy sporty podwórkowe i nikt nie chorował, nie słyszał o otyłości i lewych zwolnieniach z wuefu, a rany na kolanach leczył liściem babki przyklejonym na ślinę. Wsuwaliśmy czipsy, owoce prosto z drzewa, słodycze i oranżadki w proszku, zapijając to słodkimi napojami i żaden z rodziców nie miał paranoi na punkcie „eko”, „bio” i „bez glutenu”. Mimo tego byliśmy zdrowi, pełni energii i wyrośliśmy na silnych, normalnych dorosłych.
Kilka wspominkowych fotografii. |
Z tamtych lat pozostały mi „Złote myśli”, całe pudła zdjęć, pamiętnikowe opowiastki i kupa wspomnień w głowie. Żal mi każdego, komu nie dane było spędzić takiego dzieciństwa, jakie my mieliśmy. Te wszystkie dzieci zamknięte w domach z niepracującymi mamusiami, które nie wypuszczały ich dalej niż pod dom; dzieci urodzone w czasach, w którym komunikacja zaczyna się i kończy na czatach i esemesach – coś fajnego je ominęło. Coś, co zarówno ja, moi przyjaciele z dzieciństwa, ale też nasi starsi bracia i rodzice (wychowani w równie interesujących czasach) – wspominać będą do końca swoich dni jako cudowne, beztroskie i ultrakolorowe lata. Szkoda, że nie można już do tego wrócić, bo to były piękne i niezapomniane dni! PS Przygotowałam kiedyś na Deezerze playlistę z ukochanymi hitami lat ’90, posłuchajcie, jeśli chcecie powspominać – Best of ’90. Przeczytaj również:
Ja jestem z 1998r i moje dzieciństwo było podobne do twojego 😉 cały dzień na podwórku a mama nie mogła się doprosić żebym na obiad przyszła 😀 od rana do wieczora ah co to były za czasy. Uwielbiam muzykę z lat 80/90 która też przewijała się przez moje dzieciństwo. Dzisiejsze dzieci tylko w internecie siedzą chociaż zdażają się wyjątki 😉
Ps: Wszystkiego najlepszego 😀
Dziękuję 🙂
Jesteś dużo młodsza ode mnie, a jednak masz podobne wspomnienia – to bardzo, bardzo budujące 🙂
jestem dokładnie 10 lat młodsza od ciebie i w sumie to niektóre rzeczy z twojego dzieciństwa były także w moim 🙂 to zależy od wychowania, jakie się ma dzieciństwo. Są dzieci, które teraz konczą 10 lat i ich życie to komputer, a są takie, jak my kiedyś 😉
To prawda, chociaż u mnie w otoczeniu nawet 8-latkowie są uwiązani do konsol i tabletów.
Ja ostatnio robiąc porządek w starych kartonach odnalazłam też złote myśli, pamiętnik i zeszyt, który prowadziłam z kumpelą z podstawówki i gimnazjum, gdzie oczywiście wszystkich opisywałyśmy 😀 tak się śmiałam czytając to, że aż mnie brzuch rozbolał 🙂 oczywiście wszystko z powrotem spakowałam i mam nadzieję, że za parę lat ponownie wrócę do tych wspomnień 🙂
Hahah, ja w jakiejś książce znalazłam kartki z wróżbami z lekcji. Nie pamiętam nawet, czy na pewno mówiłyśmy na to wróżby, ale pisało się tam np. KLUCZ – nad literami były inicjały chłopaków, pod – dziewczyn i się odliczało, kto kogo Kocha, Lubi, Uwielbia, Całuje i Zdradza. Śmieszne takie, ale zajmowałyśmy się tym przez długie lata 🙂
Ja też niedawno skończyłam 28 lat – na początku stycznia, i przyznam, że aż mi się łezka w oku zakręciła jak czytałam ten wpis, swoją "wczesną młodość ;)" wspominam bardzo podobnie.
To były cudowne lata, cieszę się, że podobnie je wspominasz 🙂
Ja jestem rocznik 85, wiele z tego co opisujesz doświadczyłam, fajne były to czasy.
Oj tak, fajne, zgadzam się 🙂
Ale fajnie sobie poczytać takie wspominki. Miałam dokładnie tak samo. Jesteśmy z tego samego rocznika 🙂 Hah ja znam ludzi, którzy się wręcz chwalą, że ich dziecko w wieku 2 lat nic innego nie robi tylko siedzi w tabletach i komórkach… Dla mnie to porażka, naprawdę. Mam wrażenie, że wiele dzieci ma teraz naprawdę smutne dzieciństwo, mimo że jak to się mówi, mają wszystko. Tylko, czy to wszystko, w sensie elektronika, internety, zabawki itp. to naprawdę jest kwintesencja dzieciństwa? Nie sądzę.
Wszystkiego najlepszego! 🙂
Dokładnie tak. Dla mnie "wszystko" to przede wszystkim beztroska zabawa i obecność rodzica. Bo łatwo jest wcisnąć dziecku elektroniczną zabawkę i na tym skończyć zajmowaniem nim. Pytanie tylko, co z takiego malucha wyrośnie? Chyba lepiej się w to nie zagłębiać…
Dziękuję za życzenia :*
wszystkiego najlepszego 🙂
przeczytałam z łezką w oku 😉 jestem od Ciebie starsza o 2 lata, mieszkałam na wsi, ale poza tym pod wszystkim mogłabym się podpisać! strasznie mi szkoda jak wspominam te czasy i myślę co ominęło/omija mojego 10-letniego syna :/ a co będzie z jego dziećmi?
Od dawna nachodzi mnie myśl, że młodsze pokolenia mają coraz gorzej pod wieloma względami. Ale nasze dzieci też doświadczają czegoś, co wspominać będą jako wyjątkowe, nawet jeśli trudno to sobir wyobrazić.
Najlepszego 🙂 Rocznik '84 i wszystko o czym piszesz wspominam z takim samym rozrzewnieniem 🙂
Przybijam wirtualną piątkę 🙂
Jesteśmy niemal w podobnym wieku i Twoja wspomnienia są bardzo zbliżone do moich. Teraz dzieciaki całe dnie siedzą przed komputerem, zamiast pobiegać na dworze, pobawić się z innymi. Ja natomiast całe dnie spędzałam z koleżankami i kolegami. Wspólnie robiliśmy piesze lub rowerowe wycieczki, chodziliśmy nad wodę łapać żaby 🙂 Albo bawiliśmy się np. w podchody. Także szkoła to była czysta przyjemność. Cała przerwy spędzało się na wymianie karteczek lub innych skarbów. A teraz…. przemoc, nienawiść i zazdrość… Nie jest dobrze, oj nie jest.
O tak, wycieczki piesze i rowerowe też nam się zdarzały 🙂 A podchody wspominam najwspanialej!
Ech… Łezka się w oku kręci. 🙂
Oj, prawda 🙂
Ach, jak ja tęsknię za tym! Nie było komórek, nawet telefon w domu to była rzadkość, cały dzień spędzało się poza domem, bo po szkole zawsze gdzieś się poszło po drodze, nie mówiąc już o wakacjach… Kąpiele w rzece, mnóstwo segregatorów w karteczkami (do tej pory gdzieś je mam na strychu), zdarte kolana, kanapka łapana w łapkę i na dwór… Dzisiaj te dzieciaki niestety już tego nie znają, ale to było cudowne dzieciństwo, nie spędzane przed komputerem, bo komputer mało kto miał, ale z kolegami na żywo…
O tak, pamiętam, jak nawet nie przełykałam kanapki, tylko brałam ją ze sobą. Albo kilka sztuk, dla swojej bandy 😉 Ciężko mi sobie wyobrazić dzisiejszych dziesięciolatków z kanapkami z serem pod blokiem, to raczej mało modne.
Zgadzam się całkowicie – to było piękne, że spędzało się czas na żywo, bez czatów i innych bzdur.
Sto lat, sto lat 🙂
Ja za 21 dni skończę 30 lat i również nachodzi mnie nostalgia :]
Dziękuję! 🙂
Pewnie przy trzydziestce tym bardziej mnie najdzie na refleksję 😉
Oj, lata 90. to była magia! U mnie na osiedlu funkcjonowała mafia karteczkowa. 😀 A swoje pierwsze własne pieniądze zarabiałam, sprzedając ładne kamyczki sąsiadom. Uzbierałam z nich pieniądze na swoje pierwsze tamagochi – wtedy były one jeszcze piekielnie drogie. Ach, te wspomnienia!
No proszę, handel kamykami 😀 Ja sprzedawałam perfumy własnego wyrobu, ech 😉
A jeszcze gra w kapsle, zbieranie puszek po piwie i pudełek po zapałkach,gra w ścianę i bandy podwórkowe. Nasz nazywała się Brygada RR, jak z tej bajki Disney'a. Karteczki z notesików i "Złote myśli" 🙂 I książeczki SKO, pamiętam, że z pierwszej książeczki kupiłam sobie lalkę Barbie.I jeszcze to wylizywanie Vobowitu i te soczki w foliowych woreczkach. To były czasy! A te wieczorynki- Reksio, Kot Filemon, Żwirek i Muchomorek, Krecik 🙂
O właśnie, wieczorynki. Byłam w szoku, gdy okazało się, że je po TYLU latach zlikwidowano…
no co Ty?! Nie ma wieczorynek?! To co teraz jest? Ale masakra!
Gdzieś mam złote myśli (chyba), karteczek już niestety nie 🙁 Do teraz wspominam moje tamagochi i Barbie na rowerku przywiezioną z Chin – to był szał 🙂 Teraz dzieciństwo jest po prostu inne, ale mam nadzieję, że nasze dzieci też będą je wspominać z rozrzewnieniem (mimo że nie mają zielonego pojęcia o dzwonieniu z budki telefonicznej czy korzystaniu z kafejek internetowych 😉 )
Uwielbiałam Tamagochi! Nawet sobie miałam ostatnio na Aliexpressie zamówić, ale się powstrzymałam – są pewne granice sentymentów 😉
Lata 90te miały swój specyficzny, nie do podrobienia klimat – trochę na pograniczu kitu, ale to miało swój urok:) To była taka biedna, ale szczęśliwa Polska i radosne dzieci na szarych podwórkach biegające w ortalionowych mini dresach:) Pozdrawiam!
No tak, kolorowe dresy, wielkie białe buty i inne cuda to znak tamtych lat, ale wtedy to wszystko wydawało się takie "wow". Pewnie o naszym dzisiejszym ubiorze za lat 15 też będzie się dziwnie mówiło 😉
Tak bardzo zazdroszczę Waszemu pokoleniu! Ja niestety jestem młodszą generacją…chociaż wychowana w małym miasteczku umiem się wspiąć na drzewo czy trzepak! Zrzucanie przez rodziców np. ubrań z drugiego piętra, jak mi za chłodno było też nie jest mi obce 😀 Także aż tak źle ze mną nie jest!
xoxo
L.