||

Praca na swoim – wady i zalety [Zacznijmy Od Słowa, odc. 4]

Czy praca na swoim jest dla każdego? Jakie są wady i zalety freelancingu? Jakie trzeba mieć umiejętności, aby samodzielnie rozwijać biznes i radzić sobie w pracy na swoim? O tym w 4. odcinku podcastu Blog Firma.

Zapraszam do przesłuchania najnowszego odcinka podcastu, jeżeli temat pracy na swoim jest Ci bliski lub jeżeli zastanawiasz się nad tym, czy warto zrezygnować z etatu i „pójść na swoje”:

Przesłuchaj również na:

Transkrypcja odcinka:

Słuchasz podcastu Blog Firma – o blogowaniu i biznesie; zaprasza Klaudyna Maciąg. 

Hej, hej i cześć, dzień dobry, dzisiaj porozmawiamy sobie o wadach i zaletach pracy na własny rachunek. No bo jeżeli jesteś freelancerem, właścicielem małego biznesu albo blogerem, który myśli o tym, żeby założyć swoją firmę – albo już taką firmę ma – no to mniej więcej spotykasz się z tymi samymi bolączkami, ale też z tymi samymi wzlotami, co i inni pracujący w podobny sposób. I ja właśnie dzisiaj, z perspektywy osoby pracującej z domu, opowiem o tym, czy to jest fajne, czy to jest niefajne, czy to jest dla każdego… No bo często się zdarza tak, że ktoś mnie pyta: „Ej, czy to naprawdę jest takie super, że sobie leżysz w domu, w piżamce, całymi dniami, nic nie musisz robić, tylko sobie tam klikasz-klikasz, stukasz-stukasz?”. No, gdyby to było takie proste, to chyba każdy z nas zostawałby freelancerem, a jednak jeszcze jest tak, że dużo osób pracuje na etacie i się tego etatu trzyma, wierząc, że jest to stabilna i pewna robota.

Ten odcinek nagrywam teraz nieprzypadkowo, ponieważ w ostatnim czasie zdarzyło się coś, co kazało mi przypomnieć sobie o tym, no, że jednak praca na własny rachunek to nie zawsze jest taka kolorowa i… Chodziło o to, że przez ostatnie miesiące trzymałam się bardzo mocno dwóch dużych zleceń, trzymałam się ich w sensie takim, że cały czas byłam w gazie, cały czas bardzo dużo pracowałam, cały czas miałam jakąś taką adrenalinę w sobie, żeby działać, robić, każdego dnia, wykonywać kolejny punkt planu i tak dalej, i tak dalej. I kiedy jedno to zlecenie się skończyło – to było kilka tygodni temu – to już poczułam jakąś taką słabość w sobie, ale zaraz wystartowałam z kolejnym i znowu miałam pełną parę do działania – i w zeszłym tygodniu ja to zlecenie duże zakończyłam, i to się skończyło tym, że mój organizm powiedział: „Dobra stara, już przez tyle miesięcy mnie tak wykorzystywałaś na maksa, to teraz daj mi do cholery odpocząć!”. No i jak tak nie za bardzo na to zareagowałam, no to skończyło się tym, że miałam totalny zjazd, gorączkę ponad czterdzieści stopni, jakieś majaczenie, tego typu rzeczy – i od weekendu po prostu więcej śpię i odpoczywam, niż pracuję. No taka jest niestety kolej rzeczy, że jak się przepracujesz, no to ktoś wewnątrz Ciebie mówi: „Nieee, wyluzuj! Daj mi żyć!”. No i ja teraz daję mojemu organizmowi żyć, no a to przy okazji skłoniło mnie do tego, żeby jednak opowiedzieć troszeczkę więcej o tym, co jest dobrego, a co jest złego w pracy na własny rachunek. No i to jest właśnie ten dzisiejszy odcinek podcastu!

Korzyści i dobre strony pracy na własny rachunek

Mobilność i elastyczność

Jeżeli mam zacząć od dobrych stron, no to zdecydowanie największą moim zdaniem zaletą freelancingu jest taka mobilność i niezależność, i to, że mogę robić co chcę, gdzie chcę, kiedy chcę, mam elastyczny czas pracy i mogę go dostosowywać w pełni do siebie, do swoich możliwości, do swoich aktualnych potrzeb – bo na przykład zdarza się, że mąż ma urlop i jeżeli oboje pracowalibyśmy na etacie, no to nie byłoby tak łatwo nam zgrać tych urlopów, tymczasem ja mogę zrobić urlop właściwie w każdej chwili, mogę odpuścić sobie każdy weekend, każdy dzień w środku tygodnia, wszystko jest kwestią tego, jak ja sobie pozostałe dni zaplanuję. I to jest moim zdaniem kosmiczna zaleta – szczególnie, że jestem mamą i nie muszę być jednym z tych zdesperowanych rodziców, który staje przed dylematem czy posłać chore dziecko do przedszkola, czy narazić się pracodawcy.

A niestety jest mnóstwo osób, które muszą się cały czas tym kierować. I często ryzykują zdrowiem własnego dziecka, bo po prostu – no nie są złośliwi, nie są jakimiś tam chorymi ludźmi, którzy myślą tylko pracoholicznie – ale to często są ludzie zdesperowani, którzy po prostu nie widzą innego wyjścia, jak tylko posłać to dziecko do przedszkola, no a potem ewentualnie narażać się na to, że zarazi innych albo złapie coś gorszego, albo zaraz zadzwonią z tego przedszkola i tak dalej, i tak dalej. Ja na szczęście tego problemu totalnie nie mam i jeżeli potrzebuję, to mam wolne – na szczęście moja córka bardzo rzadko choruje i to jest po prostu cudowne i wspaniałe, natomiast wiem, że gdyby była taka potrzeba, to ja jestem w stanie w każdej chwili wziąć wolne – u samej siebie – i nadrobić po prostu to w innym czasie. No bo mogę sobie tak ustawić priorytety, żeby ona była ważniejsza, ona – czyli moja córka.

I to jest dla mnie największa zaleta – taka mobilność, niezależność, elastyczny czas pracy – czyli też to, że mogę pracować na przykład wieczorami, jeżeli ja akurat bardzo lubię pracować wieczorami, mogę też pracować rano, jeżeli wiem, że po południu mamy jakąś tam imprezę rodzinną albo jakieś inne plany i mogę to totalnie dopasować do tego, kiedy mam ochotę, kiedy mam wenę, kiedy mam chęci, siły, i tak dalej, i tak dalej. 

Sky is the limit – ograniczają Cię tylko Twoje możliwości

Drugą ogromną zaletą pracy na własny rachunek są nieograniczone możliwości zarobkowe. Bo prawda jest taka, że ja nie mam limitu, nie mam jakiejś górnej granicy, w przeciwieństwie chociażby do mojego męża – choćby nie wiem ile, nie wiem, dostał premii czy jakichś tam bonusów, to jest pewna kwota, której nie jest w stanie na etacie na ten moment przeskoczyć. Ja natomiast takiego problemu nie mam – wszystko zależy od tego, ile zleceń wykonam, jak je wycenię, co będę robić – czy na przykład może wymyślę coś, co mi zapewni dochód pasywny, i tak naprawdę wszystko tutaj zależy ode mnie. Jestem sobie sama panią – sterem, żeglarzem, okrętem, jak to się mówi i nie mam tego limitu – sky is the limit.

I to jest coś, za co bardzo tę pracę lubię – bo jeżeli parę miesięcy temu postanowiłam sobie, że muszę zwiększyć dochody, żeby mogło się to i tamto u nas zmienić, to ja po prostu to robię. To nie zawsze wiąże się z tym, że pracuję więcej, bo po prostu mogę też niektóre stawki zwiększyć – nabieram doświadczenia, działam już tyle lat, że mogę sobie na to pozwolić i wiem, w którym miejscu mogę sobie na to pozwolić, wiem też, że mogę wybrać zlecenia, które są lepiej płatne od tych, które – wiadomo – są gorzej płatne; w ten sposób zrezygnowałam z pracy jako korektor, bo po prostu nie opłacało mi się to finansowo – bo czasowo i właśnie finansowo dużo lepiej wychodzi pisanie tekstów na zlecenie niż robienie korekty książek. 

Rozwój i samokształcenie

Poza tym ciągły rozwój – to jest coś, co ja bardzo lubię, bo cały czas muszę sobie stawiać nowe wyzwania, mogę uczyć się czegoś nowego i jak większość młodych przedsiębiorców zaczynam od pracy jako „każdy” – w sensie jestem szefem, jestem marketingowcem, jestem księgową, tym, tamtym, grafikiem – wszystkim po kolei. Oczywiście po miesiącu już przestałam być księgową, bo to mi dostarczało takiego niesamowitego stresu, że tę działkę odpuściłam totalnie, no ale generalnie jestem jedną z tych osób, które właśnie póki co mają wszystko w swoich rękach, zajmują się tym, tym, tym i tamtym, powoli to się zmienia w moim przypadku, ale no – moja rekrutacja jeszcze trwa i jeszcze to troszeczkę zajmie, zanim zbuduję coś na kształt własnego zespołu. Ale też mam taka ciągłą potrzebę inwestowania w siebie, tego, żeby zgłębiać wiedzę, żeby się rozwijać, żeby – nie wiem – tu nabyć jakieś szkolenie, tu wziąć udział w wydarzeniu, tutaj przeczytać jakąś ciekawą rozwojową książkę – i to cały czas mnie trzyma, trzyma mnie w ryzach i cały czas zachęca mnie do tego, żeby działać.

No bo jeżeli pracowałabym na etacie, a nikt nie stawiałby mi jakichś takich większych wymagań, to obawiam się, że właśnie tak bym się troszeczkę zasiedziała, wracała do domu punkt – nie wiem – czwarta, piąta czy szósta i zajmowała się już po prostu tylko życiem. No i będę mówić jeszcze o wadach i w wadach będzie to, że nieustannie myśli się o tej swojej firmie, o tej swojej działalności i o tym co się robi, ale jest to też jakaś zaleta – że cały czas masz z tyłu głowy to, że wszystko zależy od Ciebie i jeżeli więcej się nauczysz, jeżeli zainwestujesz w swoją wiedzę, no to może Ci się to po prostu opłacić – i trzeba mieć to zawsze na uwadze. 

Jesteś swoim własnym szefem…

Następną zaletą, która jest moim zdaniem bardzo duża i która jednocześnie odsiewa te osoby, które nie nadają się do pracy na własny rachunek, to jest samodzielność. Samodzielność i odpowiedzialność. Tutaj trzeba bardzo szybko dorosnąć, wziąć byka za rogi – czyli brać swój los we własne ręce – i po prostu działać. I to jest też związane z ogromną presją, z ogromnym ciśnieniem i nie każdy jest w stanie tę samodzielność, tę odpowiedzialność po prostu na swoje barki wziąć i to jest jak najbardziej okej – bo to nie jest tak, że każdy z nas jest urodzonym przedsiębiorcą i każdy z nas tym przedsiębiorcą ma być, każdy z nas ma się sam sobą rządzić – nie, nie każdy nadaje się do tego, po pierwsze właśnie z uwagi na to, ile stresu to dostarcza, z drugiej strony także z tego powodu, że nie każdy jest w stanie sam się zmobilizować do pracy.

Ja jestem osobą samodzielną i bardzo mnie motywuje cała ta świadomość, że odpowiedzialność za mój biznes, za jakąś tam sytuację finansową mojej rodziny spoczywa na moich barkach, więc po prostu biorę się do roboty – siadam rano do komputera, klikam, stukam i tak dalej, i tak dalej – i pracuję. A są osoby, które bez bata nad głową nie dadzą sobie rady – po prostu nie będą w stanie usiąść do tej pracy, nie będą w stanie się zmotywować, jeżeli dwa metry od siebie mają Netflixa, a półtora metra w lewo mają lodówkę (tak jak ja w tej chwili mam), to nie zawsze będą w stanie po prostu oderwać się od tego czym się zajmują, by siąść do pracy. No i dla każdego co innego – ja akurat jestem osobą, która nie nadawałaby się na etat i nie umiałabym siedzieć nawet od tej 8:00 do 15:00 czy do 16:00 za biurkiem i z osobą, która mi siedzi nad głową i sprawdza, ile literek wklepałam – no bo ja w ten sposób nie pracuję, ja pracuję troszeczkę innym systemem i nie wyobrażam sobie tego, że ktoś właśnie siedzi i się rządzi, mówi mi, co mam robić i mi wylicza, ile zrobiłam – no nie, nie-nie-nie-nie-nie. Tu jest pełna elastyczność, ja bardzo lubię sama się mobilizować, umiem się zmotywować do pracy, lubię sama się motywować do pracy i to jest dla mnie jak najbardziej okej.

… czyli robisz co chcesz!

No i mam też tutaj taką wolność przy wyborze zleceń – właśnie nikt mi niczego nie zarzuca… Nie narzuca! Nikt mi niczego nie narzuca, nie mówi mi właśnie co i kiedy mam zrobić, jak nie chcę, to mogę z jakiegoś zlecenia zrezygnować, powiedzieć, że nie, przepraszam, nie będę się tym zajmować, bo nie mam czasu, nie mam ochoty. Po prostu mam pełną kontrolę nad własnym czasem, nad własnym życiem, nad motywacją, nad psychiką, nad wszystkim, co robię – i nie muszę bać się tego, że ktoś mi będzie ten czas wydzielał, ktoś mi ten czas będzie organizował, ktoś mi będzie mówił, że tak, dzisiaj mam napisać sto pięćdziesiąt opisów produktów dla producenta sznurówek – bo takimi rzeczami też zajmują się copywriterzy, a ja akurat masówkami tego rodzaju się nigdy nie zajmowałam i zajmować nie chcę, nie mam zamiaru. Gdybym pracowała na etacie być może musiałabym coś takiego robić, a tymczasem mam pełną wolność, pełną samowolkę i robię co po prostu chcę!

Marka to ja, ja to marka

Ostatnim punktem, który uważam za dużą zaletę pracy na własny rachunek, jest po prostu taka satysfakcja – to, że tworzę coś na własny rachunek, pod własnym imieniem i nazwiskiem czy jako własna marka; i daje mi to mega radość, bo wiem, że wszystko co robię, wszystko co zbudowałam, co stworzyłam, wszystkie teksty, wszystkie kampanie, wszystkie akcje promocyjne, które obmyśliłam, są w pełni moją zasługą, zawdzięczam to wszystko sobie. Zawdzięczam sobie to, że przyszli do mnie ci konkretni klienci – a niektórzy to są naprawdę, no, spore marki! A nawet jeśli są mniejsze marki, to i tak dostarczają wielkiej satysfakcji, szczególnie gdy trafiają z poleceń – no bo jeżeli z wyszukiwarki, no to okej, czuję się okej z tym, że dobrze pracuję nad stroną, że mam jakąś tam pozycję w Google, i tak dalej, i tak dalej. Ale jeżeli przychodzi do mnie kolejna, na przykład lokalna firma, polecona przez inną lokalną firmę, no to wiem, że robię coś dobrze i to mi daje ogromną satysfakcję.

Wady i słabe strony bycia freelancerem

Niepewny grunt pod nogami

No ale żeby nie było tak różowo, no to oczywiście nie mogę nie wspomnieć o wadach freelancingu – no bo takich niestety też jest całkiem sporo. No i wydaje mi się, że pierwszą z nich jest niepewność, bo tak naprawdę nie wiesz, co Cię czeka za chwilę. Czy – jeżeli zachorujesz, to co zrobisz ze swoimi zleceniami? Jeżeli pochoruje Ci się dziecko, no to jak ustawi Twoje plany? Jeżeli jeden, drugi, trzeci klient nagle się rozmyśli – no to czy będzie Cię stać w ogóle na prowadzenie tej firmy? I tak dalej, i tak dalej… Jednak etat, gdzie masz stałą wypłatę i przychodzi ten dziesiąty, piętnasty czy któryś tam i zawsze wiesz, że dostaniesz te pieniądze, daje jakiś taki komfort – komfort psychiczny, jakąś taką stabilizację.

Nigdy oczywiście, w żadnej pracy, nie masz pewności, że za chwilę – nie wiem – nie zlikwidują tej firmy, ale jednak jest to jakaś większa stabilność niż na freelancerce, gdzie masz brak ciągłości zleceń – bo nie zawsze te zlecenia są. No i ja akurat zdecydowałam się na założenie firmy w momencie, w którym wiedziałam, że stałe, comiesięczne zlecenia pozwolą mi na utrzymanie firmy. Mijają dwa lata, ja dalej te stałe zlecenia mam, więc nie sądzę, aby coś się tu zmieniło i tak naprawdę nie dotknął mnie jeszcze problem braku ciągłości zleceń. No, ale powiedzmy tam dziesięć lat temu czy ileś lat temu, to tak sobie żyłam od zlecenia do zlecenia, tu była jakaś korekta, tu wpadł jakiś tekst, tutaj jakieś przemówienie, i tak dalej, i tak dalej – i pamiętam jeszcze jak to dawniej wyglądało i wiem, że dużo osób właśnie ma z tym problem. Bo po prostu nigdy nie wiedzą, czy za chwilę nie będzie taki miesiąc, w którym zarobią dziesięć tysięcy, a w kolejnym czy nie zarobią tysiąca i cały ten tysiąc pójdzie na ZUS, prawda? Trzeba mieć świadomość, że to nie jest łatwe, że trzeba szukać może, że czasem trzeba się bardziej wysilić, że czasem trzeba z jakiegoś klienta zrezygnować, bo jest niewypłacalny i mimo że się lubicie, to nie warto z nim pracować, i tak dalej, i tak dalej. No trzeba mieć grubą skórę, trzeba mieć mocną psychikę, żeby mierzyć się z pracą na własny rachunek.

Odizolowanie od świata, czyli „niech ktoś ze mną porozmawia!”

Poza tym dużym problemem może być pewne odizolowanie od świata – i jeżeli siedzisz sobie cały czas w domu, pracujesz w domu czy nawet raz na jakiś czas wyjdziesz do kawiarni, to jednak nie rozmawiasz z ludźmi, zaczynasz rozmawiać – nie wiem – z kotem, z psem, ze świnką morską, i tak dalej, i tak dalej. A jak już wyjdziesz do sklepu to masz ochotę po prostu zagadywać kasjerki o najmniejszą pierdołę, bo gdzieś Cię tak ciągnie do tego, żeby pogadać. I są ludzie – ja jestem człowiekiem, który naprawdę nie potrzebuje do towarzystwa wiele, lubię swoją samotność, lubię po prostu pracować sobie sama, nigdy nie byłam jakąś wielką fanką roboty grupowej – no ale jednak to odizolowanie od świata czasami daje w kość. Bo mija cały dzień, kiedy siedzisz – nie wiem – dwanaście godzin za biurkiem, nikogo nie ma w domu i później zaczynasz świrować albo masz ochotę po prostu wyjść i gadać do obcych ludzi – no różnie się reaguje na to. Niektórym to nie przeszkadza i nigdy nie świrują – no mnie się to czasem zdarza. Także to odizolowanie od świata nie zawsze robi dobrą robotę, no ale są od tego biura coworkingowe, są kawiarnie, można czasem gdzieś tam wyjść i sobie postukać w te klawisze gdzieś indziej – jeżeli tylko się lubi w miejscu publicznym pracować, no to można w ten sposób próbować. 

Na freelancerce możesz przytyć!

Inną kwestią tutaj jest też to, że można troszeczkę się zaniedbać – i bardzo często słyszę, że freelancerzy po prostu po przejściu na pracę na własny rachunek zaczynają tyć! Bo więcej przekąsek mają na przykład pod ręką, albo nie mają czasu sobie ugotować porządnego obiadu, więc jedzą byle co, albo tak im mija cały dzień, że w ogóle zapominają o tym, żeby zjeść. No i prawda jest taka, że te moje ostatnie problemy to też się wzięły właśnie między innymi z tego, że ja przez te tygodnie bardzo mało czasu na jedzenie znajdowałam – ja potrafiłam ugotować obiad rodzinie, ale sama go nie zjeść, mało spałam – co też jest po prostu problemem, bo jeżeli nie umiesz znaleźć balansu między pracą, rodziną, domem i tak dalej, no to może się to właśnie tak skończyć, że mało śpisz, mało jesz, masz mało czasu na jakieś tam życie towarzyskie czy rodzinne i non-stop pracujesz. No i później organizm po prostu ma dosyć…

Jesteś w pracy 24/7

No a poza tym dochodzi do tego, że to ciągłe myślenie o pracy – no i to jest coś… Ja myślałam, że tego uniknę, nie wierzyłam w to, że po prostu przedsiębiorcy zawsze, non-stop myślą o firmie, ale niestety tak jest. To też się wiąże z tym, że akurat mam już teraz wszystkie maile przesyłane na jedną skrzynkę, więc o ile przez pierwszy rok nie miałam dostępu do maila służbowego na komórce, tak teraz już mam, więc nagle się okazuje, że wieczorem ktoś o coś pyta, wysyła wiadomość na fanpage, który prowadzę (a prowadzę ich kilkanaście) i tak dalej, i tak dalej. Trudno jest się od tego oderwać, bo jeżeli ja pracuję w mediach społecznościowych, to nie umiem, nie mogę, nie mam jak tego oddzielić – mogłabym oczywiście ignorować to, że ktoś właśnie wysłał zapytanie – nie wiem – o jakiś tam produkt czy coś w tym rodzaju, ale – nie wiem – być może to moja wrodzona nerwica, a być może jakieś inne kwestie, ale po prostu nie jestem w stanie tego zostawić o, tak po prostu – no nie. Jestem, wiem, że mogę załatwić to w pół minuty – odpowiedzieć „tak” lub „nie, nie wydaliśmy jeszcze tego”, „nie, nie sprzedajemy jeszcze tego” – no to to robię.

No i to sprawia, że żyję też tą pracą po godzinach – ale to też nie jest tak, że na przykład jeżeli spędzam czas z rodziną – nie wiem – jemy posiłek, idziemy do knajpy czy coś tam razem… Gramy w grę planszową chociażby, to ja po prostu mam wtedy wyłączony Internet w komórce i nie dostaję tych powiadomień – i tyle. I to powinno tak wyglądać, najlepiej by było oczywiście mieć jakieś oddzielne konta, ale tego się nie da zrobić, no bo fanpage prowadzisz z konta prywatnego, więc i tak dostaniesz te powiadomienia, a jeżeli masz ochotę sobie po prostu zobaczyć co u Twoich znajomych, no to… Czasem widzisz te wiadomości, które przychodzą na fanpage – i tyle. Także jest coś w tym, że ciągle się myśli o pracy, no i niestety ja też tego doświadczam.

Wysokie koszty prowadzenia firmy

Następny minus – no to oczywiście duże koszty firmowe. I tu trzeba brać pod uwagę po pierwsze – ZUS, który na początku jest trochę niższy, po dwóch latach już jest niestety dosyć wysoki, podatki – czyli podatek dochodowy oraz VAT, jeżeli ktoś zostaje VAT-owcem (mnie akurat się opłacało VAT-owcem być, więc jestem). Księgowość – tak jak mówiłam, po miesiącu zrezygnowałam z bycia samodzielną księgową, bo po prostu autentycznie jestem sobie w stanie przypomnieć to, z jakim stresem wysyłałam jakąś tam deklarację pierwszą w życiu do skarbówki i do ZUS-u, i robiłam przelewy – o nie, nie-nie-nie-nie-nie. Mam teraz mega dobrą księgową – niestety dopiero po dwóch latach taką znalazłam, ale lepiej późno, niż wcale – i jest warta każdych pieniędzy. I to, jaki mi spokój daje to, że ona tu jest, to jest po prostu nie do przecenienia. To jest koszt, ale to jest też inwestycja i uważam, że w księgową zdecydowanie warto zainwestować.

No a poza tym dochodzi do tego jeszcze legalne oprogramowanie – tak jak ja pracuję na pakiecie Office, no to co miesiąc muszę go opłacać; hosting, domena strony – jeżeli w jakiś tam sposób funkcjonujemy w sieci, do tego programy graficzne, dostęp do baz z grafikami i zdjęciami… No, na tego typu rzeczy w moim przypadku akurat trochę się tego zbiera, jeżeli chodzi o koszty firmowe. I wiem, że dużo osób się boi ZUS-u – i dlatego też wiele działalności zamyka się po dwóch latach, kiedy ten „duży ZUS” wchodzi – no i ja w pewnym momencie, jakoś tak po półtora roku działalności, powiedziałam sobie, że muszę jeszcze bardziej podkręcić swoje działania, żebym w ogóle nie odczuła tego, że będę płacić wyższy ZUS. No i była motywacja, motywacja jest – dałam radę i nie zwracam za bardzo uwagi na ten ZUS. To boli, oczywiście boli, bo wcale nie chcę tego płacić, no ale – trzeba być dorosłym, trzeba być poważnym, trzeba płacić, to się płaci, no i tyle.

Jesteś freelancerem, czyli tylko siedzisz w domu i klikasz – ale Ci fajnie!

No i ostatnie… Ostatni punkt to jest po prostu temat-rzeka, ale to, jaki jest wizerunek freelancera, jest ogromną wadą właśnie pracy na własny rachunek. Przypominam sobie taką sytuację, kiedy jeździliśmy z zaproszeniami ślubnymi. I tam w obrębie jednej miejscowości mieliśmy chyba pięć rodzin do zaproszenia i wszystkie te pięć rodzin niedawno, chwilę wcześniej, uczestniczyły tam w jakiejś rodzinnej uroczystości, podczas której oczywiście wyszedł nasz temat, ja byłam wtedy już freelancerem (bo ja zarabiam na pisaniu, no nie wiem, odkąd miałam czternaście czy piętnaście lat – mniej więcej gdzieś ten rejon). No i oczywiście przyjeżdżam i dowiaduję się: „A, no, tak, tak, słyszeliśmy, że Cię mąż będzie musiał utrzymywać!”, „A, no, podobno nie pracujesz, tylko siedzisz w domu!” – i tak dalej, i tak dalej.

Po prostu ludzie wiedzą, że pracuję z domu, ale wydaje im się, że to nie jest praca, że oczywiście na tym się nie da zarobić i ciągle pytają: „A tak właściwie, to czym Ty się zajmujesz?”, no i oczywiście: „Czy znajdziesz sobie kiedyś jakąś prawdziwą pracę?”, „Siedzisz w domu, więc mogłabyś robić jednocześnie to, to i tamto!” – i to jest najgorsze dla mnie, jeżeli mój mąż wie – rozumiem, że obcy ludzie mogą nie wiedzieć, ile zarabiam, czy zarabiam, czy mam jakiś wkład w nasze, nie wiem, życie, gospodarstwo domowe i tak dalej – ale mój mąż wie. Jeżeli on mi przeszkadza w pracy, bo uważa, że mogę w tym czasie rozwiesić pranie, zrobić mu kanapki do pracy, wstawić obiad, zmyć podłogę, pójść tam, podać to, podać tamto… To mnie autentycznie szlag trafia!

I ja mam propozycję od znajomego, żeby wynająć od niego biuro za naprawdę nieduże pieniądze – i ja ciągle tę propozycję rozważam, bo mnie po prostu czasem krew zalewa. Ja zawsze wtedy mężowi odpowiadam: „Kochanie, czy Ty, kiedy jesteś tam i tam, czyli w swojej fabryce, to dostajesz ode mnie telefon, że masz rozwiesić pranie? No nie!”. I to jest notoryczny problem dosłownie chyba każdej kobiety pracującej w domu, która jeżeli sobie nie ustawi odpowiednio towarzystwa dookoła siebie, no to wiecznie się będzie użerać z tym, że „a, przerwij pracę, zrób tamto!”, „a, wiesz co, idź odbierz coś tam” – i tak w kółko, i tak w kółko…

I to jest strasznie irytujące, bo rozbija całą pracę i jest też takie frustrujące z tego punktu widzenia, że ciągle jako freelancer jesteś sprowadzany czy sprowadzana do roli osoby, która po prostu sobie siedzi w domu i coś tam się bawi. I nie jest to miłe, bo o ile jestem w stanie zrozumieć, że są – nie wiem – pokolenia ludzi, którzy nie kumają tego – no nie wiem, podejrzewam, że babcia nie będzie wiedziała, o co chodzi z tą pracą; natomiast na przykład moi rodzice wiedzą, wspierają, szanują to, co robię i nigdy od nich nie słyszę, że mam sobie znaleźć „normalną robotę”, bo wiedzą, że mam firmę, że zarabiam, wiedzą, że robię coś dobrze i nie ma dla nich znaczenia to, że ja nie wychodzę do biura jakiegoś. Wręcz przeciwnie, też doceniają to, że w każdej chwili zajmę się córką, w razie gdyby była taka potrzeba i mam po prostu ten elastyczny czas pracy.

No ale są ludzie, którzy dalej tego nie rozumieją, którzy dalej gadają właśnie: „A czym Ty się zajmujesz? Siedzisz sobie w domu, ale fajnie… Tobie to dobrze!” – i jeżeli nie jesteś osobą odporną na takie gadanie, no to będzie Ci ciężko znieść to, że ludzie w taki sposób postrzegają pracę freelancera. No bo niestety – znajomi będą myśleli, że sobie leżysz, że zawsze jesteś dostępny (lub dostępna), że zawsze mogą do Ciebie zadzwonić, że non-stop mogą do Ciebie pisać na Messengerze i to – o rety, jakie to jest irytujące! Ja po prostu za dnia, kiedy muszę siedzieć na „fejsie”, bo taka jest moja praca i dostaję tonę wiadomości od ludzi, którzy widzą, że jestem online – ja im po prostu nie odpowiadam, w ogóle nie odczytuję tego, zostawiam to sobie na wieczór, na jakiś wolny czas – ale później dostaję sms-a: „Ej, ja widzę, że Ty tam siedzisz”, blablablabla, blablablabla, i „Dlaczego nie odpowiadasz?!”. No dlatego, że pracuję – jak Ty jesteś w pracy, to dobrze by było, żebyś też zajmował się swoją pracą, a nie pierdołami!

I znajomym jest to ciężko rozumieć – znaczy oczywiście, jeżeli moja przyjaciółka ma problem i do mnie zadzwoni w południe, to nie ma absolutnie sprawy, ja mogę nawet godzinę sobie z nią przegadać i od tego jestem, jako przyjaciółka czuję, że chcę, czuję, że muszę, czuję, że potrzebuję z nią porozmawiać – jestem. Jestem zawsze. Na szczęście też moje przyjaciółki w miarę to rozumieją, szanują, wiedzą, że pracuję i jak dzwonią, no to: „Sorry, że przeszkadzam Ci w pracy, ale-  blablablabla…”, a nie, że dzwonią: „Aaa, bo Ty sobie siedzisz w domu, więc ja sobie mogę tu poklepać, ja nie mam co robić, blebleble…”. 

Czy freelancing to droga dla Ciebie?

Myślę, że każdy, kto pracuje z domu czy z jakiegoś tam własnego biura mógłby podpisać się przynajmniej pod częścią z tych wad i zalet, które wymieniłam – ale na pewno ma też jakieś własne przemyślenia w tym temacie, więc jeżeli pracujesz w taki sposób, no to daj znać, co u Ciebie jest wadą, co jest zaletą, co się sprawdza, co jest problemem – i tak dalej, i tak dalej.

Natomiast jeżeli jesteś osobą, która dopiero myśli o pracy na własny rachunek… No to po prostu przesłuchaj sobie ten podcast jeszcze raz albo weź sobie do serca wszystko, co tu słyszysz, bo to nie jest tak, że praca w domu, z domu jest tylko i wyłącznie przyjemna, że w każdej chwili możesz sobie siedzieć w piżamce, w przerwie odpalić Netflixa, zająć się dzieckiem, pójść sobie na zakupy kiedy jest najmniej ludzi, i tak dalej, i tak dalej. Bo okej, to wszystko ma mnóstwo zalet, ale ma też swoje wady.

Jak dla mnie te wady są do zniesienia, jestem w stanie znieść i te wszystkie krzywe teksty, i to, że prowadzenie biznesu kosztuje, i że dostarcza to jakiegoś tam stresu – ale zalety przeważają. Zalety dla mnie przeważają, ja bardzo lubię taką robotę, świetnie się z tym czuję. Miałam krótki epizod pracy na – ciężko to nazywać etatem, bo po prostu w czasach studiów dorabiałam sobie w kinie – ale miałam taki epizod pracy „pod kimś” i, chociaż wspominam to całkiem fajnie, no to nie wyobrażam sobie siebie na długim dystansie w roli pracownika – po prostu. A Ty sobie sam odpowiedz – lub sama sobie odpowiedz – na pytanie kim chcesz być, co chcesz robić? Weź wszystkie za i przeciw, zanim rzucisz etat, to się upewnij, że dasz sobie radę – chyba że bogato wyszłaś za mąż albo się ożeniłeś i możesz sobie pozwolić na jakąś tam bardziej ryzykowną sprawę, no to – wszystko zależy od Ciebie. Przyjrzyj się po prostu swojej sytuacji – możesz, tak jak dawniej w Bravo Girl się robiło, wypisać wady i zalety tego chłopaka, czyli wady i zalety tej sytuacji, no i zastanowić się nad tym, czy freelancing to jest droga dla Ciebie.

To wszystko na dzisiaj, bardzo dziękuję za wysłuchanie kolejnego odcinka mojego podcastu. Jak już pewnie zauważyłeś lub zauważyłaś, co dwa tygodnie pojawia się nowy odcinek, więc widzimy się za kolejne dwa – słyszymy się za kolejne dwa! I do zobaczenia, do usłyszenia – dzięki, cześć!

8 komentarzy

  1. Lubię słuchać Twojego podcastu, mówisz rzeczowo, konkretnie, ale i sympatycznie. Znać, że pracujesz słowem 😉
    Też jestem osobą, która nie nadaje się na „posadkę”, co boleśnie odczułam podczas dwóch prób pracy na etacie… W obu przypadkach po niecałym 1,5 roku pracy byłam wypalona i sfrustrowana – bezsensownymi wymaganiami, umniejszaniem kompetencji, narzucaniem obowiązków z dupy, kompleksami przełożonych, dojazdami i brakiem swobody decydowania o sobie.
    Z tą pracą gdzie i kiedy się chce to może brzmieć jak instagramowe „właśnie siedzę i piszę tekst na bloga w ulubionej kawiarni”, ale dla mnie nie o to chodzi. Chcę się umówić do lekarza specjalisty, a terminy są tylko na przedpołudnie? Nie muszę nikogo pytać o zgodę na późniejsze przyjście do pracy. Chcę coś załatwić w urzędzie, który jest czynny do 15? Nie muszę się płaszczyć przed szefem, żeby dostać łaskawie urlop (i zmarnować ten urlop w urzędzie…). Nawet te zakupy w porach, kiedy jest mniej ludzi, o których wspomniałaś – dla mnie to bardzo ważne, bo choruję na zaburzenia lękowe i czasem większa ilość ludzi wywołuje we mnie atak paniki.
    Prawdę mówiąc nie mogę się doczekać, kiedy dopnę sprawy własnej działalności tak, by móc wystartować <3

    1. Jest dokładnie tak, jak mówisz – praca na swoim ma wszystkie te zalety (i jeszcze więcej!). Ma też swoje wady, to jasne, ale dobre strony zdecydowanie przeważają.

      Dziękuję Ci za dobre słowo, to bardzo miłe!

  2. Bardzo fajny podcast jak i cały blog. W tym artykule rzeczowo przedstawione wady i zalety bycia na swoim. Z moich doświadczeń wynika, że prowadzenie firmy jest przede wszystkim dla osób odważnych, a jednocześnie zmotywowanych. Osoby o słomianym zapale polegną. A do osiągnięcia sukcesu w samorealizacji potrzebne jest jeszcze szczęście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *