Kiedy tylko przeczytałam opis tej książki, mówiący: „Powieść o dorastaniu w latach 2000+. O pierwszym pokoleniu, które nie pamięta PRL-u, i ostatnim urodzonym bez smartfona w ręku. Dźwięk modemu, godziny spędzone na Gadu-Gadu, granie w snejka i szok po śmierci Magika”, wiedziałam, że natychmiast będę chciała ją przeczytać. Swój egzemplarz otrzymałam jeszcze przed premierą, łapczywie się nań rzuciłam, a potem… Potem lekturę podzieliłam na kilkaset epizodów, urywając fragmenty tekstu w wolnych chwilach – na przystanku, na sedesie, podczas mieszania zupy. Nie dałam się wciągnąć w tę opowieść, jej afabularność mnie męczyła, a do końca dotrwałam wyłącznie z sentymentu.
Tak szczerze, to i ja bym dała tego typu książce wysoką poprzeczkę – bo dotyczy mnie, mojego okresu dorastania. Niestety jest bardzo trudno się przebić z tego typu tekstami, bo wiele ludzi utożsami się ze swoim minionym życiem i każdy chciałby przeczytać coś, co byłoby chociaż zbliżone, do tego, co pamiętamy – takie jest moje zdanie 😉 Ja pamiętam swój okres dorastania, pierwsze imprezy, zespoły a na Paktofonice się wychowałam i chyba pozostanę w swoich wspomnieniach, co nie znaczy, że nigdy nie przeczytam tej książki – może kiedyś… 😉
Czyli nie jestem jedyna. Podeszłam do tego tytułu z tym samym nastawieniem co Ty. Słowa-klucze mnie do niej przyciągnęły. Zabrałam się jak tylko wpadła mi w ręce i… po kilkudziesięciu stronach odłożyłam. Na lepszy moment – tak zakładam. Póki co wcale mnie do niej nie ciągnie. Toporna w odbiorze.
Brzmi zachęcająco. Zapisuję na mojej liście!
Powiedziałam sobie, że jeśli ta książka spodoba się Tobie, to dam się na nią namówić. Niestety widzę, że autorka nie wykorzystała potencjału drzemiącego w tej lekturze, zatem nie będę po nią sięgać. Szkoda, wielka szkoda…
P.S. Nie wiem, dlaczego Twoje nowe posty nie pokazują mi się w ulubionych, dlatego muszę ponadrabiać trochę. 🙂