Zaginiona dziewczyna – najpierw film, potem książka!
Nieczęsto zdarza się, bym oglądała film przed przeczytaniem książki, na podstawie której został nakręcony. Szczególnie w przypadku tak głośnych, szeroko komentowanych tytułów. W takich przypadkach aż chce się przestrzegać tej prawidłowej zasady, głoszącej, że najpierw się czyta, a potem ogląda. Ja postąpiłam odwrotnie i innym również polecać będę tę drogę. W tym przypadku takie rozwiązanie okazuje się wręcz idealne!
Zaginiona dziewczyna
To jeden z najciekawszych thrillerów psychologicznych, z jakimi miałam do czynienia. Zawiła intryga, umiejętne naruszanie chronologii zdarzeń, stałe podtrzymywanie napięcia i całe mnóstwo zaskoczeń – oto znaki rozpoznawcze Zaginionej dziewczyny. Do tego zestawu dołączyć należy ciekawie nakreślone portrety postaci – co widoczne jest zarówno w książce, jak i filmie, chociaż w tym drugim przypadku niestety nie dotyczy głównej roli męskiej – Ben Affleck jest takim drewnem, że całkowicie spłaszczył niezwykle złożoną osobowość Nicka Dunna. Ale po kolei… Amy i Nick byli kiedyś radosnymi gołąbkami, wręcz upajającymi się wzajemnie swoją miłością. W którymś momencie czar zaczął jednak pryskać – nasi bohaterowie przenieśli się na prowincję, gdzie rozpoczął się powolny proces ich wzajemnego wyniszczania się. Kolejne cudowne małżeństwo chyliło się ku końcowi, aż nadszedł ten dzień – dzień rocznicy ich ślubu. Dzień, w którym Amy przepadła bez śladu. Dzień, który wszystko zmienił. Widz i czytelnik obserwują w tym momencie kilka przeplatających się ze sobą historii – wspomnień z małżeńskiego życia bohaterów, wspomnień z pamiętnika Amy oraz bieżących wydarzeń, sprowadzających się do śledztwa, w którym głównym podejrzanym jest, rzecz jasna, mąż. Ale żeby nie było banalnie – Gillian Flynn funduje wszystkim prawdziwą jazdę bez trzymanki i snuje niezwykle zawiłą intrygę, której absolutnie nie da się zapomnieć. Film w reżyserii Davida Finchera zrobił na mnie tak piorunujące wrażenie, że w pewnym momencie zafundowałam światu wyjątkowo nieciekawy widok – moją rozdziawioną gębę, mianowicie. Chyba jeszcze żadna filmowa scena nie wywołała u mnie takiego szoku, naprawdę! Właśnie takich emocji poszukuję w kinie i cieszę się, że mogłam doświadczyć czegoś tak niesamowitego. Oczywiście, nie było się również bez irytacji. Obserwowanie Bena Afflecka na ekranie jest prawdziwą katorgą. Aparycją doskonale pasował do swojego bohatera, ale poziomem sztuczności byłby w stanie przebić nawet cycki stada gwiazd porno, wybaczcie porównanie. Dziwię się, że gość tak doceniany jako scenarzysta i reżyser bierze się w ogóle za aktorstwo. Nie mylili się ci, którzy fundnęli mu parę Złotych Malin. Drewniakom się takie coś absolutnie należy. Na szczęście widok Rosamund Pike rekompensuje wszelkie ułomności jej ekranowego partnera. Amy w jej wydaniu jest autentyczna, porażająca, fascynująca i niebezpiecznie piękna. Nie dziwi wcale, że Pike była jedną z murowanych kandydatek do Oscara. Jakkolwiek kocham Julianne Moore i jej rolę w Still Alice, tak ekranowe popisy jej młodszej koleżanki uważam za absolutne mistrzostwo świata, godne najwyższych laurów – to właśnie ją uhonorowałabym tą nagrodą, bez dwóch zdań. Stało się jednak inaczej i mam nadzieję, że pobudzi to Pike do działania – dotychczas niczym szczególnym się nie wyróżniała, więc Zaginiona dziewczyna powinna stać się punktem zwrotnym w jej karierze. Może nawet trampoliną na szczyt Hollywood, kto wie?Dlaczego najpierw film, potem książka?
Dzięki takiej kolejności działań mogłam zarówno docenić walory filmu, jak i rozkoszować się ciekawą lekturą. Znajomość fabuły zupełnie nie przeszkodziła mi w kontakcie z książką. Wręcz przeciwnie – jej lektura okazała się interesującym uzupełnieniem faktów przedstawionych w filmie. Niestety, momentami książka okazała się też dość przegadana, najeżona morzem dygresji. Scenariusz wiernie odzwierciedla jej treść, ale tych przydługich i zbędnych momentów jest pozbawiony, co sprawia, że jeszcze bardziej film Finchera doceniam. Polecam Wam zarówno obejrzenie filmu, jak i przeczytanie książki. Historia opowiedziana przez Flynn jest naprawdę nieprzeciętnie intrygująca, zaskakująca i ultraciekawa. Nieco bardziej podobała mi się w wydaniu filmowym, ale i książkę będę wspominać jako jedną z najciekawszych w moim literackim życiu. Bardzo się cieszę, że wokół tej opowieści zrobiło się tak głośno i że osiągnęła ona tak spektakularny sukces. Zasłużyła sobie na to – nie jest przereklamowana, nie jest sztucznym tworem, za którym stoi doskonały marketing. To naprawdę jest historia, która zasłużyła sobie na cały ten szum i wszystkie nominacje, nagrody i wyróżnienia. I nie był jej w stanie zepsuć nawet taki drętwus jak Ben Affleck. Moja ocena: 9/10 [F], 8,5/10 [K]Film obejrzany w ramach wyzwania ’1000 filmów’. Książka przeczytana w ramach wyzwania ’Grunt to okładka’.
Podpisuję się! Książkę czytałam już po seansie, a byłam meeega wciągnięta, świetna lektura.
Dokładnie tak! Dobrze, że ktoś mnie rozumie 😀
Mam opory przed obejrzeniem filmu przed przeczytaniem książki, to silniejsze ode mnie 🙂 Co do Affleca się zgadzam, potrafi zepsuć cały film. Tylko jedną jego rolę wspominam dobrze, w "Buntowniku z wyboru".
Ja też mam takie opory. Marcin czasem latami mi truje: 'obejrzyjmy to!', na co ja mówię: 'najpierw książka' i tak czekają te filmy i czekają. W końcu spontanicznie włączyłam 'Gone Girl' i nie żałuję, warto było.
Czytałam książkę i bardzo mi się podobała, do filmu zniechęca mnie właśnie drętwus Affleck, ale może się przełamię.
Spróbuj – warto, chociażby dla samej Pike.
Zamierzam przeczytać książkę, czytałam wiele pozytywnych recenzji na jej temat. Bardzo mnie ciekawi, chętnie też obejrzę film.
Udanej lektury i miłego oglądania życzę. Naprawdę warto!
Mój Boże, a myślałam, że jestem jakaś inna, bo nikomu z facebookowych znajomych ten film się nie podobał. A na mnie wrażenie zrobił, a właściwie zrobiła. Bo Bena nie trawię, jest nudny, zawsze i wszędzie.
Aż dziw, bo u mnie tendencja odwrotna – wszyscy zachwyceni 😉
Jeszcze nie czytałam, jeszcze nie oglądałam, ale czas to zmienić 🙂
W takim razie powodzenia 🙂
Chyba przecztytam książkę, chociaż film uważam za nieźle pokręcony (i to jest na plus), ale Bena widzę tak jak Ty- sztywniak z niego 🙁
Książka też jest mocno pokręcona, ale teraz, kiedy już wiesz, na co się nastawiać, na pewno inaczej odbierzesz jej lekturę 🙂
Jeden z moich ulubionych filmów – może nie jest idealny, ale nie przeszkadza mi to, bo tym i owym potrafi nadrobić swoje wady 🙂 Ze scen filmowych szczególnie daje po głowie pewna scena… ekhem… łóżkowa. Powieść również uwielbiam; pamiętam swoją reakcję, gdy wszystkie puzzle wskoczyły na miejsce i spowodowały opad szczęki.
To właśnie owa scena łóżkowa jest tą, po której autentycznie rozdziawiłam gębę w ciężkim szoku. W książce nie robi ona już takiego wrażenia.
ja również zabrałam się za to 'nie po kolei' a mimo to książka wciągnęła mnie na maksa!
I wcale mnie to nie dziwi 🙂
Oglądałem i ciężko się wypowiedzieć, nie spodziewałem się, że film będzie tak zakręcony, zagmatwany…
Ja również się tego nie spodziewałam, jest naprawdę mocno poryty. Ale i tak uważam, że warto poznać tę historię.
chętnie 😉 może w ten weekend obejrzę 😉
A ja poza tematem zapraszam do udziału w konkursie: http://czytelnicza-dusza.blogspot.com/2015/11/dzis-premiera-dziedzica-r.html
Właśnie skończyłam czytać inną książkę tej autorki. „Ostre przedmioty” to pozycja dziwna, przerażająca, wciągająca. Dla mnie była trochę zbyt obrzydliwa, ale jest godna polecenia.
Bardzo mi się podobał ten film;) Książki nie przeczytałam.
Oglądając ten film moja sympatia i antypatia do bohaterów zmieniała się w miarę jak postępowała akcja, abym na końcu stwierdziła, że oni oboje są świrami i siebie warci. Film naprawdę rewelacyjny, jeszcze na drugi dzień po jego obejrzeniu dyskutowałam z przyjaciółką na temat różnych zachowań postaci. Bardzo przejmujący.