kreatywa przegląd czytelniczy
||

Przegląd Czytelniczy 1/2018

Przegląd Czytelniczy Kreatywy – cykl wpisów, którego hasłem przewodnim jest „warto czytać”. Recenzje gorących nowości i interesującej klasyki, przegląd premier i zapowiedzi, książkowe polecanie i odradzanie.


Przyznaję, że pochodziłam do niej sceptycznie. Choć doceniam wiedzę i charyzmę autora, nie należę do fanów jego sposobu opowiadania. Zastanawiało mnie także, ile nowych treści znajdę w książce poświęconej tematyce, którą sama zgłębiam od lat, a poza tym byłam mocno zniesmaczona wysypem (prawdopodobnie) fałszywych recenzji na portalu LubimyCzytac.pl, które zamiast robić dobry marketing – odstraszały.
Dopiero rekomendacja zaufanej osoby przekonała mnie, że warto książce Radka Kotarskiego dać szansę. I nie zawiodłam się.
Włam się do mózgu nie jest ani podręcznikiem, ani poradnikiem. Nazwałabym tę książkę raczej interesującą rozprawą naukową podaną w lekkiej i zrozumiałej dla przeciętnego czytelnika formie. Odbiorcami książki Kotarskiego mają być zarówno nastolatkowie, jak i dorośli – wszyscy ci, którzy chcą (lub muszą) poszerzać swoją wiedzę i pragną robić to w sposób jak najbardziej efektowny.
Lista źródeł, z których podczas opracowywania książki korzystał autor, jest imponująca. Nigdy w życiu nie byłabym w stanie sama zmierzyć się z tyloma raportami, badaniami, publikacjami naukowymi i książkami. To, ile pracy Radek Kotarski włożył w powstanie tej publikacji, zasługuje na najwyższe uznanie. Docenić należy także to, w jak ciekawej graficznie formie została ta książka wydana. Choć niektórzy uważają jej warstwę graficzną za zbędne zapychanie stron, moim zdaniem zdjęcia, ilustracje, kolory i tabele czynią tę książkę wyjątkową i tak przyjemną w odbiorze. Nie wierzę, że ktoś chciałby czytać naukowe opracowania w zwyczajnej formie ciągłego tekstu – prędzej by przysnął i krytykował książkę za dostarczanie nudy.
Nie zawiodą się ci, którzy lubią styl wypowiedzi Radka Kotarskiego. Czytając tę książkę, można sobie wyobrazić, jak jej treść wybrzmiewa w ustach autora. Operuje on tutaj typowymi dla siebie metaforami i obrazowymi porównaniami, przytacza anegdotki i właściwie całym sobą tę książkę wypełnia.
Ile nowej wiedzy znajdą we Włam się do mózgu ci, którzy uczą się języków – nie mam pojęcia. Mnie większość przytoczonych sposobów była znajoma, ale w paru punktach Radek Kotarski mnie zaskoczył. Nieznane sobie pomysły na lepsze przyswajanie zaczęłam już wcielać w życie i widzę tego pozytywne efekty, dlatego ze spokojnym sumieniem mogę polecić Wam zapoznanie się z nimi.
Moja ocena: 9/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: „Pod hasłem” (Tytuł książki ma 3 spacje) oraz „Wyzwanie Czytelnicze 2018” (Książka, która sprawiła, że poczułaś/eś się młodziej).


masa o pieniądzach polskiej mafiiMasa o pieniądzach polskiej mafii

Podobnie jak to miało miejsce w przypadku książki Masa o kobietach polskiej mafii, również i tym razem zdecydowałam się zapoznać z opowieściami najsłynniejszego polskiego świadka koronnego głównie dlatego, że potrzebowałam krótkiego audiobooka do wypełnienia przestrzeni wokół siebie.
Kolejna porcja historyjek z życia polskich mafiozów zaskoczyła mnie o tyle, że rzeczywiście miała w sobie coś ciekawego i w przeciwieństwie do tej poświęconej kobietom, nie jest nastawiona na szokowanie wulgarnością i brutalnością. Nie żeby wnosiła coś do mojego obecnego życia, ale prawda jest taka, że w latach dziewięćdziesiątych byłam dzieciakiem, któremu wieści z Pruszkowa naprawdę działały na wyobraźnię i tę „spowiedź” Masy potraktowałam jako uzupełnienie wiedzy na temat tego, czego bałam się dwie dekady temu.
Z książki Masa o pieniądzach polskiej mafii dowiadujemy się, jak grubymi milionami obracał pruszkowski gang, w jakie biznesy lokował pieniądze i jak bliski był tego, by swoim hazardowym interesem zdominować cały kraj. Bliżej poznajemy tutaj także ważne persony ze świata polskiej i rosyjskiej mafii, a nawet odkrywamy, co łączyło Pruszków z brutalnymi kartelami narkotykowymi z Kolumbii, które zafascynowały świat w serialu Narcos.
Całość wypada bardzo przyzwoicie, więc jeśli macie ochotę zabić czas czymś „nowym”, to z pewnością historyjki o polskiej mafii zapewnią Wam sporo rozrywki na jeden wieczór.
Moja ocena: 6/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: „Pod hasłem” (Tylko i wyłącznie dwóch autorów ma książka) oraz „Wyzwanie Czytelnicze 2018” (Książka o rozliczeniu z przeszłością).


ketchup clouds annabel pitcher Ketchup Clouds

Annabel Pitcher pokochałam za niezwykłą powieść Moja siostra mieszka na kominku i bardzo mnie cieszy, że już za kilka tygodni w Polsce pojawi się kolejne jej dzieło. Chmury z keczupu – bo taki tytuł będzie nosiło polskie wydanie Ketchup Clouds – złamały mi serce i sprawiły, że nabrałam ochoty na przeczytanie kolejnych książek tej autorki. I nawet jeśli jest to literatura young adult, skierowana do czytelnika sporo młodszego ode mnie, nie dbam o to. Ta kobieta swoją prozą po prostu przemawia do mnie jak mało kto.
Chmury z keczupu to powieść epistolarna – w całości składająca się z listów nastoletniej Zoe do człowieka czekającego na karę śmierci. Nie obawiajcie się jednak – ta historia nie została stworzona po to, by Wami wstrząsnąć i nie ma przesadnie poważnej wymowy. Oczywiście, pojawia się tu wątek więzienny oraz mnóstwo refleksji nad życiem, ale przede wszystkim jest to lekka opowieść młodzieżowa z mocno zarysowanym wątkiem miłosnym.
Główna bohaterka Ketchup Clouds to dość naiwna i głupiutka małolata, ale trzeba Pitcher oddać to, że odmalowała złożony i interesujący portret tej postaci. Podobnie uczyniła z innymi bohaterami – siostrami i rodzicami Zoe, jej przyjaciółmi i ich bliskimi. Każda z postaci jest silnie zarysowaną, złożoną osobowością, o której losach chciałoby się przeczytać osobną książkę.
Ciekawe jest to, jak wiele emocji wzbudza postępowanie głównej bohaterki oraz wszystko to, co jej się przytrafia. Długo będę nosić tę historię w sobie, bo nawet w momentach, w których dziewczyna postępowała niewłaściwie, kibicowałam jej. Prawdopodobnie to dlatego zakończenie książki tak bardzo chwyciło mnie za serce i wycisnęło potok łez z moich oczu.
Polecam Wam tę powieść, jeżeli lubicie poruszającą literaturę młodzieżową, która poza wątkami miłosnymi kryje w sobie głęboki przekaz i potrafi zmienić coś w czytelniku. Żałuję, że nie jestem młodsza, bo pewnie wówczas w ogóle nie zwróciłabym uwagi na taki mankament, jak głupia gąska w roli głównej.
Tak czy siak – polecam z całego serca. Książkę w okolicach marca wyda wydawnictwo Papierowy Księżyc.
Moja ocena: 8,5/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: „Pod hasłem” (Książka, której autor lub ilustrator zostali nagrodzeni za swoją pracę przy tej lub innej książce) oraz „Wyzwanie Czytelnicze 2018” (Książka, której akcja dzieje się w Anglii).


margo tarryn fisherMargo

To, że ta powieść nie zrobiła na mnie tak kolosalnego wrażenia jak na innych, prawdopodobnie zawdzięczam temu, jak bardzo była przez wszystkich zachwalana. Sięgając po nią spodziewałam się czegoś powalająco dobrego, trzymającego w napięciu i totalnie wstrząsającego. Okazało się jednak, że choć książka rzeczywiście momentami wgniata w fotel, to nie jest aż tak absorbująca, jak obiecywano.
Albo po prostu na mnie inne wariatki nie robią już tak dużego wrażenia.
Margo to niezwykle złożona historia młodej dziewczyny, która zostaje zaprowadzona na skraj szaleństwa. Co ciekawe – w pewnym momencie w tę pułapkę szaleństwa wpada także czytelnik, któremu zaskakujące twisty fabularne zaczynają mocno mieszać w głowie – w takich chwilach aż chce się cofnąć do początków tej historii, by – wybaczcie kolokwializm – rozkminić, czy aby na pewno czegoś się tutaj nie przegapiło.
Środek tej powieści ma jednak słabe punkty – w pewnym momencie człowiek zaczyna odczuwać znużenie tą historią i dopiero mocne tąpnięcie kilkadziesiąt stron dalej wybudza go z marazmu. Być może było to celowe zagranie autorki – nie wiem – ale nie zmienia faktu, że na pewnym etapie miałam ochotę lekturę porzucić.
Cieszę się jednak, że dociągnęłam tę przygodę do końca, bo Margo to zachwycająco mroczna opowieść z totalnie popapraną główną bohaterką, której przez długi czas nie zapomnę. Wbrew zapowiedziom wydawnictwa – nie polecałabym jej jednak młodzieży. To zdecydowanie jest literatura dla dojrzałego, ukształtowanego czytelnika a nie dla dzieciaka, który mógłby znaleźć tutaj nie to, co należy.
Moja ocena: 8/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: „Pod hasłem” (Tytuł to jeden wyraz) oraz „Wyzwanie Czytelnicze 2018” (Książka o morderstwie/morderstwach).


żółwie aż do końca dwie okładkiŻółwie aż do końca

John Green to dla młodzieży autor kultowy. Miałam z nim do czynienia już kilka razy, dlatego też stawiam mu poprzeczkę bardzo wysoko, czego na pewno nie mógł zmienić gigantyczny szum wokół premiery Żółwi aż do końca. Podobno jest to najbardziej osobiste dzieło amerykańskiego pisarza, o którego wydaniu mówiło się już od paru ładnych lat. Szkoda, że nie na tym koncentrował się Bukowy Las reklamując tę opowieść, bo nieco myląca zapowiedź zwyczajnie książce tej szkodzi.
Czytając opis spodziewasz się powieści z wątkami kryminalnymi. Tak naprawdę jednak otrzymujesz romantyczno-obyczajową opowieść o nastolatce z gigantycznymi problemami psychicznymi. Gdybym nie spodziewała się czegoś zupełnie innego, prawdopodobnie byłabym bardziej uradowana tym, że nareszcie w literaturze ktoś zagląda w głąb umysłu osoby zniewolonej zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi. Tak się bowiem składa, że ten problem dotyczy nie tylko Johna Greena (stąd mowa o osobistym charakterze powieści), nie tylko głównej bohaterki, ale również i mnie. Nikt nigdy wcześniej tak o tym nie pisał, więc nie mogłam przejść obok tego obojętnie.
Szkoda jednak, że poza tymi moimi osobistymi doświadczeniami nie znalazłam w książce Greena niczego specjalnego. Niby porusza, ale nie zaskakuje. Niby mówi o czymś ważnym, a jednak nie zostaje w głowie.
Rozczarowaniem okazują się także – w większości – schematycznie sportretowani bohaterowie i mało realna fabuła oraz totalnie sztuczne dialogi. Dołóżmy do tego setki nawiązań do Gwiezdnych wojen i przepis na książkowe rozczarowanie gotowy.
Nie wiem na ile fani Johna Greena będą ukontentowani tą książką. Ja zawyżam jej ocenę wyłącznie ze względu na szalenie trafne oddanie tego, co dzieje się w głowie człowieka chorego, ale nie będę do jej czytania specjalnie zachęcać. Ten, komu problem OCD czy ogólnie wyobcowania w grupie nie jest znany, raczej nie znajdzie tutaj niczego interesującego.
Moja ocena: 6,5/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: „Pod hasłem” (Książka z wątkiem spadku/dziedziczenia czegoś – duża część fabuły opiera się na tym, że dziedziczką majątku zaginionego bogacza ma być… tatuara) oraz „Wyzwanie Czytelnicze 2018” (Książka, której akcja dzieje się w USA).


Oto pięć pierwszych książek przeczytanych przeze mnie w roku 2018. Ciekawa jestem, czy któreś z nich znacie albo macie na oku. Dajcie znać, co o nich myślicie.

Spodobał Ci się ten wpis? Polub Kreatywę na Facebooku:

6 komentarzy

  1. „Włam do mózgu” mam w planach kupić, kiedy tylko będę miała na to pieniądze, bo chciałabym już powoli uczyć się na przyszłe studia.
    Ciekawa jestem „Chmur z keczupu”, tak samo jak wcześniejszych książek tej autorki wydanych w Polsce. Piszesz o nich tak dobrze, więc grzechem byłoby tych powieści nie przeczytać. 🙂
    O Tarryn Fisher było swego czasu bardzo głośno. Lubię od czasu do czasu poczytać mocne książki, a już uwielbiam takie, które skupiają się na psychice bohatera. Jestem ciekawa, co też drzemie w umysłach innych ludzi. Z tego powodu też jestem ciekawa książki Johna Greena, ale boję się, że mi się nie spodoba. Może kiedyś po nią z ciekawości sięgnę, ale jak na razie nie jest ona moim priorytetem.
    A za mną dopiero dwie książki w 2018, więc widzę, że wracasz w dobrej formie po czytelniczym zastoju. 😀

  2. Żadnej z książek nie znam i szczerze powiem, że niespecjalnie mam ochotę po nie sięgać. Na pewno odpuszczę sobie Greena, bo wiele lat temu czytałam „Szukając Alaski” i powieść była dla mnie bardzo przeciętna. Potem pisarz zrobił się bardzo popularny, ale jakoś nie miałam chęć na powrót do jego powieści. Rozważę przeczytanie „Ketchup Clouds”, chociaż najpierw powinnam uporać się z pierwszą książką autorki, którą kupiłam dawno temu i wciąż jej nie tknęłam.

  3. Miałam ochotę na przeczytanie nowej książki Greena, ale właśnie opinie są o niej raczej słabe, a ja nie chcę sobie o autorze zepsuć zdania po tym, jak w „Gwiazd naszych winach” się zakochałam 🙂
    pozdrawiam!

  4. „Włam się do mózgu” dostała na święta moja babcia, ale tuż po świętach zaginęło. Czuję się zmotywowana do odnalezienia tej książki 🙂
    U mnie na liczniku w tym momencie 12 książek, z czego połowa to rosyjskie młodzieżówki i… omateńko, jakie to jest dobre <3 Zupełnie inne od amerykańskich, ciepłe, kameralne, bliskie.

  5. Hej, ja w kwestii wyzwania i Żółwi – w recenzji nie napisałaś nic na temat wątku, do którego dopasowałaś książkę, czyli spadku/dziedziczeniu… Będę wdzięczna za choćby P.S. i wyjaśnienie tej kwestii pod recenzją 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *