Kto dorastał przy "Gossip Girl", niech ogląda! Recenzja nowej "Dynastii" od The CW
Recenzja współczesnej wersji kultowego serialu Dynastia. Jak wyglądają nowi Carringtonowie i czy warto w ogóle Dynastię oglądać? No i co wspólnego ma ona z Plotkarą?
Kiedy w październiku zeszłego roku reboot jednego z najpopularniejszych seriali świata wylądował na Netfliksie, w ciągu kilku dni sieć zalała fala recenzji opartych na samym tylko jego pilocie. Choć i mnie korciło wówczas, by z Wami o nowej Dynastii pomówić, pomyślałam, że przeczekam ten pierwszy szum, sprawdzę, jak historia się rozwinie i dam sobie czas aż do oceniania będzie trochę więcej materiału niż pierwsze czterdzieści minut. Za nami piętnaście odcinków, 2/3 sezonu, zatem myślę, że warto już o ocenę tego zjawiska się pokusić. Moim zdaniem jest to serial, który wcale nie jest taką szmirą, jak to niektórzy oceniali.
Ile jest Dynastii w Dynastii?
Ten, kto oczekiwał, że współczesna saga rodu Carringtonów będzie czymś więcej niż tylko kolejną opowiastką z kategorii „guilty pleasure” – srogo się przeliczył. Podobnie przeliczyć musieli się ci, którzy spodziewali się jakichkolwiek głębszych powiązań pomiędzy tworem stacji The CW a kultową operą mydlaną z lat ’80. Faktem jest, że w nowej Dynastii pojawiają się doskonale znane nam nazwiska – Blake Carrington, Jeff Colby czy Alexis Carrington, ale całość niewiele ma wspólnego z tasiemcem, który przez tyle lat ekscytował widzów TVP. Jaki zresztą miałoby to sens, gdybyśmy w XXI wieku kopiowali coś, co miało zupełnie inny wymiar w swoich czasach? I do jakiego stopnia to kopiowanie miałoby sens, biorąc pod uwagę gigantyczne zmiany, jakie zaszły na świecie na przestrzeni tych trzydziestu pięciu lat? Można się przy tym oczywiście zastanawiać, po co w takim razie było w jakikolwiek sposób nawiązywać do Dynastii, ale myślę, że nowoczesne spojrzenie na rodzinę Carringtonów to całkiem udany pomysł, tym bardziej że ta dzisiejsza wersja jest nieco bardziej poprawna politycznie (wreszcie mamy tu jakichś czarnoskórych i Latynosów) i doskonale oddaje klimat naszych czasów, gdzie pół świata ekscytuje się dokonaniami takich „tworów” jak chociażby rodzina Kardashianów. Dawna Dynastia uznawana jest za serial kultowy i nic jej tego nie odbierze. Dzisiejsza Dynastia takich aspiracji nie ma. To po prostu milutkie kino rozrywkowe, które nie skłania do jakiejś głębszej refleksji, ale za to cudownie odpręża i naprawdę ekscytuje!
Co Dynastia ma wspólnego z Plotkarą?
Uważam, że ten, kto dorastał przy historii o zepsutych, bogatych nastolatkach z Upper East Side, doskonale odnajdzie się w opowieści o równie zepsutych i równie bogatych Carringtonach. Oczywiście oba seriale osadzone są w zupełnie innej rzeczywistości, ale pamiętać należy, że The CW celuje przede wszystkim w młodego odbiorcę, więc ta nowa Dynastia jest uwspółcześniona do granic możliwości i raczej nie przemówi do tych, którzy mieli okazję ekscytować się jej kultową „poprzedniczką”, a raczej do tych, którzy pokochali – równie kultową w pewnych kręgach – Plotkarę. Nie jest to zresztą skojarzenie wzięte z kosmosu, bowiem za obie produkcje odpowiadają ci sami ludzie – Josh Schwartz i Stephanie Savage. Dynastia w ich wydaniu to dobre wypełnienie luki po Gossip Girl i widzowie 25+, którzy ekscytowali się perypetiami B. i V., ewidentnie powinni znaleźć tu coś dla siebie. Blichtr, przepych, przesada, ciągłe intrygi i walki to tyko niektóre z cech wspólnych nowej Dynastii i tak uwielbianej przez moje pokolenie Plotkary. Jeżeli więc lubicie rozrywkę tego typu, śmiało po nowy serial The CW sięgajcie.
Jaka jest nowa Dynastia?
Gdybym miała odpowiedzieć bardzo krótko, powiedziałabym – totalnie przesadzona! Wszystko jest tutaj przerysowane do granic możliwości – wystrój wnętrz, wygląd i zachowanie bohaterów, wyciekające ze wszystkich stron bogactwo. Dynastii nie można traktować bardzo na serio i wydaje mi się, że podobnie podchodzą do tego zarówno twórcy serialu, jak i aktorzy. Widać tutaj zabawę z widzem i celowe popadanie w przesadę oraz to, że bycie częścią tego barwnego widowiska sprawia aktorom naprawdę dużo frajdy. Szczególnie dobrze na ekranie wypadają kobiety – postać Fallon Carrington zagrana przez przeuroczą Elizabeth Gillies jest fenomenalna! Fallon to dziewczyna z jajami, która wie, czego chce, jest świadoma swojego seksapilu i potrafi osiągać każdy z postawionych sobie celów – i czyni to z gracją i pazurem. Ciekawe jest jednak to, że za fasadą twardej, wyniosłej laski kryje się krucha dziewczyna, która nie potrafi pogodzić się z niesprawiedliwościami, jakie podsuwa jej życie. Nieco mniej wyrazistą, ale równie przyciągającą uwagę jest postać Cristal, w którą wcieliła się prześliczna Nathalie Kelley (Sybil z Pamiętników wampirów). Cristal ma charakterek, ma za sobą interesującą historię i potrafi sporo namieszać, by zdobyć to, czego pragnie.
Oglądam, podoba mi się 🙂
Faktycznie najlepiej wypada Fallon (ale ma charakterek). Blake mnie irytuje. Steven jest uroczy, ale taki chłopczykowaty.