Kiedy tylko przeczytałam opis tej książki, mówiący: „Powieść o dorastaniu w latach 2000+. O pierwszym pokoleniu, które nie pamięta PRL-u, i ostatnim urodzonym bez smartfona w ręku. Dźwięk modemu, godziny spędzone na Gadu-Gadu, granie w snejka i szok po śmierci Magika”, wiedziałam, że natychmiast będę chciała ją przeczytać. Swój egzemplarz otrzymałam jeszcze przed premierą, łapczywie się nań rzuciłam, a potem… Potem lekturę podzieliłam na kilkaset epizodów, urywając fragmenty tekstu w wolnych chwilach – na przystanku, na sedesie, podczas mieszania zupy. Nie dałam się wciągnąć w tę opowieść, jej afabularność mnie męczyła, a do końca dotrwałam wyłącznie z sentymentu.
Recenzja powieści Lata powyżej zera
Podobno miał to być manifest mojego pokolenia. Ale tylko „podobno”. Autorka wyrzyguje na papier słowa-klucze i hasła kojarzące się z pierwszymi latami XXI wieku – Gadu-Gadu, czaty, Paktofonika, walkmany, t.A.T.u, pierwsze fajki na klatce schodowej, ataki na WTC, słuchanie płyt w Empiku itd., ale właściwie nic z tego nie wynika. W dodatku fabuła
Lat powyżej zera jest właściwie żadna, przez co można odnieść wrażenie, że zapoznajemy się tu z przypadkowym potokiem słów, który miał wzbudzić sentyment w dzisiejszych trzydziestolatkach, i nic poza tym.
Uderzenie w czułą nutę oczywiście zadziałało. Nawet jeśli książka mnie męczyła, to uśmiechałam się do swoich wspomnień, łapiąc się na przynętę zarzucaną przez Annę Cieplak. Niemal każdy z symboli tamtych lat, przywołany przez autorkę, jest mi bliski. Historia głównej bohaterki też jest mi bliska. To ciekawa postać, która sportretowana została tak zręcznie, że większość czytelników dorastających w tamtych czasach mogłaby się z nią utożsamić.
Czy jest to manifest pokolenia? Nie sądzę. Głębszego przekazu w tym wszystkim nie ma, książka jest raczej prosta i nie zostanie zapamiętana tak, jak powieści innych młodych – Masłowskiej, Nahacza czy Witkowskiego. To zaledwie wycinek rzeczywistości, odnoszący się wyłącznie do życia nastolatków, bez żadnego szerszego odniesienia. Co tu miałoby być manifestowane – nie wiem.
Myślę, że dobrze by tej książce zrobiło, gdyby była dłuższa. Póki co mamy tu przesycenie odniesieniami do lat 2000+, co wypada dość przesadnie. Gdyby wokół tego zbudować nieco bardziej złożoną i wciągającą historię, z pewnością
Lata powyżej zera miałyby szansę stać się powieścią kultową w pewnych kręgach. Póki co jednak nie różni się to od pamiętnika przeciętnej dziewczyny z rocznika ’87-’88, a przecież nie tego szuka się w literaturze.
Chyba na podstawie zapowiedzi postawiłam tej książce poprzeczkę zbyt wysoko. Żałuję.
Moja ocena: 5/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
„Pod hasłem” oraz
„Czytamy nowości”.
Tak szczerze, to i ja bym dała tego typu książce wysoką poprzeczkę – bo dotyczy mnie, mojego okresu dorastania. Niestety jest bardzo trudno się przebić z tego typu tekstami, bo wiele ludzi utożsami się ze swoim minionym życiem i każdy chciałby przeczytać coś, co byłoby chociaż zbliżone, do tego, co pamiętamy – takie jest moje zdanie 😉 Ja pamiętam swój okres dorastania, pierwsze imprezy, zespoły a na Paktofonice się wychowałam i chyba pozostanę w swoich wspomnieniach, co nie znaczy, że nigdy nie przeczytam tej książki – może kiedyś… 😉
Czyli nie jestem jedyna. Podeszłam do tego tytułu z tym samym nastawieniem co Ty. Słowa-klucze mnie do niej przyciągnęły. Zabrałam się jak tylko wpadła mi w ręce i… po kilkudziesięciu stronach odłożyłam. Na lepszy moment – tak zakładam. Póki co wcale mnie do niej nie ciągnie. Toporna w odbiorze.
Brzmi zachęcająco. Zapisuję na mojej liście!
Powiedziałam sobie, że jeśli ta książka spodoba się Tobie, to dam się na nią namówić. Niestety widzę, że autorka nie wykorzystała potencjału drzemiącego w tej lekturze, zatem nie będę po nią sięgać. Szkoda, wielka szkoda…
P.S. Nie wiem, dlaczego Twoje nowe posty nie pokazują mi się w ulubionych, dlatego muszę ponadrabiać trochę. 🙂